______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 14.04.1995 ISSN 1067-4020 nr 122 _______________________________________________________________________ W numerze: Katarzyna Nazarewicz - Idealny polityk Tadeusz K. Gierymski - "Praczka" wraca do Polski Michal Babilas - Sen Srebrny Piotra S. Zenobi Cyrus - Odpowiedz na list Pawel Mikulski//Pawel Penczek - Listy do redakcji _______________________________________________________________________ Drodzy Czytelnicy. Swiat obchodzi mala rocznice. 18 germinala roku III, czyli 7 kwietnia 1795 wprowadzono cos, co przesladuje nas do tej pory, mianowicie system metryczny. Dwiescie lat minelo, a bogobojni uzytkownicy cali i funtow ciagle sie musza uzerac z europejskimi centymetrami, czy innymi kilogramami. Na szczescie uchroniono nas od doby z dziesiecioma stuminutowymi godzinami, pomogly nam sympatyczne zydomasonskie organizacje mafijne produkujace zegarki... Pora na banaly okolicznosciowe. Przyjmijcie od nas najserdeczniejsze zyczenia milych i slonecznych Swiat Wielkiej Nocy. Niech Wam rodziny Wasze, blizsze i dalsze, dokladaja kolejne cegielki do Waszego sensu zycia. Niech i Wasze duchy i ciala odczuja owo odrodzenie, ktore Wielkanocy towarzyszy - jesli ktos przyjal takie spojrzenie na Calosc - w sferze metafizycznej, ale dla wszystkich na pewno w sferze klimatycznej. W imieniu redakcji Jurek Karczmarczuk. ________________________________________________________________________ Zycie Warszawy, 14.X.1994; znalazl Z. Pasek Katarzyna Nazarewicz IDEALNY POLITYK =============== Katarzyna Nazarewicz rozmawia z dr hab. Krzysztofem Korzeniowskim z Instytutu Psychologii PAN. - Stworzymy dzisiaj, panie docencie, poradnik dla politycznego karierowicza. Wybory prezydenckie przed nami, a politycy bladza, denerwuja wyborcow. Mowie panu, tak dalej byc nie moze. Dlatego bedziemy dzisiaj probowali opisac idealnego polityka-rodaka. Jaki powinien byc ten ideal w Polsce? - Idealny? Czyli najlepszy dla kraju? - Niezupelnie. Najpopularniejszy dla elektoratu. Najchetniej przyjmowany przez wyborcow. Jakie powinien miec cechy, co mowic do ludzi, zeby go polubili i wybrali chociaz na prezydenta? Zeby sie dali mu poniesc i zaczarowac. - Ale - podkreslam - jestem strasznym empirysta i opieram swoje przypuszczenia na twardych faktach, malo teoretyzuje. Wiec zaczne od konca: jaki nie powienien byc polski polityk, jakiego ludzie nie chca? Ostatnie badania pokazuja, ze nasze spoleczenstwo przede wszystkim nie zaakceptowaloby polityka z mniejszosci, jakiejkolwiek: narodowej, religijnej, seksualnej itd. - Wpisuje wiec na liste: idealny prezydent to Polak, heteroseksualista, a jesli religijny - w przypadku faworyta innego niz z lewicy - to katolik. Jedna ogolna uwaga: rzeczywiscie tego typu charakterystyki nie bardzo daja ujmowac sie w kategoriach politycznych, a raczej w ludzkich, psychologicznych. Polakom, nie tylko im zreszta, obce sa terminy opisujace polityczne opcje i zalozenia programowe. Nasze badania nadal ujawniaja slaba znajomosc pojec z tej grupy; ludzie nie potrafia zdefiniowac slowa demokracja, myla partyjne identyfikacje politykow, nie