______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 16.12.1994 ISSN 1067-4020 nr 114 _______________________________________________________________________ W numerze: Jurek Krzystek - Mesjasz Tadeusz K. Gierymski - Gen. Stanislaw Maczek (1892-1994) Zenobi Cyrus - Trup w szafie prezydenta John LeCarre - Wstyd dla Zachodu Andrzej M. Salski - Szkodliwa nominacja Kuba Chabik - Spotkanie Michal Babilas - Czkawka po kanikule Janusz Mika - Wiadomosci z buszu c.d. Marcin Slaski - Reakcja na "Biznes" _______________________________________________________________________ Wszystkim naszym Czytelnikom i Autorom zyczymy Wesolych Swiat i Pomyslnego Nowego Roku 1995. Idziemy swietowac; ukazemy sie ponownie za trzy tygodnie, 6 stycznia. Numer za to jest niemal podwojnej objetosci. Redakcja _______________________________________________________________________ Muzyka na Swieta Jurek Krzystek MESJASZ ======= There were shepherds, abiding in the field, keeping watch over their flock by night. And lo, the angel of the Lord came upon them, and the glory of the Lord shone round about them, and they were sore afraid. (Luke 2:8,9) ------------------------------------------------------ Jest taki zwyczaj w krajach anglosaskich, ze w Adwencie wykonuje sie oratorium <> Jerzego Fryderyka Haendla. Jezeli mieszka sie w okolicy duzego miasta, to ma sie do wyboru na ogol szereg koncertow; jezeli mieszka sie w Nowym Jorku, to liczba wykonan do wyboru idzie w dziesiatki, a kto wie, czy nie przekracza stu. Jest to bardzo piekna tradycja, tak samo jak piekna jest ta muzyka. Nie sadze, abysmy w naszej polskiej kulturze mieli podobny utwor (o koledach nie wpominam, one maja swe odpowiedniki i tutaj), ktory by tak symbolizowal zarowno Swieta Bozego Narodzenia, jak i Wielkanoc (w Polsce wykonuje sie <> raczej w okolicy Wielkiej Nocy, kladac nacisk na Zmartwychwstanie). Oratorium obchodzilo dwa lata temu 250-ta rocznice swego prawykonania. Skomponowane zostalo w ciagu zaledwie kilku tygodni 1741 roku, zas wykonane na Wielkanoc, 13 kwietnia nastepnego roku w Szpitalu dla Podrzutkow (Foundling Hospital) w Dublinie w Irlandii, w serii koncertow wypelnionych takze przez inne oratoria Haendla, jak <>, <> czy <>, oraz pomniejsze utwory. Tu trzeba nadmienic, ze oratorium biblijne bylo nowym gatunkiem muzycznym, niemal ze wymyslonym przez Haendla. Do roku 1740 kompozytor ten specjalizowal sie w muzyce wloskiej, glownie w operach, ktorych skomponowal kilka dziesiatek. Poczatkowo zapewnialo mu to wielka popularnosc w Londynie, gdzie osiadl, stopniowo jednak moda na opere wloska zaczela przemijac i Haendlowi zajrzalo w oczy widmo bankructwa. Jego dwie ostatnie napisane opery, <> i <> zeszly z afisza po jednym-dwoch przedstawieniach, co dla noszonego poprzednio na rekach kompozytora musialo byc nie lada szokiem. Seria koncertow w Dublinie, powtorzona w nastepnym sezonie w Londynie, wykonal Haendel niebywaly <>. Szczegolny sukces zapewnil mu <>, od poczatku przyjety entuzjastycznie przez publicznosc londynska. Adegdota glosi, ze krol Jerzy I choru <>, wienczacego II czesc oratorium, wysluchal na stojaco. Czy tak rzeczywiscie bylo, nie wiadomo, ale od tego czasu w Anglii przyjal sie zwyczaj sluchania <> w ten wlasnie sposob, zas sam ten fragment stal sie, obok <> (tez zreszta napisanego przez Haendla) drugim hymnem panstwowym Wielkiej Brytanii. Popularnosc <> przezyla kompozytora, co nie bylo czestym przypadkiem w tamtych czasach (zalozona przez Haendla Academy of Ancient Music byla instytucja wykonujaca "muzyke dawna", przez co rozumiano muzyke wyprzedzajaca wspolczesna o wiecej niz... dwadziescia lat). Niesmiertelnosc zapewnilo mu rozprzestrzenienie sie w XIX wieku w calej Europie chorow amatorskich, ktore przyjely ten utwor do swego repertuaru, wykonywanego, jak rzeklem na wstepie, na ogol w okolicy Bozego Narodzenia oraz Wielkiej Nocy. Olbrzymia zasluga w popularnosci <> lezy w libretcie. Jest ono dzielem "dyletanta" (w znaczeniu 18-wiecznym: czlowieka parajacego sie dana dziedzina dla przyjemnosci, w odroznieniu od ludzi uprawiajacych ja zawodowo), Charlesa Jennensa. Nie silac sie na wlasna tworczosc dokonal on wyboru tekstow biblijnych, siegajac zarowno do Starego, jak i Nowego Testamentu i ukladajac je w pewna bardzo logiczna calosc. -------------------------------------------------- And the angel said unto them, fear not, for behold, I bring you good tidings of great joy, which shall be to all people: for unto you is born this day in the city of David a Saviour, which is Christ the Lord. (Luke, 2:10-11) -------------------------------------------------- Znany brytyjski muzykolog, Sir Christopher Hogwood, sam dyrygent znakomitego nagrania <>, tak pisze o libretcie do tego dziela w swej ksiazce <>: ...the text telescopes prophecy and fulfillment, and the drama is revealed obliquely; by inference and report, almost never by narrative... Most important of all is the clarity and confidence with which Jennens displays the divine scheme, a coherent progress from Prophecy, through Nativity, Crucifixion, Resurrection and Ascension to the promise of Redemption... The work thus encompasses all the major festivals of the Christian year. Oryginalny tekst jest oczywiscie angielski (dlatego tez pochodzace z niego cytaty zdobiace niniejszy, swiateczny, felieton sa w tym jezyku), ale <>, podobnie jak jego kompozytor, zostal zaadoptowany przez Niemcow, ktorzy przypomnieli sobie o miejscu urodzenia Haendla (Halle) oraz poczatkach jego kariery (Hanower). To, ze kariera Haendlowi w Niemczech zdecydowanie nie poszla i poczul sie zmuszony kraj opuscic, udajac sie najpierw do Wloch, a potem do Anglii, nie mialo specjalnego znaczenia. Do dzis w Niemczech pisze sie go jako Georg Friedrich Haendel (koniecznie przez a z umlautem albo <>, podczas gdy po angielsku bez umlatu), zas <> wykonuje sie wylacznie po niemiecku. Z Niemiec wziela sie rowniez tradycja wykonawcza, ktora przeniosla sie via Prusy do Polski. Tradycja wykonywania przez wielkie chory i symfoniczne orkiestry. Tymczasem jest to, podobnie jak inne oratoria Haendla, utwor raczej kameralny, z powodzeniem wykonywany przez 30-osobowy chor i 20-osobowa orkiestre, bo nie w liczbie muzykow tkwi sila tego dziela. Tak tez na ogol sie go dzis nagrywa na plyty -- polecam zwlaszcza wykonania brytyjskie: Raymonda Lepparda z English Chamber Orchestra i Neville'a Marrinera z Academy of St.Martin-in-the-Fields, oba nagrania z lat 70-tych, oraz wspomniana interpretacje Christophera Hogwooda z Academy of Ancient Music i niezrownana spiewaczka, sopranistka Emma Kirkby. Tym niemniej: uwazam, ze zawsze lepszy od plyty jest zywy koncert, nawet w przecietnej interpretacji, taki jak wysluchany dzisiaj w malym kosciele w White Plains w polamatorskim wykonaniu. ---------------------------------------------------- And suddenly there was with the angel a multitude of the heavenly host, praising God, and saying: Glory to God in the highest, and peace on earth, good will towards men. (Luke, 2:14) ---------------------------------------------------- Nowy Jork, 11.12.94 ____________________________________________________________________ Maczek, ... never lost a battle after Poland was overwhelmed by the Nazi Blitzkrieg in 1939 (agencja Reutera w wiadomosci o smierci Generala) Tadeusz K. Gierymski (tkgierymski@stthomas.edu) GEN. STANISLAW MACZEK (1892-1994) ================================ Kariera dowodcy szybkozwrotnej jednostki opancerzonej zaczela sie, jak pisze sam gen. Maczek w swych wspomnieniach: Od wozu drabiniastego, zaprzegnietego w silne konie w latach 1919/20, przewozacego 6-ciu do 8-miu morowych chlopakow, uzbrojonych w kb i granaty reczne -- ponad wszystko w ochote do walki. Poprzez polciezarowki i samochody ciezarowe, przewozace kazda kilkunastu niemniej morowych ulanow czy strzelcow konnych w roku 1939 -- ale juz z bogatym dodatkiem broni przeciwpancernej i lekka okrasa czolgow lekkich i artylerii -- az do ciezkiej, ale jak szybkiej i zwrotnej dywizji pancernej w latach 1944/45 z jej Cromwellami i Shermanami, niszczycielami czolgow i sextonami artylerii samobieznej. A co formowalo zycie i charakter tego arcyciekawego czlowieka i zdolnego dowodcy? Posluchajmy: ... urodzilem sie w Malopolsce Wschodniej, w powiecie lwowskim... Ksztaltowala mnie, moj charakter, moja mentalnosc, a nawet poniekad i moja sylwetke zolnierska ta sama rzeczywistosc przedwojenna przed rokiem 1914 i potem lata wojny do 1920 r. ... Wychowala mnie ta sama wielce patriotyczna i prezna atmosfera uczelni wyzszych i srednich zakladow naukowych w Malopolsce, to samo rozczytywanie sie najpierw w Sienkiewiczu, a potem w mistrzach "Mlodej Polski": Kasprowiczu, Wyspianskim, Zeromskim i innych. I jak przez chorobe wieku dziecinnego przechodzilismy wszyscy od Skrzetuskiego do Kmicica, od Judyma do Rozluckiego itd. Maczek byl jednym z czterech braci; trzech zginelo na wojnie 1914-20. Zeby jeszcze bardziej zagmatwac obraz mej sylwetki, oto jako student "uniwerku" lwowskiego (mowilismy "sluchacz") odbylem przeszkolenie i pierwsze cwiczenia w Zwiazku Strzeleckim i tylko z powodu przedwczesnego powolania mnie do armii austriackiej nie dostalem sie do legionow, ale zostalem "strzelcem tyrolskim". 