______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 15.04.1994 ISSN 1067-4020 nr 101 _______________________________________________________________________ W numerze: Tomasz Krolak - Kosciol wspolnotowy, sluzebny, otwarty Wieslaw Kot - Pozegnanie "inzynierow dusz" Jacek Arkuszewski - Anty-Oskar dla Spielberga Redakcja - To nie mial byc dokument... Michal Babilas - Luksemburg? Michal Babilas - Paszkwil czwarty, na paszkwile Marek Ancukiewicz - List do redakcji Jurek Karczmarczuk - Z piwnicy introligatora dyzurnego _______________________________________________________________________ Tygodnik Powszechny 14/1994, 3 kwietnia, przeslal Slawek Sapieha Tomasz Krolak KOSCIOL WSPOLNOTOWY, SLUZEBNY, OTWARTY ====================================== Rozmowa KAI ze Stefanem Swiezawskim, historykiem filozofii, audytorem II Soboru Watykanskiego Tomasz Krolak (KAI): - Panie Profesorze, w tych latach przezywamy jubileusz 30-lecia II Soboru Watykanskiego. Czy recepcja mysli soborowej w Polsce w ciagu minionego trzydziestolecia przebiegala w sposob zadawalajacy? I po drugie: czy mozna mowic o okresach zwiekszonej aktywnosci w tej mierze, czy raczej proces ten mial charakter staly? Prof. Stefan Swiezawski (SS): - Program soborowej odnowy jest czyms nieslychanie wielkim, powaznym i boje sie, ze u nas - z wielu powodow - nie zostal zrealizowany tak, jak by mogl byc. Przyczyna lezy w wielkim zranieniu Kosciola polskiego przez wlasciwie wiele wiekow oraz w okresie ostatnim. Walka o samo istnienie przygniotla jakby troske o pelnie duszpasterskiej odnowy. Pozostalo wiele postaw, ktore sa antysoborowe: postawa nacjonalistyczna, postawa zamknieta, jesli chodzi o ekumenizm; postawa feudalna, gdy chodzi o resztki sredniowiecznej koncepcji Kosciola, ktora tkwi ciagle - zwlaszcza w duchowienstwie. Tych postaw jest w nas wszystkich bardzo duzo, nie tylko wsrod ksiezy, ale i u swieckich, ktorzy jak gdyby chca takiego Kosciola. Mysle, ze jest tego duzo na przyklad na wsi polskiej. Zdarza sie, ze ludnosc nie chce ksiedza proboszcza ubogiego, tylko chce, zeby to byl bogaty pan, ktory bedzie przewodzil calej spolecznosci itd. Przelamanie tego nie jest kwestia ustaw, lecz formacji seminaryjnej, formacji swieckich katolikow oraz glebokiego intelektualnego i moralnego przestawienia ludzi. Aby u nas nastapilo widzialne przyjecie Soboru - potrzebne sa chyba jeszcze ze dwa pokolenia. KAI: - Czy na ten stan recepcji nie wplynelo, mimo wszystko, niedocenianie olbrzymiej rangi Soboru w skali dziejow Kosciola powszechnego? SS: - To bardzo wazna sprawa. W mojej perspektywie historiozoficznej i historycznej jest to zamkniecie pewnej epoki i rozpoczecie nowej. Zamkniecie epoki bardzo dlugiej, bo siegajacej wlasciwie az do pierwszych wiekow, mniej wiecej do IV w., gdzie zrealizowal sie edykt mediolanski <>. I wlasnie caly ten okres zostal zakonczony. (...) Niewatpliwie byl to okres, w ktorym pewne najistotniejsze cechy Kosciola nie mogly sie realizowac z calkowita swoboda, a nawet, w wielu wypadkach, zostaly znieksztalcone. Cala tragedia odpadniecia wielu krajow protestanckich, a wczesniej prawoslawia, jest w moim przekonaniu spowodowana bynajmniej nie czynnikami religijnymi, lecz pewna niewiernoscia wobec samej koncepcji Kosciola jako instytucji. Kosciol jako instytucja rozwijal sie tak, ze w pewnym momencie doszlo do rozerwania "dwoch pluc" - lacinskiego i greckiego - a potem do kolejnej tragedii: zerwania z protestantyzmem. Poznalem blizej sprawy husyckie i poczatki protestantyzmu luteranskiego: to byl okres, gdzie ludzie dialogu nie byli tymi, ktorzy decydowali. Oni byli w cieniu - mysle o Erazmie z Rotterdamu, o Mikolaju z Kuzy. To byla tragedia wynikajaca z utrwalajacej sie, teokratycznej i absolutystycznej koncepcji Kosciola jako wielkiego imperium doczesnego. KAI: - Jak wobec tego ocenilby Pan Profesor zywotnosc idei soborowych w tych krajach zachodnich jak Francja, Wlochy, Hiszpania, gdzie nie dokonalo sie wspomniane przez Pana zranienie? SS: - Mysle, ze to czego my sie tak strasznie boimy - owe przesady w realizacji Soboru, przesady w kierunku hiperkonserwatyzmu lub hiperinowacji - to jest znamienne dla tego rodzaju spoleczenstw, gdzie kontynuuje sie w pewnym sensie wielokierunkowosc i jakas swobode rozwoju. Ta swoboda, wbrew temu co sie mowi, wystepowala takze np. w sredniowieczu. Wielka obawa przed herezja zrodzila sie dopiero wowczas, gdy zaczela szalec inkwizycja; o wiele bardziej w czasach nowozytnych niz w sredniowieczu. W sredniowieczu byl i pluralizm teologii, i pluralizm nawet pewnych dazen heretyckich, ktore bywaly wycinane, straszliwie tepione ogniem i mieczem, jak w wypadku albigensow (byly to raczej sprawy polityczne niz czysto religijne). Owe przesadne tendencje, w jednym czy drugim kierunku - np. Lefebvre'a z jednej strony, a progresizmu z drugiej - nigdy mnie nie straszyly. To sa przejawy pekania pewnych form, ktore musza zaniknac. Natomiast w tych wlasnie krajach powstaly wspaniale i, powiedzialbym, bardziej juz w duchu soborowym dzialajace wspolnoty, anizeli nasze, najpiekniejsze nawet ruchy wspolnotowe. Powiedzmy sobie prawde: niemal wszystkie najbardziej idace naprzod ruchy wspolnotowe powstaly we Francji, to jest bardzo znamienne. Duchowe przemiany reprezentowane przez takie ruchy jak: Mali Bracia, Male Siostry, Wspolnota Blogoslawienstw, Mnisi Jerozolimscy itd. - to sa wlasnie owoce katolicyzmu, ktory uwaza sie nieraz za bardzo niedobry, bo rownoczesnie sa puste koscioly, ale inne (tak jest np. w Paryzu) sa pelne. KAI: - No wlasnie, niedawno mowil Pan Profesor o tym, ze wiek XXI bedzie tym, w ktorym dokona sie dzielo nowej ewangelizacji. Mowil Pan, ze nowa ewangelizacja to nic innego, jak realizowanie idei soborowych. W jakich ruchach i tendencjach w Kosciele, upatrywalby Pan Profesor "zaczynu", ktory moglby doprowadzic do "wiosny" Kosciola? SS: - Swego czasu uswiadomilem sobie, ze sa trzy cechy, ktore winien realizowac Kosciol, idacy w kierunku soborowym. Po pierwsze - autentyczna wspolnotowosc, to znaczy Kosciol nie kastowy, lecz wspolnotowy. Kosciol klerykalny jest Kosciolem kastowym i dlatego nie moze tu byc ani faworyzowania swieckich z odrzuceniem duchowienstwa, ani tez na odwrot. Musi byc gleboka wspolnota, zakorzeniona przede wszystkim we wspolnocie eucharystycznej. Stad kolosalna waga reformy i odnowy liturgicznej, albowiem prawdziwa liturgia jest tworzeniem wspolnoty: intelektualnej wspolnoty wiary (liturgia slowa) oraz wspolnoty ofiar i zmartwychwstania - czyli wspolnoty milosci. Po drugie - Kosciol sluzebny. Na Soborze mowilo sie, ze trzeba skonczyc z epoka konstantynska. Ona sie na szczescie w dziejach skonczyla; Kosciol