interesuja sie ich programami. Raczej patrza i czuja, czyli oceniaja wyglad, badaja, jakie emocje budzi w nich konkurent do wladzy, w jaki sposob do nich mowi. Bardzo wyraznie widac to w rankingach popularnosci, bo to co wyroznialo politykow, forowalo ich na czolo list, to elegancja. Profesor Skubiszewski zawsze ma swoich wiernych zwolennikow, dla ktorych jest uosobieniem klasy, szyku i <>'u. - Wiek bez znaczenia? - Bez specjalnego, chociaz lepiej, zeby nie byl za mlody lub za stary. Taki w srednim wieku, dobrze utrzymany, odchodzony i wysportowany. Wyjatkiem jest tutaj nadal Jacek Kuron, ktory podobno zaczal wreszcie nosic garnitury, ale i tak nigdy juz nie zdobedzie opinii eleganta. Kuron nadrabia bowiem inna cecha, rownie podstawowa dla czarowania wyborcy - on jest komunikatywny. - Wazne zapewne takze, jak blisko w tym, co komunikatywnie mowi, jest spraw ludzkich, a jak daleko politycznych. Kuron, rozmamlany mlodziezowiec, nie mowi ludziom o polityce, ale o tym, jak im sie zyje. - Ludzie politycznych deklaracji nie chca, bo ich - po prostu - nie rozumieja. Jezeli przypomnimy sobie z dawnych czasow przemowienia Tadeusza Mazowieckiego, to nie ulega kwestii, ze dla wiekszosci spoleczenstwa byly one calkowicie niezrozumiale. Odbiorca jego tez - inteligent - wiedzial, o czym mowi premier i dlatego do dzisiaj czesc inteligencji trzyma sie Mazowieckiego. Ludzie bardzo wyraznie oczekuja od kandydata na prezydenta zainteresowania ich sprawami bytowymi; w wynikach badan nadal wyczuwa sie silna nostalgie za panstwem opiekunczym. Tu nawet nie chodzi juz o okrzyki "Komuno, wroc!", ale raczej o fakt, iz ogromna masa ludzi nadal obciaza panstwo odpowiedzialnoscia za wlasny los. W latach 1990-1991 wyraznie to zjawisko wzrastalo, a teraz niezmiennie utrzymuje sie na wysokim poziomie. - Polityk powinien byc przyswajalnie elokwentny... - ... ale nie moze sie madrzyc. Powinien mowic potoczyscie i prosto. Nie moze byc flegmatyczno-stekajacy, raczej sie nie powinien jakac, w zadnym wypadku seplenic. Ma mowic jak czlowiek inteligentny, madry, wyksztalcony, ale - jednoczesnie - w sposob zrozumialy, rozbijajacy granice miedzy wyksztalconymi i niewyksztalconymi. - Ludzie powinni myslec o nim: "taki inteligentny, jak ja"? - Nie jestem pewien, czy nadal Polacy nie lubia postrzegac polityka jako lepiej od nich wyksztalconego, ale umiejacego sie normalnie z ludzmi dogadac. Kandydat na prezydenta musi byc kims, ale takim kims, ktorego sie rozumie i jest sie w stanie zaakceptowac. - Czy idealny polityk powinien byc wielowymiarowy? Czy ma zblizac sie do idealu na wielu plaszczyznach, miec co najmniej kilka idealnopodobnych cech, czy raczej jedna, ale za to silnie zaznaczona? - Ludzie koncentruja sie na jednej, dwoch cechach, bo nie sa w stanie utrzymac uwagi na wielu. Kandydat na prezydenta powinien skupic sie na podkreslaniu chociazby polskosci oraz - na przyklad - troski o ludzi. To, umiejetnie rozegrane, da mu wielu zwolennikow. Co dalej? Spokoj. Ludzie lubia spokojnego polityka. Jezeli ktos sie zlosci, jest agresywny - wywoluje niepokoj. Z drugiej strony prezydent nie moze byc stoickim pragmatykiem. Ma