4 lata studiowalem na Uniwersytecie Lwowskim filozofie scisla pod kierownictwem duzej miary pedagoga prof. Twardowskiego i polonistyke u profesorow Bruchnalskiego i Kallenbacha. Dla polonisty pracowalem nad filozofia Sebastiana Petrycego, filozofa XVII wieku, ktory przekladajac na jezyk polski Platona i Arystotelesa przeklad opatrywal na marginesie obszernym komentarzem. I komentarz ten, mimo przemoznego wplywu Sw. Tomasza z Akwinu, odslanial wiele oryginalnych mysli naszego polskiego filozofa. Ale, zeby wylowic te blyski oryginalnosci, trzeba bylo dla porownania przedrzec sie przez greke Platona i Arystotelesa i lacine Tomasza z Akwinu. Ogrom benedyktynskiej pracy. Gdy oddalem te prace w seminarium prof. Kallenbacha, podczas dyskusji nad nia, gdy tezy me byly sprzeczne z pogladami jedynie wtedy drukowanej pracy prof. Stanislawa Kota o Petrycym, mialem po mej stronie dwoch kolegow, pozniejszego prof. Waclawa Komarnickiego, zmarlego w Londynie po wojnie i dra Wlodzimierza Jampolskiego, mego serdecznego przyjaciela, redaktora <>, rozstrzelanego przez Niemcow we Lwowie w 1943 r. W roku 1913/14 pracowalem glownie w seminarium prof. Twardowskiego nad tematem z zakresu psychologii uczuc: "Wyraz uczuc w literaturze". W kampani wrzesniowej plk. dypl. Stanislaw Maczek dowodzil jedyna wtedy polska calkowicie zmechanizowana jednostka taktyczna, Brygada Kawalerii Zmotoryzowanej. Druga jednostka, Warszawska Brygada Pancerno-Motorowa, dowodzona przez plk. dypl. Stefana Roweckiego (pozniejszego "Grota", komendanta ZWZ-AK) nie zorganizowala sie na czas. Brygada Maczka zaczela walke pod Jordanowem niszczac, jak czytalem, 50 czolgow, a pozniej przez cztery dni powstrzymywala niemiecki XII Korpus Pancerny wzmacniany przez III Dywizje Strzelcow Gorskich. Walczac przeszla przez poludniowa Polske docierajac pod Lwow. W ciezkiej bitwie 17 wrzesnia Brygada pokonala oddzialy plk. Schoernera, pozniejszego feldmarszalka niemieckiego. Rydz-Smigly zakazal dalszego marszu na Lwow, rozkazujac Maczkowi przejsc granice. Przeszli na Wegry 19 wrzesnia, z uzbrojeniem, jako formacja w szyku, z rozwinietymi sztandarami. Odrodzila sie Brygada we Francji, walczyla dobrze w kampanii 1940 r., przeksztalcona nastepnie w Szkocji w 1 Dywizje Pancerna, wyladowala w Normandii, walczyla pod Falaise i w Belgii, Holandii i w Niemczech. Tam opanowala i przyjela kapitulacje glownej bazy niemieckiej marynarki wojennej, portu i miasta Wilhelmshaven. Slowo, smutne, o sztandarach naszych oddzialow. Palono je, by nie wpadly w rece Niemcow. Tak np., po upadku Warszawy, 29 wrzesnia, 40 pulk ze Lwowa po raz ostatni defilowal przed swym sztandarem. Padla komenda: "Sztandar do spalenia!" Zdjeto srebrnego orla z podstawa, odpruto orla wyhaftowanego na placie, oblano plat benzyna i podpalono. A tlem smutnego obrzadku byla plonaca Wola. Brygada Maczka, przeksztalcona w Dywizje, zachowala swoje sztandary i walczyla pod nimi az do konca wojny. Tylko 10-ty pulk strzelcow konnych otrzymal nowy sztandar z fundacji Szkotow w hrabstwie Lanark. Sam Maczek do Polski nie powrocil. W 1946 odebrano mu obywatelstwo polskie; haniebna te decyzje naprawiono dopiero w roku 1989. Pozbawiony emerytury zarowno polskiej, jak i brytyjskiej, pracowal w latach 60-tych w jednym z edynburskich hoteli jako barman. Podobno byli podwladni trzaskali obcasami i czynili sklon glowa przed zamowieniem czegos mocniejszego. John Keegan tak opisal z sympatia i zrozumieniem te lata w swojej ksiazce: The veterans of the 1st Armoured Division are growing old today. Once a year each unit, Lancers, Dragoons, Mounted Riflemen, congregates at the London Sikorski Institute for its regimental day, under the canopy of the great Turkish tent, booty from Sigmund III's victory over the sultan's army in 1621, which crowns the staircase to the regimental shrines. The standard -- scarlet and white, gold fringed, embroidered with the words 'God, Honour, Country', heavy with battle honours, Warszawa 1920, Narvik, Francja 1940, Francja 1944, and painted with the images of St. Stanislaw or the Blessed Virgin of Czestochowa, to whom all Christian Poles pray in the hour of their country's need -- is reverently uncased and escorted down Princess Gate to stand before the altar at Brompton Oratory while mass is said and the aching hymns of a people long oppressed are droned into the gloom of the dome. Later, over vodka and smoked ham at the Polish Hearth Club, the mood changes. Heads grey with years of exile lift at the sight of old friends, once tank-gunners or platoon leaders, now in import-export or retired from the lower ranks of the British civil service. Faces light at the news of the children established in the professions of their adopted country -- the new generation of Poles, through the dedication and self-sacrifice of their parents, have become the most successful immigrant community ever absorbed into British life -- and brows clear at the thought that the years between have not been so bad after all... Gen. Maczek zostanie prawdopodobnie pochowany na polskim cmentarzu w Bredzie, Holandia, w miescie, ktore wyzwolila jego Dywizja. Requiescat in pace. ----------------------------------------------------- Oparte na (i sparafrazowane z tekstow zawartych w) ksiazkach: Stanislaw Maczek, <>, Tomar Publishers, Edinburgh, 1961. Jerzy Slaski, <>, Wyd. II - poprawione i uzupelnione, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa, 1990. John Keegan, <>, The Viking Press, New York, 1982. ______________________________________________________________________ Zenobi Cyrus (cyrus@ccr.jussieu.fr) TRUP W SZAFIE PREZYDENTA ======================== Jedna z "mysli nieuczesanych" Leca brzmi: "Opinia publiczna winna zostac zaalarmowana swoim nieistnieniem". Cytat ten niezle przystaje do pewnych zjawisk psychologicznych zdarzajacych sie spoleczenstwu francuskiemu. Czasami ta opinia nagle zaczyna istniec, sama powoluje sie z niebytu sila woli i trwa czas jakis w swej swietlistej zbroi, jak Agilulf, Rycerz Nieistniejacy z powiesci Italo Calvino. Tak, wiem, ze <> sa magazynem poswieconym glownie sprawom polskim. Co kogo obchodzi spoleczenstwo francuskie? A moze patrzac na sasiadow mozna sie czegos nauczyc? No wiec wrocmy do tematu. Tak wiec Francuzi co jakis czas wracaja do okresu okupacji niemieckiej, do rzadow Vichy, do deportacji Zydow, ewentualnie, gdy im sie znudzi, do spraw algierskich, czy wietnamskich. Ostatnio zmeczyli sie potwornie nagromadzeniem sie afer finansowych w kregach tzw. wyzszej polityki oraz ciagle niedokonczona historia z bankami krwi zatrutej AIDS. Na skutek tej ostatniej ciagle umieraja nowi ludzie, za co odpowiedzialnosc ponosza niektore osobistosci z owczesnego swiecznika -- czeka je teraz proces o trucicielstwo. Pewnym oddechem dla spoleczenstwa stalo sie wiec wypomnienie Francois Mitterandowi pewnych grzeszkow z lat mlodzienczych. Prezydent Republiki dozywa swoich ostatnich dni politycznych. Jest chory na raka prostaty, nie wiadomo jak dlugo bedzie pelnil swoja funkcje. Elegancja jednak obowiazuje, i gdy po jakims metnym komunikacie lekarzy prezydenta, po ktorym okazalo sie, ze znowu nic nie wiadomo, niejaki p. Monory, przewodniczacy Senatu oswiadczyl, iz w razie czego gotow jest sie podjac konstytucyjnego obowiazku, nawet jego koledzy partyjni stwierdzili, ze zachowal sie jak ostatni prowincjusz. (Nb. Monory byl delegatem Francji na obchody rocznicy Powstania Warszawskiego. Nie zapamietalem ani slowa z jego przemowienia, czego i Panstwu szczerze zycze.) Ale wrocmy do tematu. 