stracil swoje panstwo, stracil straszliwe obciazenie polityczne, ktore sie z tym laczylo oraz cala falszywa ambicje teokratyzmu tzn. bezposredniej wladzy w porzadku doczesnym. Skonczyl sie takze absolutny monarchizm papieski. Bylismy na Soborze swiadkami wielkiego aktu Pawla VI, gdy zostala zdjeta i ofiarowana ubogim tiara - to jest to, co symbolizuje koniec okresu konstantynskiego. Znamienne jest, ze audytorom swieckim na Soborze Pawel VI ofiarowal w darze wspanialy egzemplarz <>, ktora ostatecznie jest dzielem, skierowanym przeciwko teokratyzmowi papieskiemu. W sredniowieczu krazyla legenda, ze w momencie, kiedy Konstantyn Wielki wydawal swoj <>, w ktorym oddawal pelna wolnosc i potege panstwowa Kosciola, rozlegl sie glos z nieba: "W tym momencie wlewa sie trucizna w cialo Kosciola". Uwolnienie sie od tej trucizny nastapilo dopiero na Vaticanum II. Sam niejednokrotnie slyszalem z ust Pawla VI: Kosciol chce sie wyrzec wszystkich sladow wladczosci, nie chce byc Kosciolem wladczym. To jest niezwykle wazne. Nie chodzi przy tym tylko o wladanie panstwowe, ale o wladanie proboszcza w parafii, biskupa w diecezji, przeora w zakonie. Niedawno czytalem polski przeklad <>, gdzie tlumaczenie slowa "ministerium" brzmi "urzad" Kosciola. A przeciez to nie jest urzad, lecz sluzba! Po trzecie wreszcie - i jest to bardzo widoczne w pontyfikacie Jana Pawla II wyrazniej nawet, niz u Pawla VI - otwartosc. Kosciol otwarty, to znaczy naprawde realnie szukajacy porozumien, a nie roznic. Vaticanum II, to pierwszy Sobor w historii, w ktorym nie bylo zadnego "anatema"; swiadomie i celowo skreslono slowo "potepienie". Chodzilo o samookreslenie siebie, okreslenie tego, czym jest Kosciol; zwlaszcza <> jest tego wspanialym przykladem. Nastepnie: ten wielki ekumenizm, to znaczy nie tylko laczenie sie z prawoslawiem i protestantyzmem w lonie chrzescijanstwa, ale szukanie powiazan zwlaszcza z wszystkimi religiami monoteistycznymi, przede wszystkim z judaizmem (co teraz tak wspaniale sie realizuje w tym pontyfikacie Jana Pawla II). Chodzi takze o ekumenizm w stosunku do wszystkich religii. (...) Wreszcie: ekumenizm z wszystkimi szukajacymi. KAI: - Panie Profesorze, dlaczego dzis tak czesto ludzie kieruja sie ku innym, niechrzescijanskim czy nawet a-chrzescijanskim poszukiwaniom, np. New Age? SS: - To nie jest rzecz nowa. Studiujac wiek XV zetknalem sie z silnym nurtem teozoficznym. Gdy czyta sie publikacje New Age czy o New Age - to jest wlasciwie to samo. Znamienne, ze to sie ciagle powtarza. Na przyklad w wieku XV wystepowal motyw "trzech omamiaczy", ktorymi byli Mojzesz, Chrystus i Mahomet - to byli ci, ktorzy "omamili ludzkosc". Ale oto przychodzi konstelacja gwiazd - gloszono w tzw. "horoskopach religii" - ktora zwiastuje, ze chrzescijanstwo wreszcie sie skonczy, wygasnie! Teraz z kolei Era Wodnika ma pokazac kres chrzescijanstwa... To jest tylko wyzwanie, przejaw tego, ze chrzescijanie nie zyja pelnia chrzescijanstwa, w ktorym wiele pieknych motywow teozofii znajduje pelny wyraz i ugruntowanie. Sama glebia autentycznej teologii daje odpowiedz na wszystkie zagadnienia, natomiast przyczyna roznych teozoficznych i innych poszukiwan bierze sie glownie stad, ze ludzie sa zrazeni do wielu instytucji koscielnych. Wyraznie widac pewien antyinstytucjonalizm, zrazenie do klerykalizmu, do pewnej ciasnoty intelektualnej, do jurydyzmu, ktory kladzie sprawy prawne ponad wszystko itd. Dlatego ludzie zwracaja sie do teozofii. Pamietam, ze pokolenie moich babek bylo bardzo przejete roznymi tendecjami teozoficznymi. Dlaczego? Dlatego, ze katolicyzm, z ktorym sie one wowczas stykaly, byl straszliwie skarlowacialy, nie dajacy zadnej odpowiedzi na caly szereg potrzeb ludzkich. Istnieje zatem wyzwanie do poglebienia intelektualnego - tak filozoficznego, jak i teologicznego. KAI: - Niektorzy jednak ida dalej, mowiac o koniecznosci pewnego "dostosowania" chrzescijanstwa do wspolczesnych potrzeb, tzn. o jego metamorfozie w kierunku zwiekszenia mozliwosci oddzialywania na wspolczesna umyslowosc, na dzisiejsza wrazliwosc religijna. Czy podziela Pan Profesor ten poglad, a jesli tak, to w jakim kierunku owe przeobrazenia mialyby pojsc? SS: - Przede wszystkim chrzescijanstwo winno byc skoncentrowane na autentyczna swietosc. Matka Teresa z Kalkuty nikogo nie razi, podobnie Pier Giorgio Frassati czy ks. Kornilowicz. Pierwotne Laski tez nikogo nie zrazaja - wszystkie "teozofy" tam ciagnely i Zydom bylo tam dobrze. To byl ten punkt, ktory w morzu niecheci do Zydow byl inny, a zarazem jak najbardziej chrzescijanski. Nie chodzi zatem o jakakolwiek zmiane chrzescijanstwa, lecz po prostu o dojscie do jego sedna! Pamietam doskonale - mialem wtedy 18 lat - swoj pierwszy pobyt w Rzymie, wraz z ks. Kornilowiczem, ktory byl moim przewodnikiem. Bylem kompletnie zbuntowany; nic mi sie nie podobalo. Moja postawa zmienila sie dopiero w katakumbach oraz dzieki temu, ze mialem blisko naprawde swietego czlowieka, z ktorym chodzilem po Rzymie. Ponadto osoba Jana XXIII zmienila jakby rzymski barok, ktory mnie dotad draznil. To zloto nabralo zupelnie innego sensu od czasu, gdy on sie zjawil. Nadetych kardynalow jest coraz mniej, coraz wiecej zjawia sie autentycznych kardynalow gotowych na meczenstwo, bo to oznacza ich czerwony stroj. To sie przemienia, i to jest potrzebne; nie trzeba niczego wiecej! KAI: - Panie Profesorze, wydaje sie, ze nadchodzace czasy, zarowno w Polsce jak i w calej Europie, beda stawialy chrzescijanom coraz wieksze wymagania z uwagi na narastajace tendencje bagatelizowania ponaddoczesnego wymiaru ludzkiej egzystencji. Wydaje sie wiec, ze bycie chrzescijaninem dzis, bedzie poprzedzone - byc moze czesciej niz w minionych latach (zwlaszcza w Polsce) - autentycznie osobistym wyborem; wyborem, za ktorym stoi koniecznosc - ale zarazem pewna szansa - "zindywidualizowania" chrzescijanstwa, bardziej swiadomego przezywania na co dzien tego, co jest jego istota. Czy podziela Pan intuicje, ze chrzescijanstwo na dzis i jutro to chrzescijanstwo trudniejsze? SS: - Absolutnie tak! Wydaje mi sie ponadto, ze warunkiem nowej ewangelizacji jest ewangelizacja w duchu trzech wymienionych wczesniej podstaw: wspolnotowosci, sluzebnosci i otwartosci. Bez tego nie bedzie realizowana ta ewangelizacja, o ktora chodzi. Jest jeszcze jeden punkt, ktory trzeba uwzglednic: nie gorszyc sie pewnymi opisami historykow. Niektorzy katolicy powiadaja bowiem: bron Boze nie podkreslac tego, co bylo negatywne w dziejach Kosciola. Tymczasem jest to bardzo falszywe, bo trzeba patrzec na wspanialosci i na okropienstwa. Wydaje mi sie wart przypomnienia poglad podkreslany przez niektorych historykow, ze ewangelizacja