byc z temperamentem, ale utemperowany. Ma prezentowac sile charakteru, moc sprawcza, podkreslac swoje dobre strony, mowic o sukcesach, o twardym parciu do przodu. Te cechy wyborcy lubili niegdys w Walesie i Moczulskim. - Kiedy jednak polityk przesadzi z prezentowaniem samozadowolenia - jego popularnosc gwaltownie maleje. A kiedy wskaznik popularnosci zaczyna spadac - to, tak przynajmniej pokazuje nam najnowsza historia, juz nigdy nie osiaga poprzedniego poziomu. Ratunkiem dla tych, ktorzy zaczynaja tracic w oczach swojego elektoratu powinna byc mile przyswajalna demagogia - czy ona zawsze dziala? - Otoz zawsze nie. Spoleczenstwo polskie w ostatnich latach "odideologizowalo sie" i "spragmatycznialo". Jednym z aspektow tego zjawiska jest to, ze przestaly sie juz liczyc rodowody, zaslugi, styropiany. Zatem dzisiejszemu kandydatowi na prezydenta odpada juz retoryka styropianowa. Co do demagogii ideologicznej nadal dzialaja hasla ogolne z kategorii patriotyczno-ojczyznianych. - Ale juz prawie nikogo nie bierze antykomunistyczna martyrologia. Klasa polityczna zmienia swoj rodowod, czego najlepszym dowodem sa rzad i parlament. To co ma mowic swoim wyborcom idealny kandydat na prezydenta? - Obiecywac, obiecywac, obiecywac. Jak najwiecej i jednak jak najkonkretniej. - Koniec z ogolnymi obietnicami powszechnego dobrobytu? - One takze dzialaja, fenomen Stana Tyminskiego nadal moze byc tutaj wskazowka, ale jednoczesnie nie zapominajmy o sukcesie programu Pawlaka. Obietnice zmian w postulatach PSL byly konkretne bo dotyczyly jakichs wydzielonych problemow zwiazanych z rolnictwem. Nawet jezyk, jakim o tym mowiono, byl dla kogos z miasta gorzej zrozumialy. Warto jednak bylo koncentrowac sie na wyborcy ze wsi, bo to sila ludzi. - Skupmy sie jeszcze na chwile na fenomenie Tyminskiego, bo nam sie historia moze powtorzyc. Umial on stworzyc sobie prawdziwie bajkowy image. Zadbany biznesmen o tajemniczym rodowodzie, czlowiek znikad, kaleczacy umilowany jezyk polski, patriota, dosc przystojny... - ... niech pani mowi za siebie... - ... maz obcokrajowej zony. Jednoczesnie talent hipnotyczny, czesto odwolujacy sie do swiata tajemnic, do konca nie otwierajacy czarnej teczki. Ludzie lubia sztuki magiczne w kampanii wyborczej? - W ogole lubia myslec magicznie. Ktos, kto umie skupic sie w dzungli odpowiada na spoleczny glod sztuk tajemnych. Tyminski potrafil jednoczesnie odpowiadac na dziesiatki pytan jednym cytatem z Mickiewicza - to bardzo podobne zjawisko. Odpowiadanie przenosnia jest wypowiadaniem zaklec. Z drugiej strony przestaly byc nosne hasla religijne. - Matka Boska w klapie - czy to dzis bierze? - Wrzawa wokol Jozefa Oleksego kleczacego w Czestochowie jest wlasnie dowodem na to, ze manifestacja uczuc religijnych - albo tez ich publiczne odtajnianie - nie robi dobrego wrazenia, moze nawet kompromitowac. Idealny kandydat na prezydenta jest religijnie dyskretny. Pamietajmy jeszcze o jednej rzeczy: niecale 7 procent Polakow ma wyzsze wyksztalcenie, 30 procent - srednie. Cala reszta - co najwyzej zasadnicze zawodowe. Wsrod tych ludzi jest wielu podatnych na radykalne hasla, malo elastyczne