19 maja 1993 w Palacu Elizejskim zjawil sie niejaki Pierre Pean. Poprosil Mitteranda o wspomozenie swoja pamiecia jego poszukiwan nad politycznym obrazem okresu Vichy. Prezydent sie zmarszczyl: "Czy aby jest to celowe?", ale przystal na to i Pean zaczal drobiazgowo rekonstruowac polityczna droge mlodego Mitteranda. Powstala ksiazka-bomba. Nie przeczytalem jej dotad, zniechecilem sie nieco wrzawa, ktora rozpetaly media. Czytalem prase i wysluchalem bardzo dlugiego wywiadu z prezydentem. O co chodzi? Bardzo w skrocie okazalo sie, ze Mitterand wspolpracowal z rzadem Petaina, a ponadto przez dlugie lata utrzymywal dosc bliskie stosunki z Rene Bousquetem, bylym sekretarzem generalnym policji Vichy, ktory mial przed soba proces o ludobojstwo, tylko niespelna poltora roku temu, w czerwcu 1993 zostal zastrzelony przez jakiegos chetnego taniej slawy niezrownowazenca, Christiana Didier. Mozna na to popatrzec z perspektywy ogolnoswiatowej, np. z Bronxu i stwierdzic, ze ojej, w koncu nie on jeden. Waldheim mial swoje grzeszki, wysoko postawieni dygnitarze Watykanu umozliwiali SS-manom wyjazd do Ameryki Poludniowej, itp. Ale Mitterand jest poniekad obrazem Francji lat powojennych. Jest symbolem tutejszej lewicy socjalistycznej i to tej lewicy naturalnej, opartej o ponad dwa wieki historii francuskiej i o spory elektorat. W latach 60-70 byl tej lewicy, czy centro-lewicy uznanym guru. Mitterand jest ponadto jednym z najbardziej znanych politykow na swiecie, w okresie swojej prezydentury potrafil wykazac niekiedy klase nie gorsza od Pompidou, sprawa wiec siegnela dosc glebokich pokladow zaufania normalnych ludzi. To jest o wiele powazniejsze niz nasze rodzime rozwazania o "Bolkach" i "Zapalniczkach". Wyciagnieto wiec trupa z prezydenckiej szafy i zaczeto go ze smakiem zajadac. Kosci rzucane na ziemie byly skrzetnie zbierane przez tzw. geniuszy pomniejszych i skladane w male trupki wtorne, oferowane na sprzedaz za konkurencyjna cene. Np. jacys swiezo obudzeni byli socjalisci napisali szybciutko ksiazeczke dowodzaca, ze Mitterand byl od poczatku piata kolumna skrajnej prawicy i ze faszyzujaca, nacjonalistyczna partia "Front National" LePena zawdziecza swoje wysokie notowania wlasnie Mitterandowi, m.in. temu, ze ich dopuscil do telewizji. W rzeczywistosci, gdy ta partia zdobyla kiedys jakies mandaty i zglosila interpelacje w sprawie bojkotu przez media, socjalisci zostali zmuszeni do odpuszczenia, gdyz opozycja oskarzyla ich natychmiast o stalinowskie metody zarzadzania komunikatorami panstwowymi. Znajdz tu czlowieku zloty srodek... A najsmieszniejsze jest to, ze w zasadzie Pean, czy inni nie odkryli niczego, co nie istnialo w dostepnych dokumentach, nie bylo juz kiedys wyciagane przez oponentow Mitteranda. Wiadomo bylo, ze Mitterand, zanim wstapil do Ruchu Oporu byl czlowiekiem kolaboranta, pulkownika de la Rocque, ktory co prawda odrzucal antysemityzm, ale ktory szedl ramie w ramie z rzadem Petaina w imie Ojczyzny, Pracy i Rodziny. (To mi znowu przypomina cos nie na temat, mianowicie film wyswietlony tu trzy lata temu, bedacy sfabularyzowana, ale prawdziwa historia kobiety skazanej na smierc i zgilotynowanej przez sadownictwo Vichy za usuniecie ciazy. Hasla byly te same, co swiadczy, ze sa one Wazne). Kolejny raz wracamy do tematu. Mitterand wrocil do Francji po trzykrotnej ucieczce z niewoli, do ktorej sie dostal po otrzymaniu rany pod Verdun. Byl przekonany wtedy, ze Petain robi dobra robote, ze bez ugodowej postawy wladz Vichy, Niemcy traktowaliby jencow francuskich, jak -- przepraszam za wyrazenie -- Rosjan. Wiec znajduje prace w wojsku, w sluzbie informacyjnej; gdzie -- ironio losu -- pracuje, nie wiedzac o tym, pod kierunkiem czlonka Resistance. Podaje sie do dymisji po powrocie Lavala, ktorego jawna polityka proniemiecka nie pozostawiala juz zadnych zludzen nawet najoporniejszym. Ale nie zrywa jeszcze z Vichy, swoje odejscie z Legionu kombatantow bagatelizuje. Pracuje w komisariacie jencow wojennych, m.in. produkuje falszywe papiery i pieczatki (w uzgodnieniu z gabinetem Petaina; faktem jest, ze rzad Vichy staral sie niezle o uwolnienie Francuzow i to bylo niebagatelnym atutem podczas procesu Petaina, a teraz jest na sztandarach Petainstow, ktorzy jeszcze nie wszyscy wymarli). Od marca 1943 istnieje juz jako czlonek ruchu oporu Morland. Znane sa jego listy, kilka artykulow. Mozna w nich dopatrzyc sie antyrepublikanizmu, lekkiego nacjonalizmu, choc o barwach spolecznych dalekich od brunatnych. A jednoczesnie od listopada poluje na niego Gestapo. Udaje mu sie dostac do Londynu, gdzie zdobywa szacunek de Gaulle'a, choc nigdy jego sympatie. De Gaulle powierza mu kierowanie Ruchem Oporu Jencow, pracuje m. in. w Algierze. Po wyzwoleniu de Gaulle nie skrywa do niego wyraznej wrogosci politycznej i Mitterand na swoje lata musi poczekac. Nb. on tez nie ukrywal swojej antypatii do de Gaulle'a, gloryfikowal natomiast Henri Frenaya, swojego ojca chrzestnego z Resistance i politycznego wroga wielkiego generala. To wszystko wiemy od dawna. Pean dodaje szczegoly. Z jednej strony wysmiewa komunistow i innych oponentow Mitteranda, ktorzy od wielu lat wmawiali, ze prezydent byl czlonkiem prawicowych organizacji terrorystycznych, w rodzaju <>, czy <>, z drugiej strony jego metoda, czy punktem wyjscia, jest wlasnie oskarzenie Mitteranda o to, czy tamto, co powoduje, ze bohater <> znajduje sie ciagle w pozycji oskarzonego. W koncu kontaktowal sie jednak z kagulardami, znajomymi jego rodziny. Pean oczyszcza go z oskarzen o antysemityzm, ale nie odpowiada na pytanie skad te pretensje sie w ogole wziely. A srodowiska Zydow francuskich co jakis czas wyciagaly ten zarzut, za kazdym razem gdy z okazji rocznicy konca I Wojny Swiatowej, prezydent skladal kwiaty na grobie Petaina (zreszta nie on jeden; ten rytual pochodzi od de Gaulle'a). W zeszlym roku w koncu przestal, a gabinet prezydenta wystosowal cos w rodzaju mdlych przeprosin. Sprawa Mitteranda ma dwa oblicza. Pierwsze, to jego kariera w czasie wojny, drugie, to jego dzialalnosc powojenna i przyjazn (??) z Rene Bousquetem. Jak traktowac jego afiliacje do 1943? Zdajmy sobie sprawe, iz fakt, ze teraz zaczyna sie to kontestowac, nie jest przypadkiem i nie jest jedynie kolejnym elementem wszechobecnej uwertury do nowej kampanii prezydenckiej. Mija 50 lat od konca wojny. Dominanta polityczna w Europie staje sie wreszcie pokolenie dziewicze, nie splamione dotknieciem hitleryzmu. Poprzednio malo kto mial odwage wrzasnac, gdyz malo kto mogl sie porownac do de Gaulle'a, czy Leclerca de Hautecloque, osob pochodzacych, jak i Mitterand, ze srodowisk prawicowych, gleboko katolickich i konserwatywnych, ale ktore od poczatku odrzucily kapitulacje. Ale dzieci osob, ktore same sie skazaly na kwasne milczenie, maja wiecej glosu. Pean dal im bron, ksiazke prawdziwa, udokumentowana, antyspekulacyjna i pelna wyczucia historycznego. Wyczucie wydawcow dotyczylo raczej rynku, nie zawahali sie umiescic na okladce zdjecia, na ktorym figuruja razem Petain i Mitterand. Zdjecie pochodzi z 15 pazdziernika 1942 i dotyczy organizowania przez Mitteranda zbiorki narodowej na rzecz jencow wojennych. Zdjecie to "wyplynelo" na szersze wody w 1965, podczas kampanii prezydenckiej Mitteranda. Owczesny minister spraw wewnetrznych kazal je zweryfikowac, po czym oswiadczyl, ze uzycie go przeciwko Mitterandowi