sredniowiecza dotknela wlasciwie tylko pewnych elit, nie siegajac gleboko. Dotknela ona przede wszystkim klasztory. Ale ludnosc pozostala w polmagicznym poganstwie. I gdybysmy tak "pogrzebali", to nasze chrzescijanstwo nie bardzo jest chrzescijanskie. Gdybysmy na przyklad zrobili uczciwa ankiete pod haslem: "w co ludzie wierza" - czy byloby wielu, ktorzy by naprawde uznali wszystkie elementy Skladu Apostolskiego? Nie wiem. Przeprowadzona ostatnio we Francji ankieta wykazala, ze 80 procent ludzi wierzacych wierzy w reinkarnacje, a nie w zmartwychwstanie. Jestesmy wlasciwie masa neopoganska! Nie ma chrzescijanstwa, ktore by nie bylo przezywane w duchu Blogoslawienstw, darow Ducha Swietego. Jesli tego nie ma - to nie jest chrzescijanstwem. Nowa ewangelizacja dlatego jest konieczna. W pewnym sensie bedzie to pierwsza ewangelizacja, bo chrzty zbiorowe, ktore byly dokonywane w sredniowieczu, objely poszczegolne jednostki, ale masa zostala wlasciwie nietknieta. (...) Caly Kosciol w epoce nowozytnej byl nastawiony na utrzymanie sukcesu politycznego, a z drugiej strony na walke. Nie zdajemy sobie sprawy, do jakiego stopnia jestesmy wychowani pod wplywem kontrreformacji! Wlasciwie cale nasze wychowanie chrzescijanskie jest kontrreformacyjne - to jest ciagla walka. Dlatego uwazam, ze Polska powinna nawiazywac o wiele bardziej do Polski Jagiellonow. Nie tylko dlatego, ze to byla jedyna w swoim rodzaju, wspaniala koncepcja federacyjna, ale dlatego, ze to bylo chrzescijanstwo nie nacechowane jeszcze duchowoscia walk religijnych. Natomiast my ciagle zyjemy duchem walki i przemocy, co bardzo zaciesnia nasz katolicyzm. Musimy sie z tego wyzwolic. Pomyslalem kiedys, ze Polacy sa wychowani przez kontrreformacje (Skarga) i przez Sienkiewicza, a to jest wlasciwie zaprzeczenie Polski Jagiellonskiej. Uwazam, ze idealy jagiellonskie nie sa tylko wspanialym reliktem naszego "zlotego wieku", ale to, co w nich istotne, moze sie stac mysla przewodnia tej Europy, ktora mamy budowac i w ktorej mamy realizowac nasze chrzescijanstwo. ---------------------------------------------------------------------- Jurek K_uk: Czy ktos dobrze poinformowany moglby mi wyjasnic dlaczego reformacja i oddzielenie sie protestantow od Stolicy Piotrowej ma byc uwazane za *tragedie*? Czy monopol Urzedu na pewno sprzyjalby sluzebnosci i otwartosci Kosciola? ________________________________________________________________________ "Wprost", 20.02.1994, przepisal J.K_uk Wieslaw Kot POZEGNANIE "INZYNIEROW DUSZ" ============================ Upadl komunizm, rozsypal sie romantyczny wzorzec, sztuke zzera rak postmodernizmu, inteligencja humanistyczna schodzi z areny dziejowej - skonstatowali uczestnicy kongresu "Kultura czasu przelomu" (Poznan, 2-5 lutego). Nie byli jednak zdecydowani, czy umiescic te zjawiska na liscie zyskow, czy strat. Przez ostatnie stulecia Europa miala ruchoma stolice: od cesarsko-papieskigo Rzymu, przez Paryz - zrodlo idei rewolucyjnych i mod artystycznych - po Berlin, stolice dwudziestowiecznej socjaldemokracji i totalitaryzmu. Ku ogolnemu ubolewaniu, obecna stolica Europy jest Nowy Jork, a zwlaszcza dwie jego ulice - Wall Street i Broadway. Przypomniala o tym Anna Milanowsky z Wiednia, ostrzegajac, ze swiat Zachodu jest duchowo wyjalowiony do tego stopnia, ze bez zastrzyku energii i pomyslow ze Wschodu moze popasc w uwiad i degrengolade. Pamietajmy, ze zapowiadal ja jeszcze Chruszczow, a z nim lewicujacy intelektualisci w rodzaju Sartre'a. Zachod, ktorego teatr modernizuje Rumun Ionesco czy Polak Grotowski, dawno ma za soba euforie otwarcia granicy ze Wschodem. Europejczycy znaja juz Polakow nie tyle jako rodakow Mrozka, Gombrowicza, a nawet Jana Pawla II, lecz takze jako "bohaterow kroniki kryminalnej z bulwarowej prasy". "Europa Wschodnia napiera: dzika, obca, przerazajaca" - pisaly przed dwoma laty austriackie gazety w dniu, kiedy Andrzej Wajda przywiozl premiere <>, a pociagi z Bosni tlumy zabiedzonych i wyleknionych uciekinierow. Popularna prasa pod naglowkami "Kac po weselu poety" starala sie poinformowac austriackiego widza o podlozu konfliktow gosci weselnych z malej wsi pod Krakowem: "Polska byla od XIV do XVII wieku najpotezniejszym krajem Europy Wschodniej, ale zawsze panowal w niej chaos. W XVIII wieku osiagnal on rozmiary zaglady i wtedy Prusy, Austria i Rosja podzielily kraj miedzy siebie. Od tego momentu Polacy marzyli o czasach, kiedy byli najpotezniejsi i marza o tym do dzisiaj.". Andrzej Wajda ludzil sie, ze uda mu sie wprowadzic <> do kanonu dramaturgii europejskiej, choc nawet powazni krytycy przypominali, iz "historia Krakowa, Galicji, Polski, ten szalony galop, przeplatany zjednoczeniami, rozbiorami, zdradami, wydaje sie salzbursko-lacinsko-niemieckiej rzeczywistosci tak odlegly, jak zapadla Turcja". Kiedy juz wydawalo sie, ze karta sie odwrocila, kiedy krytyka obsypala spektakl komplementami, a jednoczesnie wyrazami ubolewania, iz salzburska spolecznosc "nie jest dostatecznie przygotowana" do odbioru egzotycznego arcydziela ze Wschodu, August Tierner, odtworca roli Pana Mlodego, ucieszyl sie w jednym z wywiadow z tego, w czym Wyspianski upatrywal istoty tragedii swoich bohaterow - z tego, ze Jasiek zgubil zloty rog, nie doszlo do zjednoczenia Polakow i wybuchu kolejnego powstania. "Bardzo dobrze sie stalo, ze chlopak go zgubil - ocenia gwiazda niemieckiego teatru i kina - no bo co by to bylo, gdyby rzeczywiscie zadal? A tak przynajmniej tancza". Richard Taylor ze Swansea wyjasnil, co sie stalo we wschodniej Europie. Rewolucja przemyslowa na Zachodzie od 150 lat buduje nowe tory kolejowe, samochody i samoloty, dzieki czemu obywatele moga latwo zmieniac miejsce pobytu, jezyk i obszar kulturowy. Na przegrodzonym granicami Wschodzie - od Estonii po Chorwacje, gdzie tory i drogi sa bez porownania gorsze, a panujaca ideologia byl kult Franciszka Jozefa albo "socjalistyczny internacjonalizm" - sposobem na przetrwanie dla malych narodow okazala sie bezkrytyczna milosc wlasna. Dla obywatela Imperium Brytyjskiego, "United Kingdom" oznaczalo obszar, na ktorym panuje demokratyczny porzadek i prawa wolnego rynku. Dla Polaka natomiast jego kraj to miejsce, gdzie w ojczystym jezyku mawia sie pacierze i czyta narodowych poetow. Jezeli teraz, po 150 latach praktykowania tak roznych wersji Europy, mamy ambicje, by lansowac nasz duchowy dorobek w Paryzu, czy Wiedniu, nie powinnismy sie dziwic, iz "polskosc" sztuki, ktora uwazamy za nasz najwiekszy skarb, robi nam takie samo wrazenie jak "finskosc" czy "tajwanskosc". Krzysztof Czyzewski przypomnial, ze polska inteligencja, obrazona na Zachod, ktory nie kwapi sie, by zalatwic za nas nasze wazne