oceny rzeczywistosci, nadmierne uproszczenia. Widza oni swiat bipolarnie: dobry - zly. Do tego wszystkiego alienacja polityczna wyzwala radykalizm: ludzie majacy poczucie, iz znalezli sie daleko poza nawiasem zainteresowania wladzy i trzeba jej - nawet sila - otworzyc oczy. Latwiej zaspokoic glod szybka i prosta potrawa, niz smakowac i dlubac w homarze. Ostre ciecia w programach wyborczych - o, to jest nadal dobre. - Oczekiwalam w czasie ostatnich wyborow, ze liberalowie wyciagna lekcje z fenomenu Tyminskiego i swoje hasla gospodarcze ubiora w kostium bajkowego Kopciuszka: kazdy prosty swojak z ludu moze w poswiacie kapitalizmu dorobic sie fortuny. Ale nie udalo sie. - Bo Tyminski dorobil sie pieniedzy nie w Polsce. To proste. W Polsce, kto ma szmal, jest aferalem. - Wedlug rodzimej definicji, biznesmen to czlowiek czasowo przebywajacy na wolnosci. Czyli - wracajac do poradnika polityka - ukrywac uczucia religijne oraz zrodla dochodu. A co z prezentacja rodziny? Czy juz jestesmy tak swiatowi, ze przyszedl czas na kampanie prezydenckie u boku wlasnych zon? - Nie bylbym taki pewien. Zona w Polsce ma siedziec w domu. Po co sie z nia wozic na wiece. Nasze pierwsze damy nie urodzily sie w kapeluszach, nie wyglaszaja toastow, siedza z dziecmi. Wywiady z czasopism kobiecych z zonami politykow: Parysa, Niesiolowskiego, Lopuszanskiego potwierdzaly to. - I dobrze - mysli wyborca - umial sobie chlop ustawic zycie. - Pamietam, jak w Biurze Politycznym zasiadala towarzyszka Zofia Grzyb, czyli obowiazkowa reprezentantka drugiej plci. No i problem byl z glowy. A co by bylo, gdyby nagle jakas kobieta sama zaczela walczyc o prezydencki fotel w Polsce? - To przegra. Tak przypuszczam. Chyba, ze postawi na akcentowanie swojej malej kobiecosci. Te panie, ktore zdobyly uznanie spoleczne sa fachowe, precyzyjne, chlodne, perfekcyjne zawodowo, nie potrafiace gotowac, bezdzietne - najlepiej w ogole bez meza. - Mezczyzna-polityk ma wieksze szanse, jesli nie pokaze uzaleznienia od kobiety? - A tego to ja juz nie wiem. - Liczylam na taka odpowiedz. - Dobrze, przyznaje - jestesmy spoleczenstwem tradycyjnym i z tym musi liczyc sie przyszly prezydent. Dodatkowo ludzie nie ukrywaja leku przed utrata pracy, zagubienia i zmeczenia, wiec zloszcza sie, kiedy slysza o nowej Polsce pelnej fachowcow. Ludziom nie mozna mowic "Wezcie sprawy w swoje rece", jesli jest im trudno utrzymac kieliszek. Nowoczesne hasla robia u nas klape. - Zatem podsumujmy i zaryzykujmy. Jako czlonkowie kierownictwa partii Y musimy wystawic idealnego kandydata, Czy - biorac pod uwage wszystko, o czym juz rozmawialismy - nie powinnismy postawic w szranki czlowieka o kompletnie nowej twarzy, kogos nieznanego, spoza ukladu? - I moze nawet pokazac go wyborcy w ostatnim momencie. A w dniu wyborow, najwazniejszym momencie gry o wladze, byc moze nie powinien on pojsc do urn, albo zadbac, aby nie bylo przy tym telewizji. Wiadomo, ze jesli juz tam idzie, to nie po to, zeby glosowac na konkurencje. A na siebie? O, tego ludzie tez nie lubia. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Kilka pytan populisty dyzurnego. Powyzszy dialog stanowi pewna zgrabna calosc, pewna aktualna wizje, bardzo ciekawa i stad, z perspektywy normandzkich zab, bo tu kampania prezydencka w calej krasie i politycy robia taki mediatyczny cyrk, ze prosze siadac. Wiekszosc uwag p. Korzeniowskiego ma wymiar uniwersalny. Schludny, dynamiczny i o "normalnych" upodobaniach winien byc tez kandydat na kierowce autobusu. Ale mam pare pytan, bo nie wszystko odbieram zwlaszcza w kontekscie oceny polskiego wyborcy. Bohaterowie dialogu wydaja sie przypisywac kleske liberalow tym, ze interesowali sie oni zarabianiem pieniedzy w Polsce, a to w folklorystycznej definicji oznaczalo nieuczciwosc. Polski biznesman to w potocznym rozumieniu zwykly bandzior, taki juz mamy narodek, ktory rozumie, ze jeno w Ameryce sa Prawdziwi Biznesmani. Ale z kolei wedlug amerykanskiego czlowieka interesu, p. Jaglowskiego, ktorego goscilismy tu jakis czas temu (<> 113), Polacy w ogole nie lubia biznesu, nawet Amerykanow tez, a moze zwlaszcza. Nawet ksieza, co oznacza, ze i ci zostali przezarci duchem komunizmu? Wiec Tyminskiego tez powinni byli odrzucic. A z kolei sondaze wykazuja, ze ponad polowa Polakow jest za powszechna prywatyzacja. To jak to jest? Wedlug <> 83% Polakow uwaza szybkie dorobienie sie i w ogole tzw. interesy za godziwy ideal! Juz nic nie wiem. Moze po prostu wszelkie uogolnianie i przykrawanie polkiego spoleczenstwa do swoich madrzejszych lub glupszych wizji jest naduzyciem? Moze jestesmy zbyt skomplikowani, zbyt niestabilni, aby dalo sie nad wsadzic w ramki o okreslonym kolorze? Faktem jest jednak, ze z szarego obszaru miedzy polityka a biznesem pachnie brzydko. Czy to nasz trunkowy wyborca jest winien temu? Poczytajmy prase. Popatrzmy na zatrzesienie afer finansowych, na premierow dajacych ciala zagranicznym firmom, na fundacje rzadowe, ktore zamiast cos robic, graja na gieldzie cudzymi pieniedzmi, i tak dalej. Czy to nasz plebs rodzimy, prosto od lopaty, lansowal hasla wyborcze w stylu "masoni na zydow i odwrotnie" (nie cytuje doslownie, bo tak szanuje copyright, ze oryginal mi przez gardlo nie przejdzie). Wiec jeszcze tylko ostatnie pytanie: jesli zgodzimy sie, ze naszego wyborce trzeba wychowac, to kto ma to zrobic? I to nie jest retoryczne pytanie! Pomozcie Rodacy! J.K_uk. ________________________________________________________________________ Z cyklu: Jak o nas pisza Tadeusz K. Gierymski "PRACZKA" WRACA DO POLSKI ========================= Duzo pisze sie ostatnio o skradzionych przez niemieckie, sowieckie i alianckie armie dzielach sztuki w czasie drugiej wojny. Niedawno delegacja rosyjska, ku zdumieniu uczestnikow trzydniowego sympozjum w Nowym Jorku, zapowiedziala wystawe obrazow Goyi, El Greca, Degasa, Tintoretta, Maneta, Corota i Renoira w Moskwie, przyznajac, ze i te, i niezliczona ilosc obrazow, ksiazek i archiwalii z roznych krajow Europy znajduja sie w roznych muzeach Rosji i bylego Zwiazku i sa lupem wojennym. Kiedy, czy i jak zostana one zwrocone, czy odkupione, bo i o tym jest mowa - to inna sprawa. Opisze historie zwrotu "Praczki", obrazu holenderskiego mistrza Gabriela Metsu. Byl w Lazienkach, skad skradli go Niemcy podczas