byloby po prostu niehonorowe. No to sprzedano je w 1994. Honor zwietrzal? Czyj? Okres Vichy jest dosc beznadziejny do analizy. Krzyczace pokolenie powojenne moze krzyczec, ale nie odpowie na zarzut czy krzyczy tez wobec wlasnych ojcow. Nie kazdy jest Zydem, nazywa sie Klarsfeld, jest jednym z czolowych reprezentantow oskarzenia w procesie Touviera, a przy okazji ma ojca, ktory od 50 lat walczy o organizowanie procesow o ludobojstwo. Wiec lata 1940-42 Mitteranda mozna uznac za jako tako wyjasnione. Poslizg zyciowy, zadne przestepstwo. Rece czyste, choc nieco lepkie. Nie da sie zapomniec, ze w 1941 spory procent Francuzow bylo -- kretynskie sformulowanie, ale uzywa go tez znany filozof Edgar Morin -- petaino-gaulistami. De Gaulle bronil honoru, byl mieczem i przyszloscia, Petain byl pancerzem, chronil bagietke nasza codzienna. De Gaulle pozostanie na zawsze symbolem ocalenia honoru francuskiego. Ale Mitterand w okresie popularnosci socjalistow dosc skutecznie wyrazal nadzieje na zmiane, tak oczekiwana przez dosc szerokie warstwy spoleczne, a ktorej gaullisci nie umieli realizowac. Lata pozniejsze narazaja jednak Mitteranda na zarzut oslaniania kolaborantow. Tam, gdzie nie ma o co sie spierac, to nie ma. Palac Elizejski popiera i domaga sie sprawiedliwosci w sprawach Klausa Barbie, czy Touviera. Pierwszy jest nazistowskim siepaczem o obywatelstwie obojetnym, ale drugi jest Francuzem! Pierwszym Francuzem skazanym za zbrodnie przeciw ludzkosci. Pytaja wiec, a inni? Dlaczego Mitterand ochranial przez lata funkcjonariuszy Vichy? Dlaczego przyjaznil sie z Bousquetem, a w 1990 explicite spowalnial akcje prawnikow? Wtedy juz Mitterand nie mogl sie tlumaczyc, ze nie wiedzial co to za typ. Glowne tlumaczenie prezydenta jest proste. Chodzi o spokoj, o pojednanie narodowe, o schowanie zadr i myslenie o przyszlosci. Taka byla polityka de Gaulle'a i Pompidou (ktory zreszta pierwszy udzielil amnestii Touvierovi). <>, ot co. Bousquet mial swoj proces w 1949 i wtedy Mitterand juz walczyl o owo pojednanie. Mial swoje ambicje antygaullistowskie i antykomunistyczne, i ludzie z podejrzana przeszloscia Vichy przeszkadzali mu wyraznie mniej. Nam, Polakom, moze to cos przypominac i to ze znacznie swiezszej historii, prawda? Wydaje mi sie, ze glowny psychologiczny problem Francuzow bierze sie z checi bycia realistami, ale bez rezygnowania ze swoich mitow. Chca jednego i drugiego. Mial ten problem i sedziwy prezydent, maja go i jego krytycy. Nie da sie odebrac Mitterandowi ani jego zaslug, ani jego poslizgow, no nie da sie i juz! Sporo tzw. przecietnych ludzi czuje sie zawiedzionych i troche oszukanych, ale *nic* sie z tym nie da zrobic. Zmusic Mitteranda do dymisji? Toc to bylby tak rzewny idiotyzm, ze prosze siadac. Uspokajac, nawolywac do spokoju? A probowali Panstwo nawolywaniem do spokoju wyleczyc kogos z napadu histerii? Niektorzy to robia, glownie socjalisci, ale i tez czesc rzadzacej prawicowej wiekszosci opowiada sie za przyglaskaniem problemu, zeby nie zatruwac i tak nieprzyjemnej kampanii prezydenckiej. Odczekac az prezydent przejdzie do historii i wtedy rozpoczac konsumpcje trupow od nowa? Ale niektorzy nie godza sie z zasianym ziarnem demoralizacji juz teraz -- normalnych ludzi moze latwo poniesc, gdy ktos z szefostwa Front National publicznie zauwaza, ze co im tam dziennikarze wypunktowuja, iz sie kontaktuja z faszystami, z Hayderem z Austrii, z neonazistami niemieckimi! Wszak sam Mitterand... A ja sie na to patrze troche z boku. Wszyscy maja troche racji. Wiec przechadzam sie po Pere Lachaise i podejrzewam, ze wiekszosc lezacych tu w swych majestatycznych grobowcach tez miala racje. I ta ich racja szumi nam w drzewach. Paryz, pazdziernik-grudzien 1994. _______________________________________________________________________ <>, 14.12.1994 John LeCarre WSTYD DLA ZACHODU ================= 13 grudnia <> opublikowal artykul redakcyjny na temat wydarzen w Czeczenii, w ktorym pryncypialnie potepil opor Czeczencow, zadekretowal problem jako wewnetrzna sprawe Rosji i wyrazil wielki niepokoj, ze jezeli sie Czeczency nie opamietaja, krzywda moze sie stac rosyjskim <> z Jelcynem na czele. Nic nowego; nie warto przepisywac. Nastepnego jednak dnia duza czesc kolumny <> udzielono brytyjskiemu pisarzowi, Johnowi LeCarre. Ponizej luzne tlumaczenie i skrot jego artykulu. J.K_ek ----------------------------------------------------------- Ostatniego weekendu rosyjskie wojska, czolgi, artyleria i lotnictwo przekroczyly granice Czeczenii na polnocnym Kaukazie, by usunac rzad prezydenta Dudajewa. Samoloty i helikoptery bombardowaly stolice kraju, Grozny, podczas gdy przy granicy odbywaly sie "rozmowy" w stylu rosyjskim. Minister spraw zagranicznych Rosji okreslil akcje jako "przywracanie prawa i porzadku w granicach Rosji". Prezydent Clinton zdazyl juz okreslic te wydarzenia jako jej "wewnetrzna sprawe". Propaganda rosyjska na pelnych obrotach grzmi o Dudajewie jako lunatyku i gangsterze, ktory zamienil Czeczenie w centrale rosyjskiej mafii. Nie wspomina jednak, ze zostal on demokratycznie wybrany i jedna z jego obietnic wyborczych byla niepodleglosc kraju. Nie dodaje tez, ze Czeczenia ma strategiczne znaczenie dla Rosji, lezac na szlaku rurociagow znad Morza Kaspijskiego do Morza Czarnego, oraz ze kolonialne wojny Rosji na Kaukazie maja ponad 150-letnia tradycje. Polnocny Kaukaz zostal opanowany przez Rosjan dopiero w 1859 roku, a gleboko w gorach walki nigdy sie nie skonczyly. Gdy Dudajew doszedl do wladzy, Rosjanie probowali poczatkowo go zwalczac przy pomocy marionetek, calkiem podobnie jak CIA komunistow w innych rejonach swiata. Jesli zas chodzi o domniemana kryminogennosc Czeczencow, to trzeba miec niebywala czelnosc wysuwajac takie oskarzenia z St. Petersburga czy Moskwy, gdzie samym Rosjanom udalo sie skryminalizowac handel i administracje na kazdym szczeblu i na taka skale, jakiej nie widziano od czasow Al Capone. Do charakterystycznej ignorancji Zachodu nalezy pomijanie losu Inguszii, kraju sasiadujacego z Czeczenia. Inguszia przeszla (i przegrala) swoja wojne z Rosja dwa lata temu; wspomogla ja wtedy Czeczenia. Narody te maja wiele cech wspolnych oraz podobna historie. W 1944 roku oba zostaly przymusowo przesiedlone do Kazachstanu rozkazem Stalina pod fikcyjnym zarzutem wspolpracy z Niemcami. Wywozce towarzyszyly masowe rozstrzeliwania, wielu ludzi pomarlo w podrozy. Oba narody staly sie ofiarami ludobojstwa. Dopiero 13 lat pozniej Nikita Chruszczow stwierdzil, ze zaszla pomylka i zezwolil niedobitkom [wrocilo ok. 200 tysiecy Czeczencow na 800 tysiecy wywiezionych -- przyp. J.K_ek] na powrot. Wielu wracalo piechota. Wygrawszy zimna wojne Zachod nie ma prawa zmarnowac owocow tej wygranej, niezaleznie czy mowimy o sytuacji w Bosni dzisiaj, Czeczenii czy Inguszii jutro, lub Kuby pojutrze. Widac jak na dloni, ze mocarstwa zachodnie nie mialy zielonego pojecia co zrobic ze swiatem, gdy pozbeda sie komunizmu. Najpierw udawalismy, ze nie ma problemu, ze o zadnej wygranej nie ma mowy, twierdzac -- lub czynily to za nas nasze "nietykalne" sluzby wywiadowcze -- ze <> jest tylko gra i ze ci niecni bolszewicy przed niczym sie nie cofna, byle tylko nas wprowadzic w blad. Ale stopniowo, pomimo wielkich wysilkow "ekspertow", zdrowy rozsadek zaczal brac gore i nasi przywodcy musieli uznac, ze przeciwnik spakowal manatki i sie wyniosl. To odkrycie niewielu z nich uszczesliwilo. "Znaczy sie, musimy cos uczynic z druga polowa globu? To takie klopotliwe, szczegolnie teraz, gdy nam sie tak dobrze powodzi." Ale nie wpadli w panike, tylko zaczeli kontynuowac zimna wojne innymi metodami. Metoda taka byl slepy izolacjonizm. Polegajacy na kultywacji naszych zadbanych podworek kosztem tych, o ktore powinnismy zadbac po uwolnieniu ich. Kontynuujacy zalozenia rodem z zimnej wojny, ze supermocarstwa powinny miec swoje "strefy interesow" i ze prawa czlowieka sie przy tym nic nie licza, zas ucisk mniejszosci mozna nazywac "zarzadzaniem". O ilez wygodniejsze to niz "czyszczenie etniczne"! W miedzyczasie, ciagle