sprawy, nie zauwazyla, iz skonczyl sie XIX wiek, a razem z nim zdezaktualizowalo sie poslannictwo nauczyciela i lekarza, polegajace na "pielegnowaniu narodowej indywidualnosci". Pol wieku temu "inteligencja narodowa" niepostrzezenie przeszla w "inteligencje dysydencko-opozycyjna", ktora walczyla z totalitaryzmem w imie wartosci "europejskich i chrzescijanskich". To ona powolala do zycia byt o nazwie "Europa Srodkowa". Wszystko wskazywalo na to, ze nareszcie nastapi przewietrzenie zasciankow i po raz pierwszy w naszej historii powstanie kadra specjalistow od polityki zagranicznej, integracji europejskiej i pokolenie pisarzy poruszajacych sie ze swoboda w "tematyce europejskiej", do ktorej tesknili pod komunistycznym jarzmem. Nic podobnego - jak wiemy - sie nie stalo. A "jesien narodow 1989" pokazala, ze Polacy, Czesi, czy Wegrzy, z podobna mitologia kleski, etosem narodowym i tesknota za Zachodem, maja sie naprawde dosyc. Tak naprawde laczyla ich tylko nienawisc do sowieckiego okupanta, wiec np. Czesi nie pala sie do tego, by mroki wlasnej historii zastapic kompleksami polskimi - i odwrotnie. Owszem, polski inteligent, ktory moze po raz pierwszy w zyciu przekroczyl granice na Odrze, mial okazje, by sie zorientowac, ze nasze wejscie do Europy oznacza przyjecie europejskich standardow w mysleniu i dzialaniu, a nie obwozenie po zachodnich stolicach wystawy krakowskich szopek. To wymagaloby jednak dokonania skoku intelektualnego - od nauki jezykow do porzucenia pozycji duchowego wodza narodu (Polska) na rzecz roli np. skromnego scenarzysty (Francja). Spora czesc inteligencji od tego wysilku uchylila sie z latwoscia i robi to, co dotychczas: wykrywszy miedzynarodowy spisek przeciwko Polsce i zlokalizowawszy stolice agentury w Brukseli wytrwale ostrzega narod przed "europeizacja", jak do niedawna przed "rusyfikacja", "germanizacja" czy "sowietyzacja". W zeszlorocznej parlamentarnej dyskusji o euroregionach ta formacja inteligencji dowiodla, ze nie majac pojecia o prawie miedzynarodowym, socjotechnice tworzenia sie "malych ojczyzn", gospodarce, gotowa jest bronic granic ojczyzny przed obcym zywiolem z determinacja westerplatczykow. Oczywiscie, formacja "narodowosciowa" wraz z przechodzeniem wieku XIX w XXI nieuchronnie zaniknie, ma jednak szanse opoznic rozwoj tego skrzydla inteligencji, ktore znajac swoje polskie korzenie, umie je "sprzedac" w ramach standardow europejskich. W Poznaniu usilowano wiec skomentowac - na ogol w atmosferze grzebalniczej - pierwsze starcie literatury z wolnym rynkiem. Marta Wyka trzezwo, choc z ubolewaniem zauwazyla, ze wspolny rynek Europy najlatwiej wchlania eksportowe portrety Polakow, powstajace pod piorem Marii Nurowskiej i Andrzeja Szczypiorskiego, gdzie narrator bezszmerowo przeprowadza czytelnika przez gaszcz polsko-niemiecko-zydowskiej historii. "Czytelnik nie chce juz podejmowac samodzielnych decyzji - uprzytomnila Marta Wyka kolegom literaturoznawcom - nie chce rozstrzygac problemow powiesci w swoim osobistym spektrum. Nie chce, slowem, byc aktywny. Pisarz ma wiedziec lepiej, poniewaz to usprawiedliwia w oczach czytelnika byt pisarza". Oczywiscie, nie chodzi o kazdego czytelnika, ale o tym mowiono na konferencji malo i wykretnie. Bowiem to, co sie w Polsce nazywa "upadkiem kultury", jest zwyklym demontazem komunistycznej utopii, wedle ktorej wykonanie planow produkcyjnych jest niemozliwe bez stalego obcowania np. pracownikow branzy drzewnej z tworczoscia Szekspira. Od niedawna zaczyna sie w Polsce mowic o tym, co na Zachodzie jest oczywistoscia od conajmniej dwustu lat: kultura funkcjonuje w kilku rownoleglych obiegach, a ten najwyzszy i najbardziej elitarny jest potrzebny bardzo waskiej grupie zwanej inteligencja zawodowa. Nie to jest, wbrew pozorom, polskim problemem, ze ekspedientka w sklepie GS-u nie czytuje Norwida, lecz to, ze nie umie zlozyc dwoch banalnych zdan na powitanie klienta. Na wypadek, gdyby zapragnela rozwiazac ktorys z odwiecznych polskich dylematow akurat za pomoca literatury, Norwid powinien byc w lokalnej bibliotece na wyciagniecie reki. Gdyby jednak polski los jej do tego nie zmusil, powinna miec "na stanie" ze dwie polki konfekcji literackiej, ktora zaspokoi jej autentyczna cotygodniowa ciekawosc: czy Blake kocha Carringtona, czy tez odwrotnie. Przy okazji ma szanse niechcacy zastapic swojskie teksty w rodzaju: "No, czego tam znowu?" amerykanskim, banalnym do granic: "Ladny dzisiaj dzien, nieprawdaz?". W bardziej skrajnych wypadkach ekspedientka, ktora - co calkiem prawdopodobne - nalezy do owych 40 proc. Polakow, wedlug statystyk "nie czytajacych niczego", dzieki "Harlequinowi" przypomni sobie z lezka w oku ksztalt liter poznanych w dziecinstwie. Typowo wschodnioeuropejska troska pisarzy-"inzynierow dusz" o to, by Mickiewicz nadal trafial pod kazda strzeche, wydaje sie wiec anachroniczna i obludna. Pisarze, pomijani przy rozdziale miejsc w domu pracy tworczej, kartek na obiad, zgloszen do nagrody Koscielskich i w planach wydawniczych, chetnie i czesto oglaszaja, ze bez owocow ich piora sczeznie kultura, a z nia narod. Tymczasem, jezeli narod ma problemy z literatura, to nie dlatego, iz III RP nie wydala swojego Konwickiego, ale poniewaz cala chmara bezrobotnych pisarzy od kilku lat nie jest w stanie napisac przyzwoitej wspolczesnej powiesci drugo-, trzecio- czy czwartorzednej, ktorej akcja dzialaby sie tu i teraz i dotyczyla ekspedientki z GS-u. Te literackie roszczenia maja cechy postkomunistycznego urazu, dotykajacego nawet najwiekszych. Milosz, ktory przyjezdza do Polski z ojczyzny Margaret Mitchell, autorki "Przeminelo z wiatrem", i bez skrepowania przyznaje, ze w Ameryce jego poezje czytaja tylko w kilku campusach uniwersyteckich, w Polsce, gdzie jego wiersze zna kazde dziecko, biada publicznie nad panoszeniem sie komercji w rodzimych ksiegarniach. Po czym wraca na Harvard, by napisac kolejny tom esejow. Wyglada na to, ze taki styl myslenia po prostu wisi w powietrzu w naszej czesci Europy. Pozostaje miec nadzieje, ze "przeminie z wiatrem". _________________________________________________________________________ Jacek Arkuszewski ANTY-OSKAR DLA SPIELBERGA ========================= Wczoraj obejrzalem ten nowy, lecz slynny juz film i wyszedlem z kina z mieszanymi uczuciami. Z pewnoscia wybitne dzielo Spielberga, ale tez i obciazone wieloma z holywoodzkich <>. Trudno miec o to pretensje do Spielberga, bo wlasnego cienia nie da sie przeskoczyc. Probuje zadac sobie jednak pytanie w jakim stopniu i ile do tych niesmiertelnych banalow domieszano innych, o typie amerykansko-antypolskim. Wypunktujmy wpierw dwa oczywiste falsze historyczne. A wiec Niemcy nie zajely Polski