wojny, a powojenny rzad polski zapisal go na liste zrabowanych zabytkow. Kto go posiadal, gdzie ten obraz byl przez wiele lat, pokrywa tajemnica. Anonimowy posrednik sprzedal go na aukcji w Monachium w 1984 r. anonimowemu nabywcy za 24 000 dolarow. Cztery lata pozniej znow podobnie zmienil wlasciciela w Monaco za posrednictwem slawnej firmy licytacyjnej Sotheby's za 120 000 $. Katalog podal, ze obraz zostal sprzedany w Hadze w 1749 r., w Amsterdamie w 1773 r., a po wojnie "znajdowal sie w prywatnej kolekcji w Niemczech". Gdy Sotheby's znow zaofiarowal obraz na licytacje 15 stycznia 1993 r. za 70 000 - 90 000 $, katalog nie wspomnial, ze obraz byl w Niemczech - jego proweniencja konczyla sie na Lazienkach. Polski restaurator dziel sztuki z New Jersey, Ryszard P. Boncza, kwestionowal sprzedaz, a polskie wladze zlozyly protest; Sotheby's wycofal obraz zastrzegajac, ze jesli Polacy nie udowodnia swego prawa do obrazu, beda odpowiedzialni za poniesione straty przez wlasciciela i firme. 15 listopada 1994 r. "Praczka" odleciala do Warszawy po skomplikowanych negocjacjach i kupnie obrazu. Wiktor Markowicz, zamozny przedsiebiorca, ktory wyjechal z Polski po wojnie osiedlajac sie najpierw w Izraelu a pozniej w USA, hojnie ofiarowal duza sume, okreslana na 50 000 $, na kupno obrazu przez Polish Institute of Arts and Sciences w Nowym Jorku. Sotheby's dolozylo nieujawniona kwote, ktora, wnioskujac z proponowanej ceny w katalogu, moze nie wynosic wiecej niz 20 000 $. Martin Jaffe, adwokat reprezentujacy firme p. Markowicza, nie byl calkowicie zadowolony z tej transakcji, twierdzac, ze wolalby nie placic za obraz, ktorego Polska nie powinna byla stracic. Nie jest to dobry precedens. Ale, w sumie, byl to najszybszy i najmniej kosztowny sposob [odzyskania obrazu] oswiadczyl. Pani Marjorie Stone, adwokat Sotheby's, odmowila komentarza na temat zlego precedensu. Nawet nie potwierdzila, ze jej klient fundowal czesc zakupu. Ryszard Boncza przyjal kompromis jako lepszy od dlugiego procesu, ktory, jego zdaniem, Polska wygralaby. Pani Constance Lowenthal, dyrektorka International Foundation for Art Research w Nowym Jorku, i inni przedstawiciele swiata sztuki okreslili cala transakcje tak: ... jak najbardziej nieodpowiednia decyzje przypominajaca okup, mimo ze czasem okolicznosci zmuszaja okradzionego wlasciciela do odkupienia swojej wlasnosci. Pani Stone zaprzecza, ze te sprzedaz mozna utozsamiac z paskarskim okupem: Sotheby's bylo przekonane, ze sprzedajacy byl prawnym wlascicielem ale wycofalo obraz z licytacji, by uniknac nieprzyjemnych scysji. NYT zauwaza, ze amerykanscy platnicy podatkow w efekcie beda subwencjonowac ten zakup, gdyz dary dla Polish Institute for Arts and Sciences znizaja podatki ofiarodawcom. Kilka slow o malarzu i jego tworczosci. Gabriel Metsu (Metzu) (1630?