przechodzac przez symptomy odwyku po zimnej wojnie, my, zwyciezcy tej wojny, modlilismy sie o jakis nowy wielki konflikt, ktory moglby nas znowu uczynic bezpiecznymi. O ile przyjemniej (a politykom szczegolnie) ukrywac sie za naszymi arsenalami nuklearnymi zamiast wyjsc z bunkrow, podac reke niedawnym nieprzyjaciolom i zajac sie takimi problemami, jak widmo globalnego glodu, zanieczyszczenie srodowiska, handel bronia czy proliferacja konfliktow lokalnych, a przede wszystkim prawo narodow do samostanowienia. I to mimo, ze te wlasnie problemy beda determinowaly nasza przyszlosc. Czym jest usprawiedliwione zadanie niepodleglosci? Do tej pory historia dawala odpowiedz zarazem pragmatyczna i brutalna: panstwo tworzy ten narod, ktory jest wystarczajaco potezny i zdecydowany, by zagarnac terytorium i utrzymac je sila. Kropka. Ale spolecznosc miedzynarodowa konca XX wieku uznaje podobno inne zasady. Jesli tak, to na jakiej podstawie uznaje sie za granice panstwowe arbitralne linie demarkacyjne wytyczone przez kartografow komunistycznych, jak na Kaukazie, w celach sklocenia i podporzadkowania sobie niepokornych mniejszosci? Czy Abchazja jest czescia Gruzji? Czy tez musimy tak mowic, poniewaz tak rozkazal Stalin? Samostanowienie narodowe bylo fundamentem naszej polityki antykomunistycznej. Przez pol wieku grzmielismy z ambon, ze gdy prysna kajdany tyranii i zakwitnie demokracja, ofiary ucisku beda mogly same decydowac o swym losie. Akurat. Wychodzilismy z calkowicie blednego zalozenia, ze gdy znikna bariery w handlu, zas rozwina sie systemy globalnej komunikacji, wszystkie narody swiata zbliza sie do siebie. Nic dalszego od prawdy. W samej Europie liczba narodow lub grup narodowosciowych zadajacych suwerennosci wynosi 35. Polowa Federacji Rosyjskiej grozi secesja. Co oczywiscie jest glownym powodem, dla ktorego Czeczenia i Inguszia musza zostac ukarane. Byl taki czas, ze slowo "niepodleglosc" bylo w wolnym swiecie noszone na ustach z czcia. Dzisiaj sam koncept jest wymawiany z pogarda, podobnie jak slowo "liberal" przez naduzywajacych tego terminu, przyjmujac znaczenie ruchawki i nieporzadku. Przeczytalem ostatnio, ze latarnia historii nie oswietla drogi przed nami, jest raczej swiatlem na rufie okretu, rozjasniajacym spieniony kilwater. Byc moze tym, co tak bardzo drazni Zachod po wygranej z komunizmem jest, ze dazac ku przyszlosci, wyzwolil on drzemiace demony oskarzajacej przeszlosci. ______________________________________________________________________ Skrocona wersja artykulu, ktory ukazal sie 30.09.1994 w czasopismie <> wychodzacym w San Francisco Andrzej M. Salski (salski@igc.apc.org) SZKODLIWA NOMINACJA =================== W ostatnim okresie Polonia zostala ponownie powaznie zaniepokojona niezreczna, o ile nie wrecz prowokacyjna, decyzja wladz polskich, ktore mianowaly na szefa wywiadu cywilnego RP kadrowego oficera wywiadu PRL od polowy lat siedemdziesiatych, majora Mariana Zacharskiego. Nominacja Zacharskiego, skazanego przez sad w Los Angeles na dozywotnie wiezienie za szpiegostwo na rzecz PRL i ZSRR, w zadnym przypadku nie sluzy przyszlosci stosunkow polsko-amerykanskich, ktorych jakosc ma szczegolnie istotne znaczenie dla Polonii w Stanach Zjednoczonych. Nominacja ta wzbudzila spore zainteresowanie prasy amerykanskiej, w ktorej ukazaly sie obszerne informacje o PRLowskiej karierze Zacharskiego. Osoba nowego szefa wywiadu zdziwila i stworzyla takze spory problem dla rzadu amerykanskiego, ktory nominacja ta zostal powaznie zaklopotany. Przedstawiciel Departamentu Sprawiedliwosci powiedzial, iz zgodnie z warunkami zwolnienia majora Zacharskiego z wiezienia w 1985 roku i jego wymiany na osoby aresztowane w krajach komunistycznych, w przypadku gdyby przybyl on do USA, nawet oficjalnie, bylby narazony na ponowne aresztowanie. Warto dodac, ze dla niektorych przedstawicieli wywiadu amerykanskiego oraz politykow z gabinetu Clintona decyzja o nominacji majora Zacharskiego nie stanowila wiekszego problemu. Stwierdzili oni, ze beda w stanie z nim wspolpracowac jako osoba kompetentna i znajaca zagadnienia pracy wywiadu. Jednakze w USA sprawa tej nominacji oraz problemami jej negatywnego wplywu na stosunki polsko-amerykanskie zajeli sie doradca prezydenta ds. bezpieczenstwa Anthony Lake i jeden z zastepcow szefa Departamentu Stanu. Wlasnie oni spowodowali, iz zdecydowano sie na wreczenie stronie polskiej <> pisemnego, wreczanego zwykle w przypadku zaistnienia bardzo drazliwych problemow w stosunkach miedzypanstwowych, w ktorym Departament Stanu wyrazil zaskoczenie nominacja majora Zacharskiego i stwierdzil, ze nie przyczyni sie ona "do wzmocnienia szans Polski na integracje z zachodnimi strukturami bezpieczenstwa" oraz nalegal na rzad polski, "by ponownie rozwazyl nominacje" poniewaz Zacharski moze byc aresztowany w przypadku znalezienia sie na terytorium USA. Byly dyrektor Radia Wolna Europa, dyrektor krajowy Kongresu Polonii Amerykanskiej Jan Nowak-Jezioranski powiedzial, iz: "NominacjeZacharskiego trzeba natychmiast odwolac" oraz ze: "Jezeli ta nominacja nie bedzie odwolana (...) to wysilki Polski wejscia do NATO beda narazone na szwank". Stwierdzil on takze, ze nominacja: "wywola zatargi w stosunkach polsko-amerykanskich". Jezioranski przypomnial, iz: "Sam fakt, ze Kuklinski, ktory oddal ogromne uslugi Amerykanom obciazony jest wciaz dlugoletnim wyrokiem, a Zacharski, ktory byl ich wrogiem, obejmuje to stanowisko, podwaza pozycje Polski jako wiarygodnego sojusznika". Takze profesor Zbigniew Brzezinski, doradca w Center for Strategic and International Studies oraz byly doradca prezydenta USA ds. bezpieczenstwa narodowego ostro skrytykowal nominacje majora Zacharskiego. Komentujac to co sie dzieje w Polsce i innych krajach postkomunistycznych prof. Brzezinski stwierdzil, ze wladze w tych krajach postepuja tak, jak gdyby zakladaly, ze zimna wojna nie miala wymiaru moralnego, a wszystko bylo gra. Nominacja spowodowala takze protesty ze strony organizacji Polonijnych w USA. Przewodniczacy KPA w Poludniowej Kalifornii Marian M. Dutkowski, przeslal do prezydenta Walesy list w ktorym stwierdzil, ze: "Polonia kalifornijska i amerykanska opinia spoleczna jest oburzona i zszokowana decyzja przewodniczaczego Urzedu Ochrony Panstwa o powolaniu na szefa cywilnej sluzby wywiadowczej Mariana Zacharskiego". W liscie stwierdzono takze, iz: "Takie nominacje "zasluzonych" z czasow rezimu komunistycznego nie sluza sprawie demokratyzacji zycia politycznego w Polsce ani tez nie pomagaja Polonii i Kongresowi Polonii Amerykanskiej w popieraniu dazenia Polski do pelnego czlonkostwa w NATO". Major Zacharski jest kolejnym reprezentantem sluzb wywiadowczych zasluzonych dla PRL i ZSRR, ktory zostal powolany na wysokie stanowisko w ministerstwie spraw wewnetrznych. Wiceministrem w MSW jest Marian Jasik, przelozony Zacharskiego z okresu jego dzialalnosci w USA. Do Ambasady RP w Waszyngtonie ma byc wyslany wyzszy oficer i poprzedni szef wywiadu Janusz Luks, ktory ma pelnic funkcje przedstawiciela UOP w USA. Na stanowisko attache wojskowego w USA przewiduje sie gen. Boleslawa Izydorczyka, bylego szefa wywiadu i kontrwywiadu wojskowego (Wojskowe Sluzby Informacyjne) i attache PRL w Waszyngtonie w latach 1982-1984. Wszystkie te nominacje budza kolejne watpliwosci co do szczerosci deklaracji wielu polskich politykow, ze zerwali ze swoja komunistyczna przeszloscia. Od wyborow w Polsce we wrzesniu ubieglego roku na scene polityczna i gospodarcza w kraju powrocilo bowiem wiele osob, ktore w przeszlosci zajmowaly wysokie stanowiska w aparacie partyjnym PZPR. Na ogol wszystkie nominacje na wysokie stanowiska w strukturach rzadowych i gospodarczych byly tlumaczone tak samo jak w przypadku majora Zacharskiego fachowoscia oraz doswiadczeniem uzyskanym pod rzadami komunistycznymi. Jednak mimo tak mocno podkreslanej przez niektorych przedstawicieli wladz RP fachowosci oraz niewatpliwej znajomosci warunkow amerykanskich, nominacja majora Zacharskiego ponownie stawia Polske w bardzo niekorzystnym polozeniu wobec