w dwa tygodnie - kampania wrzesniowa trwala prawie dokladnie tygodni szesc, nie mowiac juz o tym, ze nie same to Niemcy nieszczesna Polske pokonywaly. To pierwszy falsz z samego poczatku filmu. A na samym koncu stwierdzenie, ze po wojnie zostalo w Polsce zaledwie 4000 Zydow jest tez falszem. Zostalo byc moze 4000 Zydow ortodoksyjnych, a nie zapominajmy, ze Niemcy mordowali wszystkich Zydow niezaleznie od tego, czy byli ortodoksyjni czy nie, wychrzczeni czy nie. To tylko dwa przyklady z bardzo subtelnych manipulacji swiadomoscia widza. Zwlaszcza ze sam jeden Oskar Schindler sam uratowal okolo ich okolo tysiaca. Inne przyklady trudno zaliczyc do falszow, jednak z pewnoscia naleza do owych manipulacji. Oto znow sam poczatek filmu: rok 1939, moze nawet juz 1940. Nocny lokal w Krakowie - wprawdzie wszyscy mowia w filmie po angielsku, lecz nie ma zadnych watpliwowsci, ze i usluzny "maitre d'hotel" i roj pieknych kobiet to Polacy. A wiec proba wmowienia widzowi, ze okupacja w Polsce przypomina okupacje we Francji: "business as usual", moze tylko mniej turystow, bo tylko z jednego zwycieskiego kraju. Cala niemal akcja filmu toczy sie wprawdzie w Krakowie, jednak jest to wylacznie Krakow Niemcow i Zydow. Zgoda, nie mozna wymagac, by byl to film o niemieckiej okupacji Krakowa i Polski w ogole. Ale element polski jest przywolywany na plan tylko wtedy, gdy jest to zgodne z dobrze znanym zalozeniem dotyczacym Polakow i Holocaustu. W filmie wystepuje grupa kobiet w blizej nieokreslonych mundurach na sluzbie okupanta. Prosze zwrocic uwage, ze wszystkie te kobiety zapedzajace nieszczesnych ludzi do wagonow w Plaszowie, czy biorace udzial w selekcji na rampie w Oswiecimiu uzywaja jezyka polskiego. Nie, alez skad, nigdy nie wspomniano, ze to Polki. Oczywiscie, moga byc Niemkami z dobra znajomoscia jezyka uzywane do komenderowania biednymi Zydami z Kazimierza, ktorzy wprawdzie na codzien uzywaja tak podobnego do niemieckiego jezyka Jiddisz, ale musza sluchac rozkazow po polsku, bo inaczej by ich nie zrozumieli. Dochodzimy tu do nastepnej kwestii: i owych rozkazow i tego, jakim jezykiem poslugiwali sie niemieccy okupanci w Polsce i to nie tylko w stosunku do Zydow. Bylem wprawdzie dzieckiem, lecz pamietam te czasy - kazdy, kto przezyl okupacje moze to potwierdzic. Jezykiem do wydawania rozkazow byl niemiecki; jesli go nie rozumiales, moglo cie to kosztowac zycie. Wszyscy pamietamy owe "Rrrraus!" i "Los!". Nie ulega dla mnie watpliwosci, ze jezyk polski jest uzywany w filmie tylko do udowodnienia pewnej tezy: to Niemcy wraz z Polakami sa sprawcami Holocaustu. Polakom placi sie za prace wiecej niz Zydom, i to "do reki", a nie do Reichsamtu - Polacy to wprawdzie pokonany, lecz niemal wolny narod. Tak jak Francuzi. Ba, nawet pod koniec okupacji polska piosenkarka spiewa w lokalu "Nur f’r Deutsche" polski szlagier! Kto przezyl okupacje w Polsce wie co to za nonsens. Podobnie jak bzdura jest to, ze Oskar Schindler przed wyjazdem do Czech slucha wczesnym rankiem jazzowego, amerykanskiego utworu przez radio (!). To jeszcze jedno holywoodzkie <>, lecz jakze nieprawdziwe. Jazz i nawet jezyk angielski byly w hitlerowskich Niemczech surowo zakazane nawet dla nazistow i SS-manow. I jeszcze jedna bzdura jest chec wyzwalajacego w Czechach oboz zydowski porucznika sowieckiego udania sie na Zachod. Mogl on rzeczywiscie doradzic tym, co przezyli, by nie wracali na Wschod, "bo tam was nienawidza" choc i w to bardzo watpie. Jakze to, nie wracac pod opieke Wielkiego Stalina? Czlowiek sowiecki wtedy i przez kilkadziesiat nastepnych lat byl szczerze i swiecie przekonany, ze kapitalistyczny Zachod to niewyobrazalny wyzysk i nedza robotnikow. I oto takim wyzwolonym robotnikom zydowskim doradza on, by wlasnie tam sie udali i zaluje, ze on tego sam nie moze zrobic. Trzeba by zobaczyc wpierw, lub posluchac takiego oficera frontowego - a mialem po temu pare okazji - by sie o tym przekonac, czy moglby on wypowiedziec to, co mu Spielberg wlozyl w usta. Tak oto taki drobny element inscenizacyjny kaze poddac w watpliwosc reszte tej prawdziwej przeciez historii. Tak, mala dziewczynka mogla krzyczec do Zydow udajacych sie do Ghetta "Go die, Jews". Nie jest to jednak bardzo prawdopodobne. Bylem wowczas w jej wieku i to co pamietam, to pewna obojetnosc polskiej czesci spoleczenstwa. To byly w ogole straszne czasy dla wszystkich. Wtedy nie bylo jeszcze konceptu "Endlsung" czyli tego, co po dokonaniu zwie sie Holocaustem. Uwazano, ze Niemcy chca po prostu wyizolowac Zydow od reszty by latwiej ich kontrolowac i wykorzystywac. Tak tez uwazali i sami Zydzi - w samym filmie nie brak na to dowodow. Maly wiejski chlopiec mogl wykonac szyderczy gest podrzynania gardla wobec przejezdzajacego transportu z Zydami - wyrazne zapozyczenie z filmu "Shoah", gdzie zreszta gest ten byl uzyty w czasach obecnych, przez doroslego czlowieka i to w calkiem innym kontekscie. Czy aby Spielberg uzywajac dwoje dzieci nie usiluje w ten sposob znowu subtelnie wtloczyc widzowi w glowe slynnej tezy Shamira o mleku matki? Owszem, to nie jest film dokumentalny i znieksztalcenia rzeczywistosci sa dopuszczalne. Lecz chocby tylko ze wzgledu na powage tematu nie powinno sie dokonywac tych znieksztalcen czyims kosztem i wbrew faktom historycznym. Dobrze zrobiony, lecz niestety nieprawdziwy film. Po siedmiu Oskarach anty-Oskar dla Spielberga. Ode mnie osobiscie i z historii. __________________________________________________________________________ Dopiski redakcyjne w sprawie "Listy Schindlera" Redakcja TO NIE MIAL BYC DOKUMENT... =========================== Jurek Krzystek: Fragment prywatnego listu o "Liscie Schindlera" widzianej w Polsce oczami polskiego Zyda, ktory przezyl wojne na aryjskich papierach, miedzy innymi w Krakowie. Adresatem jest osoba mieszkajaca obecnie w Izraelu, ktora sama przeszla przez Plaszow, Auschwitz i jeszcze kilka podobnych miejsc. (...) Film Stevena Spielberga uwazam za wybitny w zestawieniu ze wszystkim, co dotad o Holocauscie ogladalem i wycofuje wiekszosc obaw, jakie zywilem na temat jego wydzwieku i recepcji. Zwlaszcza rezyserie i montaz, gre, scenografie i rekwizyty uwazam za duze osiagniecia sztuki filmowej. Te zalety sa tak wazne, skoro film ma byc ogladany i oceniany przez widzow, juz i dwa pokolenia od nas mlodszych i nie tylko przez Zydow, a publike z Ameryki, Izraela, Niemiec, Polski, na Wschodzie i Zachodzie. Nie bedzie wiec odbierany jednakowo przez wszystkich i wszedzie, w tym i przeze mnie, a tym bardziej przez Ciebie, ktora powinna - i szkoda, ze tak sie nie stalo - byc jedna z glownych jego konsultantow. (...) Tak wiec sceny przed zakonczeniem filmu uwazam za