-1667) urodzony w Leiden, przeniosl sie na reszte zycia do Amsterdamu. Malowal najpierw rozne biblijne sceny, ale najlepsze jego plotna to mieszczanskie sceny rodzajowe, w ktorych wyroznial sie subtelnym uzyciem swiatlocieni i faktury. A wlasciwy tytul obrazu to "Sluzka pioraca bielizne w drewnianym szafliku przy otwartym oknie". (oparte w czesci na NYT 11.17.1994) ________________________________________________________________________ Michal Babilas SEN SREBRNY PIOTRA S. ===================== czyli Piwnica pod Baranami Pewnego razu, w roku owym (czyli 1956) znaleziona zostala malenka piwnica, a grupa osob, ktora te piwnice znalazla, to miedzy innymi Wieslaw Dymny, Piotr Skrzynecki, Kazimierz Wisniak, Bronislaw Chromy, Dorota Terakowska i Krzysztof Penderecki. Poczatkowo piwnica miala byc klubem artystycznym podzielonym na sekcje. Ale zanim cokolwiek, trzeba bylo mur zburzyc i wegiel usunac, i kominek oczyscic, co zrobil na pewno Jozef Sulma, ktory wszedl do tego kominka i po prostu sam soba ten kominek wyczyscil. A wlasciwie to zgromadzenie, ktore znalazlo piwnice wiosna 1956, powstalo znacznie wczesniej - a klub zaczal sie od sprzedawania kawy, strasznego balaganu i niezgodnosci pogladow, z czego wynikaly spotkania zupelnie przypadkowe, nastepnie wino, nastepnie tance do rana przy swiecach. Rozmowki chlopskie ------------------ autorzy: Andrzej Bursa, Jan Guntner wykonawcy: Tadeusz Kwinta, Jan Guntner - Co wom powim, to wom powim. Picassa rozumiem, Pigona szanuje, ale tych taszystow to nam nie potrza. - Ee, co wy tam godota? - A propos godota, znacie te stuke <>? To je fajna stuka, cisty egzistencyalizm. - A bedzieta to w spoldzielcej swietlicy wystawiac? - Wicie, kumie, u nas we wsi to som trzy partyje. Przewodniczacy to by kciol wystawic Zirodu, lebo onego uja... uja... jak mu tam... Anuja, a sekretarz partyji mowi: Ni, nam potrza stuki narodowej i kazuje wystawic Gombrowicza. A najgorzy to jest ze ksiedzem, ten ci zebral wszystkie dzieuchy we wsi i mowi, ze trza Moriaka na scene przerobic a wystawic. I badz tu kumie madry z ona kultura i perwersyja. - U nas to jeszcze gorzy. Przyjechali plastycy z Krakowa dekurowac swietlice i widzicie co zrobili? Cysty kapizm! Jak to przewodniczacy zobaczyl, jak sklon, co wy se myslicie, pado, tak se mozecie gdzie na indywidualnym. A tu na spodzielcym to by mi sie zdalo tak bardziej abstrakcyjnie, taka, wicie, plastyko rytmicno! - Lo mnie sie muzyka zacyna lod tych... no... dodekafonistow. A najbardzi to sie lubuje w onej syntetycnej. - Wicie, kumie, wyscie to taki snob. Mowicie o tej muzyce syntetycnej, a jak przejsc kole waszej chalupy, to nic ino ciegiem Bach i Bach. - Ee, to babka slucha - wicie, stare pokolenie. Od roku 1956 do 1958 odbyly sie bodaj cztery programy, wlasciwie bez tytulow. Jeden program odbyl sie tylko jeden jedyny raz, a to za sprawa Joanny Olczak, ktora wykonala strip-tease polityczny, bedac rozbierana z wegla, zboza, wolnosci i innych rzeczy tego rodzaju. Programy odbywaly sie w nieokreslonej porze - czasem rano, czasem wieczorem, czasem po poludniu, wystepowali takze przypadkowi cyganie i kazdy, kto chcial. Krzysztof Litwin w tamtych czasach przewaznie komponowal (zwolnilo go od tego dopiero przybycie do Piwnicy Zygmunta Koniecznego), Tadeusz Kwinta spiewal, Jan Guntner czytal wiersze Andrzeja Bursy, a Bursa wysmiewal sie z Guntnera i razem z nim ukladal rozmowki o sztuce nowoczesnej. Przygrywal zespol doktora