partnerow zachodnich przy rozpatrywaniu mozliwosci przyjecia tego kraju do struktur obronnych NATO. Od czasu przejecia urzedu prezydenta przez Clintona w polityce amerykanskiej mozna zauwazyc niebezpieczny trend do ulegania zadaniom Rosji i oddania jej pelnej swobody w dzialaniach w krajach bylego Zwiazku Radzieckiego oraz innych panstwach postkomunistycznych. I dlatego mozna takze przyjac zalozenie, iz sprawa nominacji Zacharskiego posluzyla niektorym politykom amerykanskim do zdezintegrowania polityki polskiej, aby w powstalym zamieszaniu tym latwiej moc manipulowac na korzysc swojej prorosyjskiej polityki. Polonia w USA zawsze popierala wszystkie inicjatywy sluzace wolnej i demokratycznej Polsce, a od dluzszego czasu intensywnie popiera starania Polski o przystapienie do NATO. Wskutek przeprowadzonej w tym roku akcji politycznej KPA i masowej kampanii wysylania listow do prezydenta USA i czlonkow Kongresu USA doszlo do glosowania nad projektami dwoch ustaw. Pierwsza z nich, zgloszona przez republikanina z Nowego Jorku, kongresmana Benjamina A. Gilmana, dotyczyla przyjecia Polski do NATO przed rokiem 2000. Druga, zaproponowana przez senatorow Hanka Browna i Paula Simona, zdazala do zapewnienia scislejszej wspolpracy wojskowej pomiedzy USA a Polska, Wegrami, Czechami i Slowacja. Naciski niektorych osobistosci z Departamentu Stanu doprowadzily do odrzucenia tych propozycji. Jednym z nich byl tworca i najgoretszy zwolennik prorosyjskiej polityki Clintona, zastepca sekretarza stanu Strobe Talbott. Jego wlasnie koncepcje glownie sluza ekspansjonistycznym dazeniom Rosji do podporzadkowania sobie tego regionu, odbudowie postsowieckiego rosyjskiego imperium, oraz wprowadzaja niebezpieczna destabilizacje zagrazajaca calej Europie. Jednak, po dokonaniu pewnych korekt w projekcie senatorow Browna i Simona, Senat podjal uchwale, ze 19 wrzesnia tzw. konferencja zdecyduje, czy projekt ten bedzie dyskutowany przez Izbe Reprezentantow. Nominacja majora Zacharskiego postawila Polonie w Stanach Zjednoczonych w bardzo niewygodnej sytuacji, bowiem trudno jest popierac starania o przyjecie do struktur wojskowych NATO jakiegokolwiek kraju w sytuacji, gdy tak wiele stanowisk rzadowych jest w nim zajmowanych przez czlonkow bylej nomenklatury i elity komunistycznej. A gdy w dodatku na szefa wywiadu tego kraju zostaje mianowana osoba, jeszcze do niedawna sluzaca na pewno wiernie, lecz z pewnoscia nie ideom wolnosci i demokracji oraz dobrobytu obywateli swojego kraju, zaczyna przedstawicielom Polonii brakowac racjonalnych argumentow mogacych sklonic Amerykanow do zaakceptowania takiego nowego sojusznika. ---------------------------------------------------------- Sprawa Zacharskiego zdazyla sie juz dosc dawno zdezaktualizowac, m.in. przez nasz dlugawy cykl wydawniczy. Ale sam problem aktualnym chyba byc nie przestal. Nie mowie tu o sprawach wielkiej polityki, bo nie jestem pewien, czy motywacja nominacji Zacharskiego mialo byc prowokowanie kogokolwiek, a szczegolnie Polonii (choc nie dziwie sie, ze ta ostatnia, zwlaszcza w Kalifornii, gdzie "pracowal" swego czasu major Z., tak to odczula). Raczej chodzi o polityke obsadzania waznych stanowisk w polskiej administracji panstwowej -- polityke zaiste zadziwiajaca, jak o tym swiadcza najnowsze pomysly premiera Pawlaka dotyczace wakujacej posady ministra obrony narodowej. Widziana z dystansu transoceanicznego jawi sie ta polityka jako mieszanina pure-nonsensu ze sztubacka beztroska. J.K_ek _______________________________________________________________________ Kuba Chabik (J.J.Chabik@soc.staffs.ac.uk) SPOTKANIE ========= Spotkalem go na peronie, bylo bardzo zimno, a wlasnie przed chwila panienka zapowiedziala, ze pociag zwiekszyl opoznienie do pol godziny. Bylismy jedynymi czekajacymi na niego, proszyl leciutki snieg, mroz trzaskal, a ja pod nosem szeptalem przeklenstwa. Podszedl do mnie niesmialo i stuknal pare razy pastoralem w beton. -- Spoznia sie -- zagadnal. -- Spoznia -- odpowiedzialem starajac sie jak najmniej otworzyc usta. Dopiero tutaj, w swietle lampy mialem okazje lepiej mu sie przyjrzec. Mial siwe, krzaczaste brwi, okazala brode w kolorze sniegu, czerwona, nieco wystrzepiona pelerynke i niezbyt czyste buty z zakrecanymi nosami. Jego jasne, wesole oczy, przygladajace mi sie przez caly czas, zywo kontrastowaly ze zmarszczkami na twarzy. Chwile stalismy milczac, tylko od czasu do czasu przytupujac dla rozgrzewki. -- Mam do ciebie prosbe -- zagadnal znowu. Spojrzalem na niego wyczekujaco. -- Przyjedzie tym pociagiem taka dziewczynka, ma na imie Ania, bedzie miala niebieski plaszcz i bialy szalik. Taka drobna szatynka, na pewno ja poznasz. -- O ile wczesniej nie zamarzne -- usilowalem byc dowcipny, choc wcale mi nie bylo do smiechu. Usmiechnal sie. -- Mam dla niej prezent -- po tych slowach sciagnal z plecow wielki wor, pogrzebal w nim chwile i wyciagnal lizaka. -- Malinowy -- powiedzial nie wiedziec czemu, z duma. Skinalem glowa i wzialem paczuszke do kieszeni. -- Nie przejmuj sie, pamietam nie takie zimy -- rozesmial sie, odwrocil na piecie i zwawym krokiem poszedl w strone wiaduktu. Jeszcze tylko dobiegl mnie oddalajacy sie dzwiek dzwonkow od san. Jakies piec minut pozniej wjechal pociag, Wysypali sie z niego ludzie, wsrod ktorych bez klopotu zidentyfikowalem opisana dziewczyne. Poczekalem, az zniknie w holu dworca, wyciagnalem lizaka z kieszeni, rozpakowalem i wlozylem do ust. Rzeczywiscie, byl malinowy. ------------------------------------------------------------ W oparciu o oficjalna informacje z kol jak najbardziej zblizonych do zrodel redakcja uprzejmie zawiadamia, ze slub Kuby Chabika, ktorego ktos moze jeszcze pamieta z przepisu na pizze opolska, z Ania odbedzie sie w najblizsze wakacje. Skonczyly sie lizaki... __________________________________________________________________ Z cyklu Oskarzenia i Kalumnie Janusz Mika (mika@ph.und.ac.za) WIADOMOSCI Z BUSZU, CIAG DALSZY =============================== Przyjaciel moj i ja bardzosmy sie ucieszyli z tego, ze wiadomosci o rychlej smierci naszego ulubionego czasopisma (inne nie chca nas zwykle drukowac) okazaly sie mocno przesadzone. Chwyt psychologiczny zastosowany przez Redakcje sie udal i wszyscy, ktorzy lubia pisac i nie chca za to pieniedzy, skupieni wokol <> (tez sie do nich zaliczamy), czym predzej zabrali sie szparko do pisania. Malo sie tu u nas w buszu mowi lub pisze o Polsce lub Polakach, ostatnio jednak miejscowa gazeta zamiescila dwie interesujace informacje: Oto pierwsza z nich: Dwudziestosiedmioletni Polak zdolal przezyc majac we krwi 7.3 promille alkoholu, podczas gdy dawka smiertelna wynosi 4-5 promille. Jak widac Polak potrafi. Mamy nadzieje, ze Redakcja Ksiegi Rekordow Guinnessa odnotowala to wydarzenie. I druga: Dunskie miasto Vejle, jak to oswiadczyl jego burmistrz, zerwalo wiezy z zaprzyjaznionym miastem Zielona Gora. Podczas niedawnej wizyty w Vejle czlonkowie delegacji z Zielonej Gory byli tak pijani, ze nie mogli o wlasnych silach dojsc z hotelu do autobusu, ktory mial ich zawiezc na zwiedzanie przemyslowej dzielnicy miasta. Kto o zdrowych zmyslach wyjezdza za granice po to, aby zwiedzac dzielnice i to w dodatku przemyslowe? W pelni sympatyzujemy z ojcami miasta Zielona Gora. W swietle tych i tym podobnych wydarzen widac, iz p. Emil Orzechowski (patrz <> nr 112) niepotrzebnie sie martwi o to, ze oficjalne dzialania, ktorych celem jest propagowanie polskiej kultury, cierpia na uwiad organizacyjny. Nasz narod sam sie potrafi pochwalic tym, co ma najlepszego, i niepotrzebni mu sa do tego nieudolni urzednicy w rozmaitych oficjalnych osrodkach krajowych i zagranicznych. ------------------------------------------------------------ Eratum: Moj przyjaciel i ja staramy sie mowic i pisac poprawna polszczyzna, totez prawdziwa przykrosc sprawil nam blad, jaki pojawil sie w naszym tekscie z nr 112 <>. W oryginale bylo <>, ale zlosliwy chochlik elektroniczny lub diabelek Maxwella (nie osmielilibysmy sie podejrzewac o to kogos z Redakcji) wymienil nam to slowo na <>, choc