sztuczne, sentymentalne w duchu hollywoodzkim, nie licujace z jego realizmem. Szczegolnie nieznosna wydaje mi sie ostatnia sekwencja, skladanie holdu pamieci Schindlera przez grupe wyfiokowanych <> i ich potomkow z Ameryki i Zachodu wraz z napisem "W Polsce zyje juz tylko 4 tys. Zydow, a potomkow <> jest okolo 6 tys.". To wtret jakiegos "konsultanta", role ktorego upatruje tez w nachalnym uwiecznianiu osob Mili i Poldka Pfefferbergow. Ucalowanie w usta zydowskiej niewolnicy przy gestapowcach jako powod aresztowania Schindlera to oczywisty symbol, chodzilo przeciez o zwykly szwindel. Ale przez nagromadzenie takich symboli dla zarysowania postaw ludzkich w pomyslanej jako <> czastce ogromnego fresku wojennego wychodzi na zle gleboko humanistycznemu przeslaniu filmu. Jest tam wreszcie i scena wieszania zbrodniarza i psychopaty Goetha. A z tylu daje sie slyszec diabelski chichot doktora Goldsteina. Zbieznosc w czasie zupelnie przypadkowa, niemniej... (...) Na zakonczenie "slon a sprawa polska". Rzecz dzieje sie w Krakowie, Plaszowie, Auschwitzu, a wlasciwie nigdzie lub wszedzie. Polski w filmie nie ma. Ani szmalcownikow, ani pomagajacych, ani handlarzy, bez czego trudno by bylo przezyc zydowskiej Warszawie, Krakowowi czy innym skupiskom. Film jest slusznie anglojezyczny, inaczej sie nie dalo, choc ryki Niemcow, sceny zbiorowe i obozowe brzmia po angielsku nieco po hollywoodzku. Jedyne sceny obcojezyczne - poza hebrajska modlitwa - padaja po polsku: z ust lekarzy w bialych fartuchach przeprowadzajacych selekcje w Plaszowie oraz <> w Auschwitzu w mundurach SS, nie zadnych tam kapo. <>, chcialoby sie zapytac, sam w glowe zachodze. Wszystko to nie godzi w bezsporne uratowanie przez Schindlera tysiaca istnien ludzkich z zaglady, co chyba nie mialo miejsca gdzie indziej. Chwala wiec jego imieniu. ___________________________________________________________________________ Jurek Karczmarczuk: Cienia, ktorego przeskoczyc sie nie da, nie pozbeda sie i Polacy ogladajacy ten film, zwlaszcza ci, ktorzy - jak Jacek Arkuszewski - maja we wlasnej pamieci opisywany kontekst. Wyznam, ze ja staralem sie patrzec na ten film nieco inaczej: zmeczony setkami stronic recenzji i komentarzy, niekiedy beznadziejnych, w prasie polskiej i francuskiej, ogladalem dzielo Spielberga jako wizje artystyczna, z pelna swiadomoscia, ze Oskara nie dostaje sie za historie, tylko za hollywoodyzm. Przekartkowalem ksiazke Kenneally'ego bardzo zgrubsza, zauwazylem, ze jej znajomosc niewiele wniesie do odbioru filmu. Scena w lokalu gdzie co prawda od Polek sie nie roi, ale jedyne wymienione imie to "Agnieszka", w ksiazce nie wystepuje. O tym, ze Gth zastrzelil Liska za zle umycie wanny jest wspomniane, ale nie ma oczywiscie tego Spielbergowskiego dramatyzmu i sceny, w ktorej Gth po rozmowie ze Schindlerem "wybacza" chlopcu. Ta scena, a takze scena z dziewczyna w piwnicy drazni mnie z powodow innych niz Jacka: jest to dosc podejrzany sposob wmawiania widzowi, ze ci hitlerowscy oprawcy byli ludzmi niezrownowazonymi psychicznie, ze byli <>. Ale mozna to wziac na plus Spielbergowi. Jak sam mowi, a uwierzyc w to nader latwo - tym razem staremu specjaliscie od dzialania na wyobraznie widza zawiodla jego wlasna. Usilowal zrozumiec co sie stalo i dlaczego, a wychowanemu w Ohio, w Arizonie, w srodowiskach co prawda zydowskich ale kulturowo wykorzenionych, nie przyszlo to latwo. Na liscie Poland-L dyskutowano przez trzy dni co on mial na mysli dziekujac publicznie swojej zonie za podtrzymywanie go podczas koszmaru, ktory przezyl w Polsce. Ludzie!! To *musial* byc koszmar! Scene na rampie w Auschwitz ponoc z trzech dni kazal skrocic do jednego, twierdzac, ze nie jest w stanie powtarzac ujec. Co do kwestii jezykowych, krytykowanych od pierwszego dnia wyswietlania filmu - coz. Spielberg twierdzi, ze wszystko to bylo drugorzedne. Znaczny procent Zydow krakowskich nosilo polskie imiona i z cala pewnoscia mowilo po polsku, niektorzy glownie po polsku: srodowisko bylo bardzo otwarte, znacznie bardziej niz na Wschodzie. Z wieloma latwiej sie bylo porozumiec po polsku niz w Jiddisz. Na temat jezyka uzywanego w obozie nie mam nic od siebie do powiedzenia, ale jezyk polski wystepuje i w <> i w <>. Spielberg uproscil i przykryl niejedno. Cala dzialalnosc "Emalii" jest przedstawiona schematycznie, nie ma slowa na temat roznych machlojek i sprzedawania produkcji na czarnym rynku, nie wystepuje w filmie w ogole poprzedni wlasciciel fabryki, ktory w duzej mierze zarzadzal produkcja. Troche jego role przejal "ksiegowy" grany przez Bena Kingsleya w stylu przypominajacym nieco grana przezen niegdys postac Wiesenthala (moze dlatego zreszta Spielberg zaproponowal mu te role). Nie ma slowa na temat postaci Goldberga, posrednika miedzy Schindlerem a Zydami, dosc niejednoznacznego osobnika, ktory czesc "miejsc" na liscie sprzedawal za pieniadze i inne korzysci osobiste. Te dosc paskudna czesc historii Spielberg wykreslil calkowicie. Nie ma nic na temat kontaktow Schindlera z organizacjami zydowskimi na zewnatrz, a takie byly. W ksiazce Schindler w ogole jest dosc klasycznym pozytywnym bohaterem, u Spielberga ma wiecej "duszy". Jego "rozklejenie" sie po tym, gdy wszelkie niebezpieczenstwo minelo, wyglada na dosc hollywoodzki dodatek i niektorych moich znajomych rozdraznilo jako nieautentyczne. Nie pamietam, aby oficer radziecki namawial Zydow do udania sie na Zachod. Zdanie, ktore pamietam z filmu brzmi: "Nie wracajcie na Wschod, tam was nienawidza. Na Zachod tez nie radzil bym wam jechac". Wydaje mi sie, ze z prawie kazdej perspektywy, nawet i Polakow, ktorzy podwazaja scislosc historyczna rezysera, film jest pozytywny, gdyz jest poszukiwaniem dobra. Mysle, ze dlatego Lanzmann, tworca <> nienawidzi tego filmu, uznal dawno, ze tego dobra nie ma, a poszukiwania, czy to dokumentalne jak np. wlasnie skonczony film Marka Haltera, z ktorym niedawno byl przedrukowany przez nas wywiad, czy artystyczne, jak Spielberga, sa zdrada Holokaustu. U mnie Spielberg zostawil dobra pamiec. ________________________________________________________________________ Michal Babilas LUKSEMBURG? =========== Mili Panstwo, Gdzies, ale nie pamietam gdzie, wyczytalem (paradygmat Lema sie klania: "po pierwsze - nie czytaja, po drugie - jezeli nawet czytaja, to i tak nie rozumieja, po trzecie - nawet jezeli przeczytaja ze zrozumieniem, to i tak zaraz zapomna"), ze laczna konsumpcja alkoholu (w przeliczeniu na czysty spiryt) w Polsce jest mniej wiecej rowna tej w USA (a ich jakby przeciez troche wiecej niz nas). Natomiast w Zjednoczonych Emiratach Postradzieckich, wedlug bardzo szacunkowych ocen, pije sie tyle, ile we wszystkich pozostalych