takiego akurat czasownika w (poprawnej) polszczyznie nie ma. Z calego serca przepraszamy wszystkich Czytelnikow za ten blad. JAM _______________________________________________________________________ Michal Babilas CZKAWKA PO KANIKULE =================== Uzalalem sie jaki czas temu w <>, ze gdy sprawy wielkie zaczynaja smieszyc, nikt juz nie ma czasu ani ochoty na bawienie sie malymi glupstewkami (i kilka wlasnie takich kanikulowych glupotek z minionego lata dalem jako przyklad). Na szczescie calkiem nieslusznie szarpalem minorowe struny. Oto bowiem prasa poznanska uniosla sie oburzeniem z przyczyny pewnego psa policyjnego. Tak juz jest, ze organy porzadku publicznego ciesza sie w Poznaniu zasluzenie zla slawa, ale tym razem pies byl Mazursko-Mazowiecki. Podczas meczu futbolowego o 1/16 Pucharu Polski pomiedzy Mlawianka Mlawa a Lechem Poznan jednemu z "zabezpieczajacych impreze" strozow prawa zerwal sie ze smyczy owczarek niemiecki, podbiegl do pilkarza druzyny gosci Przemyslawa U. i ugryzl go dotkliwie w dupsko. Motywy dzialania sa do dzis niejasne, byc moze psisko bylo znudzone i zdenerwowane mierna postawa obu zespolow, niewykluczone tez, ze brytan byl weteranem jeszcze z milicyjnych czasow i wspolpracowal kiedys z tym slynnym funkcjonariuszem, ktory spalowal i podal do kolegium obywatela, ktory (wedlug protokolu) "charczal uragliwie odbytnica w miejscu publicznym czym wyrazal swa reakcyjna postawe". Czy Przemyslaw U. charczal -- tego sie juz nie dowiemy, bowiem poszkodowany trafil na dni pare do szpitala, a Lech pomimo oslabienia wygral ostatecznie 2:1 i w nastepnej rundzie pucharu bedzie gromic MalaPanew Ozimek, Jezioraka Ilawa lub innych swiatowych potentatow <>. I w ten sposob udalo mi sie napisac pierwsze w zyciu sprawozdanie sportowe, za co Panstwa, a zwlaszcza Michala Szlepera, serdecznie przepraszam. Tematyki policyjnej ciag dalszy. Nastepca slynnego "Il commendante" (czyli wuja Kazia) na stanowisku naczelnika wojewodzkiego policji w Poznaniu -- komisarz K. Krzyzanski oraz kilku innych funkcjonariuszy zostalo oskarzonych (przez <>) o sprowadzanie z Niemiec kradzionych samochodow. Ford Escort komendanta zostal nawet znaleziony na podworku pasera. Rece same skladaja sie do oklaskow. Inny z pracownikow Komendy Wojewodzkiej zostal aresztowany jako szef gangu rozprowadzajacego przemycany alkohol. Czyli jednak znow jestemy w punkcie wyjscia. Koncentracja bzdury i purenonsensu znieczula i odbiera ochote do smiechu. QED. A czeka nas przeciez wkrotce kampania wyborcza. Teraz juz nawet tygodnik <> nie ma sie z czego smiac. Przeglad problematyki z numeru, ktory wpadl mi akurat w rece: trzy artykuly o ksiezach (jeden zboczeniec seksualny, jeden kombinator podatkowy, jeden pijak), dwa artykuly "podrawskie" (oba nic nie wnoszace do sprawy, a co najgorsze, nudne), jeden szpiegowski o "aferze Bergu" (o latach 50, w stylu lat 50), oraz, na drugiej stronie, J. Urban w tonie -- jak rzadko -- elegijnym, nudnie i nieskladnie perswaduje Kuroniowi ambicje prezydenckie. Czyni tak oczywicie z sympatii do zainteresowanego, ktory, zdaniem Urbana, i tak nie ma szans z Kwasniewskim. Caly artykul pisany jest z pozycji psiego uwielbienia dla Olka. Zdaje sie, ze Urban lubi mocnych chlopcow, choc czasami cierpi wskutek ich dziwnych upodoban. Taki general, na przyklad, wody (kreskowane, kreskowane...) nie pil wcale (choc Sokorski twierdzi, ze niekiedy owszem), a podczas wspolnych sniadan maltretowal Urbana menu zlozonym z bialego serka z miodem (wiadomosc zupelnie pewna, uzyskana dzieki Markowi S. z Lozanny). Z Kwasniewskim Urban przegrywa w pokera, choc, zdaje sie, nie sa to duze sumy. Aby sie zdrowo posmiac, nalezy czytac obecnie gazety gleboko prowincjonalne. Jest takie male kilkutysieczne miasteczko T., gdzies na pograniczu pilskiego i gorzowskiego. I tak sie zdarzylo, ze komendant lokalnej ochotniczej strazy pozarnej otrzymal z rak ogolnopolskiego komendanta strazakow-ochotnikow (a to ordynat Waldemar P. wlasnie, dorabiajacy na boku premierowaniem) jakis tam medal czy wyroznienie za zaslugi dla strazactwa. Z tej okazji wydrukowano na kartce formatu A4 informacje o wydarzeniu wraz z biogramem bohatera i rozdawano za darmo w miejscowym sklepie spozywczym. Wzialem i ja. I nie zaluje. Ponizej co bardziej dramatyczne fragmenty biografii, pisownia i interpunkcja oryginalne: "Pochodzi z malorolnej rodziny partyzanckiej, (...) pomimo to zdolal wyrobic sie do dzialalnosci na niwie spolecznej. (...) Jest czlowiekiem niezwykle gospodarnym i pracowitym -- w 1982 kupil, wyremontowal i do dzis uzytkuje przechodzony traktor. (...) Jego pomyslowosc jest wsrod mieszkancow T. przyslowiowa, (..) w 1987 pomimo brakow (...) obsial dwa hektary wlasnym nasieniem. (...) Chetnie wspolpracuje z organami wladzy, z ktorymi zreszta jest zwiazany rodzinnie na szczeblu gminnym (...). Jako czlonek PSL (...) swieci swoim wkladem w idee spoldzielczosci rolnej.(...)". Niezle, co? Z tematyki malomiasteczkowej. Ex-premier Suchocka odwiedzila swoj rodzinny Pleszew, gdzie koncelebrowala otwarcie odremontowanej i sprywatyzowanej apteki nalezacej dawniej do rodziny Suchockich. Nie obylo sie bez malego skandalu, gdy panna S. ze zdumieniem ogladala wyeksponowane na ladzie srodki antykoncepcyjne. Pozniej -- na widok zabytkowej mosieznej kasy -- chwycila ex-premier nostalgia. Wyznala dziennikarzom, ze w dziecinstwie lubila sie nia (znaczy ta kasa) bawic. Powiedz mi czym sie bawisz, a powiem ci kim zostaniesz. Nasza byla <> przypomniala sobie rowniez, ze gdy -- bawiac sie w chowanego z siostra -- ukryla sie pod lada, to nieswiadomy ojciec otwierajac rzeczona kase uderzyl bolesnie jej szuflada przyszla premier w glowe. To wiele tlumaczy... Dla kontrastu teraz cos ze sfer. "Casino Poznan" osobliwie uczcilo Swieto Niepodleglosci urzadzajac bankiet dla stalych bywalcow i sympatykow. Budynek kasyna obwieszono flagami narodowymi oraz plakatami z proporcami ulanskimi i stosowna informacja. Wasz korespondent akurat nie dysponowal krawatem, wiec do srodka nie wszedl. Wedlug jednak informacji ze zrodel dobrze poinformowanych, wydarzeniem artystycznym wieczoru byl chor krupierow nucacych <>. Zwracam Panstwa uwage na staranny dobor repertuaru (do miejsca i czasu), wszak mowa tam o "rzucaniu losu na stos" (stos kart?, sztonow?) oraz "kolataniu do kies". Sympatycy i bywalcy szczegolnie ochoczo podchwycili ostatnia zwrotke ("Mowili, zesmy stumanieni, nie wierzac w to, ze chciec to moc..."). Niestety, nie zagral zaden Paderewski, mimo, ze stawki byly raczej symboliczne. I jeszcze na poznanska policyjna nute. Dla milosnikow malych form literackich poznanskie miniopowiadanko Herolda: Laura wracala swoim Renault po kilku koniakach, imieniny przyjaciolki byly bardzo udane. Poznala Adama, umowili sie na sobote. Byla w doskonalym humorze. Niestety na rondzie Kaponiera stala policja i Laura wychodzac z samochodu tak nieszczesliwie potknela sie, ze jej but na wysokim obcasie znalazl sie pod policyjnym Volkswagenem. Policjanci w mig odgadli powod, dla ktorego Laura przywitala ich szerokim usmiechem i pozdrowieniem "Czolem gliny, porzadku publicznego podwaliny". Z klopotow wybawil ja przypadek. Kierowca, ktory wlasnie w tym momencie z drugiej strony ronda z impetem uderzyl swoim samochodem w tramwaj. Policjanci pobiegli w jego strone. Laura, nie zastanawiajac sie ani przez chwile, wsiadla w samochod i uciekla. Rano, pod prysznicem, uslyszala natarczywy dzwonek. Opasawszy sie recznikiem otworzyla drzwi. Na progu stali dwaj policjanci, wczorajsi znajomi z Kaponiery. -- Panowie w jakiej sprawie -- spytala ze zdziwieniem. -- Pani wczoraj prowadzila samochod w stanie nietrzezwym. -- To jakies nieporozumienie -- z mina niewiniatka odparla Laura. -- Czy moglaby pani pokazac swoj samochod -- spytali. -- Bardzo prosze, tylko sie ubiore. Po kilku minutach Laura otworzyla drzwi garazu. Wewnatrz stal policyjny Volkswagen. ----------------------------- Kaponiera -- rondo w srodku Poznania, skad taka egzotyczna nazwa -- nie wiem. Przyp. red. Kaponiera jest elementem