panstwach swiata lacznie. Pocieszenie zadne, ale ciekawostka owszem. Pije sie w Polsce duzo. W Wielkopolsce szczegolnie duzo. Lokalny dodatek <> radosnie donosi, ze, o ile srednia krajowa to 10,1 litra, to w Poznanskiem osiaga sie 11,3 decymetra szesciennego na statystyczne gardlo. I nie towarzyszy tej informacji zadna refleksja, bicie w dzwony na trwoge, czy kasandryczenie posepne. Wrecz przeciwnie, redaktory sie ciesza: bogaty region, zamozni mieszkancy, niech pija, skoro ich na to stac. Skutki picia wodki rozny maja wymiar. Jak doniosl <> (sprzed swiat), w podpoznanskim Swarzedzu, pewien 40-letni pijany mezczyzna wyszedl na tory, zdjal spodnie i wypial sie w kierunku nadjezdzajacego pociagu "Eurocity Berolina". Ta nieortodoksyjna demonstracja uczuc zakonczyla sie gwaltownie zgonem na miejscu. I potem dziwic sie kolejarzom, ze strajkuja. Wyrzadzilby wam kto taki despekt, tez byscie strajkowali. Szkoda, ze nie napisano, w ktora strone jechal pociag (z zachodu, na zachod) - sprawa mogla byc polityczna. Upic sie mozna na smutno, mozna i na wesolo, mozna wreszcie i na zaczepnie. Tenze <> opisuje wyczyny pewnej pijanej 43-letniej kobiety w poznanskim tramwaju numer 3. Dzielna niewiasta ("hajduczek" - chcialoby sie rzec) potraktowala gazem lzawiacym w aerozolu spora gromadke pasazerow oraz motorniczego. Dostalo sie rowniez interweniujacemu (dosc niemrawo zapewne) patrolowi policji. Swoja droga: sporych rozmiarow musial byc ten spray. Najwieksze glupoty robi sie i pisze jednak na trzezwo. Pare dni temu listonosz przyniosl mi list - perelke. Adres niby normalny: tytul, imie, nazwisko, nr domu, ulica. I teraz juz musze zacytowac doslownie: 60-340 Poznan, *Luxembourg}. Ja juz bardzo dawno porzucilem zludzenia o powszechnej swiadomosci lokalizacji geograficznej Poznania, a nawet Polski jako takiej (swego czasu michalj@irc poczestowal sluchaczy anegdotka, o tym, ze dla niektorych sysadminow z Danii *.pl to jest <>), ale pewnej pikanterii tej opowiesci dodaje fakt, ze nadawca inkryminowanego listu jest National Geographic Society. Moze jakby bylo International, to by wiedzieli lepiej, ale i tak poruta. Chociaz moze cos w tym jest - zwlaszcza, skoro poczta doreczyla. Notabene, swego czasu British Council podejrzewalo mnie (czemu dano wyraz na pismie) o bycie Chinczykiem, ale to juz zupelnie inna historia. Telewizor powiedzial, ze w Warszawie, w prawidlowo zaparkowanym samochodzie Porsche, znaleziono zwloki zastrzelonego mezczyzny. Najmocniej wyakcentowana czescia tego <>, bylo to, ze samochod byl prawidlowo zaparkowany. Nawet taka pewna nute rozzalenia mozna bylo tam wyczuc. I ja to, w zasadzie, rozumiem. No, bo, jezeli samochod bylby zle zaparkowany, to mozna by mandacik i po sprawie. A tak, trzeba mitrezne a nieskuteczne dochodzenia wdrazac. Gdybyscie sie Panstwo za jakis czas dowiedzieli z mass-mediow o zwlokach w Poznaniu, w samochodzie Opel Kadett, to bede to zapewne ja, pokarany za grafomanstwo dluga reka czytelnikow <>. ___________________________________________________________________________ List do redakcji Michal Babilas PASZKWIL CZWARTY, NA PASZKWILE ============================== W zwiazku z <> z 100 numeru <> malenki follow-up. Uklony. Zaczne od malej szmoncesowej anegdotki, przytoczonej onegdaj przez samego Wankowicza. Wschodnie polacie II Rzeczpospolitej, Moryc Rabinowicz wiezie narzeczona z miasteczka na pierwsza wizyte do swoich rodzicow. Droga podla, na ktoryms z wyboi kolaska zatrzeslo zdrowo, Salcia fiknela kozla i nakryla sie nogami. Szybko odzyskawszy rownowage usadowila sie znow w pojezdzie i zagaduje do narzeczonego: "Moryc, czy ty widziales moja zwinnosc w ten moment?" Ow, lekko sploniony, odrzekl: "Owszem, Salcia, widzialem. Tyle, ze u nas, na wsi, to sie zupelnie inaczej nazywa." Zapytacie sie Panstwo zapewne, jaki zwiazek maja ze soba Moryc, Salcia i tekst Jacka Walickiego. Juz spiesze z wyjasnieniami. A wiec, Jacku, przeczytalem z uwaga Twoje "Paszkwile". Cenie bardzo Twoja przewrotnosc, choc u nas, na wsi, to sie zupelnie inaczej nazywa. ______________________________________________________________________ Marek Ancukiewicz LIST DO REDAKCJI Kochana redakcjo! Moje gratulacje i wyrazy podziwu za pieknie zlozony, setny numer <>. Wyglada on wlasnie setnie, tak jak komputerowy periodyk powinien wygladac. Mam malutkie sprostowanie co do tekstu Jurka Krzystka, o drukowaniu na nie-postkryptowej drukarce, przy uzyciu Ghostcripta (GS). Pisze on: "Wydruk niestety nie bedzie tej samej jakosci". Otoz nie musi to byc prawda. GS 2.6 (ktory jest "dobrem wspolnym" czyli w "public domain") moze drukowac tak samo dobrze jak drukarka z Postscript'em (PS). Wiem, bo mam zarowno drukarke z PS jak i bez. Jedyna roznica w wydrukach to nieco inna szerokosc lewego marginesu. Cala tajemnica dobrego wydruku lezy w uzyciu oryginalnych, dobrej jakosci czcionek firmy Adobe; nalezy je tak zainstalowac, aby GS 2.6 mogl z nich korzystac. Czcionki Adobe trzeba, niestety, kupic. Podstawowy zestaw 13 krojow wystarczajacy do drukowania <> kupuje sie wraz z Adobe Type Manager (cena ok. $54). Wiekszy zestaw 35 popularnych krojow mozna kupic za \$129. Mozna tez kupic CD ROM firmy Monotype z ogromna iloscia zakodowanych czcionek PS (\$39), wowczas za licencje na uzycie jakiejs wybranej czcionki placi sie dodatkowo ($15-$20). Od kiedy zainstalowalem czcionki Adobe skonczyly sie moje klopoty z Ghostscriptem, owszem nawet wole drukowac czasem plik PS przy uzyciu GS, bo na moim szybkim komputerze jest to szybsze niz na dosc wolnej drukarce postskryptowej. Pozdrawiam serdecznie. ________________________________________________________________________ Jurek Karczmarczuk Z PIWNICY INTROLIGATORA DYZURNEGO... ==================================== Chcielibysmy niniejszym serdecznie podziekowac Markowi Ancukiewiczowi, a takze innym Czytelnikom, ktorzy nas obdarzyli cieplym slowem. W koncu po to to robimy. Szczegolne podziekowania naleza sie takze nieocenionej redakcji Donosow, ktorzy nas tak ladnie zareklamowali, ze nie wierzylismy wlasnym oczom gdy posypaly sie nowe zgloszenia Czytelnikow. Mamy nadzieje, ze ten wspanialy dziennik tez kiedys dostanie ogonki. Wyjasniamy drobne nieporozumienie: uwaga o jakosci nie dotyczyla samego PostScriptu, tylko faktu, ze na drukarkach innych niz <> wynik moze byc gorszy. Choc na nowej drukarce typu ink-jet jest znakomity! Nasze eksperymenty z wersja PostScriptowa trwaja. Nadal nie jestesmy w stanie przesylac rysunkow. Mozemy dolaczac do tekstu proste rysunki kreskowe w PostScripcie, ale ilustracje jako tzw. bitmapy sa potwornie pamieciochlonne co praktycznie uniemozliwia przesylanie ich poczta. Dopiero PostScript <> umozliwia standardowo kompresje ilustracji, ale sporo Czytelnikow nadal dysponuje jedynie starszymi implementacjami PostScriptu. (Nb. GhostScript dysponuje wieloma opcjami Poziomu II). A moze ktos z Czytelnikow bylby chetny pomoc mi napisac w PostScripcie filtr kompresujacy? Wiem jak, nie mam czasu... Nadal prosimy o alarmowanie nas o wszelkich nieprawidlowosciach. Ich powodem bedzie zapewne przekroczenie jakichs limitow na drukarkach, gdyz nie uzywamy niczego niestandardowego. Calkowicie typowe czcionki: Times-Roman, Helvetica i Courier (oraz Symbol do znaczka Copyright) sa dostepne w *kazdej* realizacji PostScriptu i maja standardowo przewidziane diakrytyki: akcenty i ogonek. Litery L i l sa zakodowane od razu. *Nie* uzywamy innych "polskich" czcionek, nie konstruujemy ich, tylko nakladamy diakrytyki. Proces konstrukcji jest nastepujacy. Zrodlowe teksty maja format rozszerzonego ASCII, polskie litery sa kodowane wedlug protokolu ISO-Latin 2, to znaczy, ze litery diakrytyczne maja kody powyzej 127, np. "a" ma kod 177 itp. Mniejsza o szczegoly. Tekst wzbogacony o pewne formatujace makra jest przetwarzany przez \TeXa. Trudno o bardziej powszechny i uniwersalny program montujacy stronice. Oczywiscie makra formatujace sa napisane przez nas, wzorce dzielenia, ciagle prowizoryczne, takze. Wynik, ktory zawiera odwolania do plikow graficznych w formacie *EPS* (<>) jest konwertowany do formatu PostScriptowego przez program dvips, tez calkiem standardowy, publicznie dostepny na wszystkich platformach i uzywany codziennie przez kilkadziesiat tysiecy ludzi na swiecie zwlaszcza naukowcow formatujacych artykuly TeXem. Co to jest PostScript? Jest to jezyk programowania sluzacy do sterowania drukarka laserowa lub programem obslugi innych drukarek. Zawiera proste instrukcje graficzne, jak rysowanie kresek, wypelnianie figur, skalowanie, obracanie itp. Pozwala takze definiowac i modyfikowac czcionki, i rysowac litery. Banalny program w Postscripcie zawiera po prostu takie instrukcje, jak "przejdz do punktu (x,y) i wydrukuj napis <> czcionka Helvetica-BoldItalic odp. wielkosci". PostScript jest "glupi", nie umie formatowac stronic, te dzialania wykonuje TeX, a w poprzedniej edycji robil to FrameMaker sterowany specjalnym robotem nazywajacym sie Jurek Krzystek. Jak kodowac polskie teksty? Otoz moja filozofia jest nastepujaca: *jakkolwiek*. Jesli nasz korespondent zna jakikolwiek sposob kodowania polskich liter, niech skorzysta z niego, dokladnie nas informujac co robi, a my juz skonwertujemy tekst. Jesli nie zna, podaje kilka roboczych standardow. Poniewaz w momencie przetwarzania przez \TeXa tekst jest zwyklym ASCII, a polskie litery sa automatycznie traktowane jako tzw. aktywne makra, oto jak <> kodowac a c e l n o s z z A C E L N O S Z Z \a\{} \'c \e\{} \l\{} \'n \'o \'s \'z \.z \A\{} \'C \E\{} \L\{} \'N \'O \'S \'Z \.Z Ale je/sli kto/s chcia/lby mie/c np. w/lasn/a metod/e: ... - prosze bardzo, byle bylo to jednoznaczne i byle przyslac nam probke. Jesli ktos ma mozliwosci wpisywania w tekst nietypowych znaczkow, prosze o kontakt, podam kody ISO-Latin 2. W kazdym razie, jesli kiedys znajdzie sie w Poznaniu zwloki Michala Babilasa w jego wspanialym prawidlowo zaparkowanym Oplu, to niekoniecznie musi to byc reka Czytelnikow Spojrzen, zniecheconych jego pure-nonsensem prosto z zycia. Moze to byc dluga reka introligatora dyzurnego <>, czyli nizej podpisanego, ewentualnie Jurka Krzystka, mimojego wrodzonej lagodnosci. My nie mozemy recznie wpisywac tych diakrytyk kazdemu. (Ale planujemy automatyzacje procesu.) A jesli ktos uzywa jakiegos standardowego inteligentniejszego edytora, to co robic? Otoz dla Worda 2 pod Windows mam gotowe polskie czcionki oraz makra klawiaturowe pozwalajace je wpisywac przez Alt-litera, lub Alt-Shift-litera. Wystarczy do mnie napisac, aby je dostac. Osoby, ktore wola uzywac edytor Word-Perfect wiedza, ze polska wersja istnieje, a z konwersja ja juz sobie poradze (choc z klopotami: standardowe filtry zamieniaja wszystkie polskie litery na znaczek podkreslenia, wiec musze kombinowac.) Najlepiej jest sprobowac zapisac tekst na dysku jako "zwykly", o ile to nie zniszczy kodowania polskich liter. Jesli ktos wie jak konwertowac teksty z WP automatycznie ale bez uszkodzenia prosze dac znac. Nie uzywam tego edytora. Jesli komus nie odpowiada uzywanie formatujacych edytorow do pisania w rozszerzonym ASCII, to ma racje. Ja osobiscie uzywam Micro-Emacsa pod Windows. Mam oczywiscie polska czcionke ekranowa i odpowiednie makra klawiaturowe. Tez do wziecia. Dodatkowe informacje: <> kodujemy umieszczajac tekst miedzy parami znakow <> - <>, <>. Umieszczenie jakiegos fragmentu *miedzy gwiazdkami* daje *taki wynik*, znaczy sie kursywe pogrubiona. Cudzyslowy piszemy calkiem "normalnie", bez zadnych kombinacji z apostrofami, a wynik "wychodzi tak". Myslnik czyli - to, zapisujemy jako dwie kreseczki: -- tak. A normalne pogrubienie? |Prosze bardzo|, zapisujemy to |w ten sposob|. (Osoby czytajace wersje ASCII niech zaluja, ze nic nie widza - przyp. JK) I jeszcze kilka uwag dotyczacych czcionek PostScriptowych. Uwagi Marka Ancukiewicza dotyczace koniecznosci kupna wszystkiego za $, a zwlaszcza informacja, ze jak sie kupi CD-Rom z czcionkami Monotype, to trzeba dodatkowo placic za <> jakiejs, sa po prostu przerazajace. Prosze Panstwa! W naturze, tzn. w <>, ewentualnie w archiwach zawierajacych <> istnieja gigabajty roznych czcionek Adobe Type I. Istnieja edytory czcionek Adobe (format *jest* publiczny) np. FontMonger, albo Fontographer, pozwalajace na konwersje z TrueType na Type I i odwrotnie. Poczawszy od Poziomu II Adobe przestalo chronic standardowe czcionki: kazdy moze sciagnac ich kroj i w oparciu o informacje geometryczna stworzyc nowe, podobne. Standardowych krojow *nie da sie* chronic patentami! Nie Adobe wymyslilo Times! Moga sobie chronic i sprzedawac *plik definiujacy czcionki*, ale copyright samego *kroju* jest niemozliwy. Piszcie do nas i nie przejmujcie sie zlozonoscia problemu. Nie czekajcie az Wasze wnuki zaczna latac nasze zaniedbania cywilizacyjne. ________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu Adresy redaktorow: krzystek@u.washington.edu (Jurek Krzystek) zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek) karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk) bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz) Copyright (C) by Jurek Karczmarczuk (1994). Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP z adresu: k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153. Tamze wersja PostScriptowa "Spojrzen". ____________________________koniec numeru 101___________________________ .