fortyfikacji; jedno ze znaczen dotyczy wykuszu, z ktorego mozna bylo obserwowac i ewentualnie ostrzeliwac fose. Sporo starych miast mialo rozne ozdoby obronne, a teraz ma ulice o nazwie np. "Waly". Mam przyjemnosc dosc czesto przejezdzac ulica Caponnihre w Caen. Do tej pory sa tam jakies instytucje wojskowe. J.K_uk ______________________________________________________________________ Marcin Slaski (M.Slaski@bham.ac.uk) REAKCJA NA "BIZNES" =================== W ostatnim (113-tym) numerze "Spojrzen" ukazal sie artykul "Biznes w Polsce, czy to mozliwe" z komentarzem redaktora dyzurnego. Komentarz zachecal nas (=czytelnikow) do reakcji. Coz mam zrobic, reaguje! Najpierw trzy grosze o sobie, by wiadomo bylo, kto pisze. Jestem fizykiem, pracujacym od przeszlo 3 lat w Anglii, a ogolnie 6 lat poza Polska. Tej jesieni przestalem tez byc pracownikiem Instytutu Fizyki Politechniki Krakowskiej, bo nie mozna dalej bylo przedluzac urlopu bezplatnego. A wiec jeszcze nie emigrant, ale juz ... bez pracy w Polsce. Ale wrocmy do tematu. Sadzac z tego, co redaktor JK pisze o sobie i z tego co pisze p. Jaglowski (autor tekstu o biznesie) jestem czlowiekiem srodka. Tzn. czestotliwosc moich pobytow w Polsce (glownie Krakow) i znajomosc polskiej prasy umiescilbym gdzies posrodku miedzy w/w panami. Ilosc nie znaczy wcale jakosc, wiec nie mam wcale zamiaru twierdzic, iz wiem wiecej/lepiej/dokladniej (niepotrzebne skreslic). Wyrazam tylko i wylacznie swoja opinie na temat Polski, a raczej na temat artykulo-komentarza. Pisze co mi sie tam podoba, a co nie, z kim i do jakiego stopnia sie zgadzam. Byc moze, iz do napisania mojego listu zdopingowal mnie podswiadomie moj niedawny pobyt w Polsce na poczatku listopada. Autor artykulu "Biznes..." wcale nie twierdzi, iz jego spojrzenie na Polske jest "glebsze i pouczajace" i ze wynikac ma z "troski o nas" -- sam sie przeciez zastanawia na poczatku nad ewentualnoscia porzucenia "ciaglej tymczasowosci" i powrotem do kraju. Mysli wiec i mowi tylko o sobie, o tym jak to on odbiera polska rzeczywistosc, ocenia ja tak "krytycznie", jak i pozytywnie. O tym drugim zdaje sie p. JK w swoim komentarzu zapominac, choc p. Jaglowski pisze tez sporo o pozytywach. I o ile zgodze sie z p. JK, iz autor tekstu powinien wiedziec, ze mnogosc ofert pracy nie ma nic wspolnego z bezrobociem, to juz zlosliwosc dotyczaca zatrudniania przez polskie restauracje chinskich kucharzy z N. Jorku do mnie nie trafia. Nie wierze bowiem, by p. Jaglowski nie wiedzial skad sie przewaznie biora Chinczycy i potraktowalem to jako zart. Jako fizyka/informatyka boli pana JK nieznajomosc algorytmu na podstawie ktorego p. Jaglowski wyliczyl 45% umiejetnosci swojej polskiej sekretarki. A mnie ciekawi algorytm redaktora wg. ktorego 7 mln, ktore dostaje sekretarka (netto, netto!!) jest rownowazne 200 dolarom, ktore "placi miesiecznie sekretarce p. Jaglowski". Czepiam sie? A tak, czepiam, bo p. Jaglowski placi swej sekretarce o wiele wiecej niz 200 dolarow. I pisze o tym w swym artykule kilka akapitow wczesniej! Aby dostac 4 mln. na reke pracodawca musi zaplacic milionow... 10! Czytelnikom lubiacym rachunki pozostawiam do obliczenia, ile to milionow musi placic pracodawca, jesli sekretarka dostawac ma 7 mln. A zreszta kiedy to nawet te 7 mln rowne byly 200 dolarom?? Zgadzam sie z ogolnym stwierdzeniem p. JK, iz "kazdy widzi to co <> zobaczyc". Ale w swym artykule p. Jaglowski opisuje rzeczy, ktore i ja widze, a ktore pewnie i sam p. JK widzi! I wg. mnie wcale nie chodzi tu o "pseudoobiektywne uzasadnianie slusznosci swojego emigranckiego wyboru". Denerwuje p. JK "udzielanie pogardliwych rad w stylu ucz sie i pracuj". To nie sa rady -- p. Jaglowski stwierdza tylko, iz "niezaleznie od tego, po ktorej stronie Atlantyku sie zyje, to sukces osiaga sie dzieki rzetelnej pracy i profesjonalnej wiedzy". Banal? Tak, banal, ale nie jest to "pogardliwa rada". Petent o prace, z ktorym rozmawia p. Jaglowski tez nie jest "pogardzany". On tylko "w wielu wypadkach zionie alkoholem", albo jest zupelnie niekompetentny! Na sam koniec kilka moich wlasnych refleksji po pobycie w Polsce. Zmieniaja sie tak ludzie na emigracji, jak i zmienia sie Polska. Pytanie powstaje jakie sa to zmiany, jak szybkie, jak glebokie. Na wlasnym przykladzie widze, iz u mnie te zmiany sa bardziej radykalne (niz w Polsce) i ... bardzo sie z tego ciesze. Wydaje mi sie bowiem, iz jestem o wiele bardziej tolerancyjny i otwarty. Wiecej tez chyba jestem w stanie zrozumiec, wiecej zaakceptowac. I o ile widze mnostwo pozytywnych zmian w kraju, to jednak widze tez sporo brakow. Widze nawet to, co zawsze bylo, a czego nie widzialem tych 10 lat temu. Brakowalo wlasnie tej ... perspektywy! Podkreslam jedna rzecz -- mowie tu tylko i wylacznie w swoim imieniu. Z innymi ludzmi spotykal sie p. Jaglowski, z innymi redaktor dyzurny, a i innych ja mam przyjaciol i znajomych (nie mowiac juz o Rodzinie). Nie trafia wiec zupelnie do mnie koncowe zdanie redaktora, stwierdzajace kto sie zmienil, a kto nie! Zmieniamy sie wszyscy, zmienia sie i Polska. Z tekstu p. Jaglowskiego zas wcale nie wynika, iz on sie akurat nie zmienil przez te lata emigracji. Tak, tyle by bylo moich komentarzy i uwag. Widac, iz o wiele bardziej sie dostalo p. Karczmarczukowi. Ale moze wlasnie o to chodzilo? Z wyrazami szacunku, Marcin Slaski --------------------------------------------------------------------- Przepraszam za swoja arytmetyke; dolar w Polsce wart jest ok. 25 tysiecy, prosze zamienic pensje dwustu dolarow na ok. trzysta. Nadal twierdze, ze p. Jaglowski patrzy na Polske wylacznie przez swoj interes. Sadze, ze zarzut p. Slaskiego mija mnie; napisalem, iz chodzi o pieniadze placone <>, a nie fiskusowi. W osobnej korespondencji p. Slaski stwierdzil, ze i jemu nie podoba sie wielkosc narzutow. Nie z tym sie spieram. To jest material do innej dyskusji i tu trudno o zgode miedzy placacymi, a korzystajacymi. (Pominmy milczeniem dwuznaczne stwierdzenie autora, ze w tej sytuacji wszyscy beda krasc.) Przy okazji zauwazam, ze w jednym z ostatnich postingow grupy soc.culture.polish pewien nasz rodak w USA stwierdzal, ze honor ma i na oferte pracy ponizej 350 dolarow <> nawet nie spojrzy. Zgodzmy sie, ze punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia. Pytanie, czy spojrzenie autora jest glebsze, postawilem sam. Uznalem, ze autor nalezy do traktujacych Polske jak kraj post-kolonialny, gdzie tanim kosztem mozna zbic majatek. I nadal twierdze, ze autor gardzi Polakami; jego stwierdzenie, ze robotnicy odwiedzali lazienke tylko w swieta, chyba nie jest zarzutem niekompetencji? P. Slaski uwaza, ze autor zadnych pogardliwych rad nie udziela, tylko stwierdza, ze wszedzie trzeba pracowac. No to zacytujemy: "<>..." (nasuwa sie pytanie, po cholere komu szkola). Daleki jestem od obrony Polski przed krytyka. Wiecej tu zolci wylalem, niz ktokolwiek inny. I przestrzeganie prawa i sredni poziom edukacji i srodowisko, itd., wszystko upada. Po co jeszcze utyskiwania, ze ktos tam za malo na nas zarobi? Artykul zainteresowal mnie, gdyz wydaje mi sie *zbyt* typowy. Kolejny paskudny archetyp Polski i Polakow tworzony za granica. Uznalem, ze z moralnego punktu widzenia wypada zauwazyc nieobiektywnosc tego spojrzenia. Jesli to przekazalem nieumiejetnie, przepraszam i serdecznie dziekuje p. Slaskiemu za interesujaca krytyke. J.K_uk. ________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": spojrz@k-vector.chem.washington.edu oraz: spojrz@univ-caen.fr Adresy redaktorow: karczma@univ-caen.fr (Jurek Karczmarczuk) krzystek@k-vector.chem.washington.edu (Jurek Krzystek) Stale wspolpracuja: bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz) mickey@ruby.poz.edu.pl (Michal Babilas) zbigniew@engin.umich.edu (Zbigniew J. Pasek) Copyright (C) by Jurek Krzystek (1994). Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP z adresu: k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153. Tamze wersja PostScriptowa "Spojrzen". ____________________________koniec numeru 114____________________________ .