Trzcinskiego (bardziej znanego pod pseudonimem artystycznym Komeda). Dymny czasem wystepowal z monologami, a wlasciwie to stal na scenie i mowil do siebie, a przede wszystkim samotnie malowal. Czasami zas zawisal na linach i popatrywal stamtad na publicznosc. Majewski -------- autor i wykonawca: Wieslaw Dymny (tekst mowiony zawsze zniecierpliwionym, drewnianym glosem, charakterystycznym dla innego Wieslawa tych lat). Rodacy i Rodaczki, Czworacy i Czworaczki. Dosc tych kabaretow politycznych, tych kawalow abstrakcyjnych, tych sztuczek podejrzanych i tego calego memlania. Wezmy przyklad z Majewskiego: ten nie memla, ale jak co powie, to boki zrywac. Precz z falszywa uluda sceniczna, pozostawiajaca wiele do zyczenia. Nie zaciemniajmy horyzontow mysli wspolczesnej. Na przyklad Majewski. Nie zaciemnia. Zerwijmy z tym chwiejnym balansowaniem na krawedzi egzystencjalizmu i wegetarianizmu. Skonczmy, skorygujmy i skonfrontujmy. Na przyklad Majewski. Skonczyl, skorygowal, a teraz konfrontuje. Nie ogladajmy sie na rozne prady, pradziki, arabeski, frytki i frykasy. Na przyklad Majewski. Ten sie nie oglada. Wprowadza. Wprowadza mechanizacje do stajni i gdzie tylko moze. My tez bierzmy z niego przyklad. Wprowadzajmy, zmechanizujmy, podniesmy. Na przyklad Majewski. Podniosl wydajnosc z jednego hektara i przeniosl ja na drugi hektar. My tez podniesmy, postawmy, niech stoi. Odrzucmy od siebie precz te sny o Tahiti, pelne wulgarnego erotyzmu i rozgrzanego do czerwonosci dadaizmu. Siegnijmy w glab dnia codziennego. Na przyklad Majewski - siegnal. Co tam namacal - nie powiedzial, ale my wiemy. To skromny czlowiek, z byle gownem nie wyskoczy. Dlatego to zwiazmy sie i przetnijmy. Stworzmy i zburzmy, i przejdzmy nad tym do porzadku dziennego. Na przyklad Majewski. Przeszedl do historii, ale on tu jeszcze wroci i jak palnie kogo w morde, to szkoda gadac. Rok 1958 jest data przelomowa. Pojawil sie wowczas w Piwnicy Mieczyslaw Swiecicki w towarzystwie Zygmunta Koniecznego. Odbywa sie uroczysta premiera <> ze scenografia Kazimierza Wisniaka. Byla takze sztuka Bursy <> i wiele innych rzeczy. Jednoczesnie dalej trwaly bale, kawa, wystawy, a nawet hazard, licytacje (miedzy innymi tworczosci Mariana Eilego - naczelnego <>). <> w tym czasie bardzo pomagal Piwnicy spelniajac wobec niej funkcje parasola ochronnego, nie do konca jednak chroniac piwnicznych artystow przed gromami miotanymi przez zwierzchnosc, uosabiana w owe lata przez tow. Grzyba. Grzyb corocznie zamykal - dla opamietania, zwykle pod pretekstem remontu - Piwnice na kilka miesiecy. O oblicze ideowe piwnicy dbac takze mialy rozne organizacje (ZSP, ZMS) formalnie sprawujace patronat nad ta wylegarnia miazmatow. W roku 1959, jesienia, odbyl sie program pt. <> z dekoracjami Wieslawa Dymnego i piosenka tytulowa Kazimierza Wisniaka (o staruszce, ktora przy kawie i ciastku zasnela, a potem we snie umarla - spiewala to Kika Lelicinska). Wtedy tez pojawila sie po raz pierwszy na scenie Krystyna Zachwatowicz, opowiadajac - miedzy innymi - o Tivoli i Frascati, a dla ilustracji wode z siebie lal Krzysztof Litwin. Pokazal sie na scenie Miki Oblonski, a Tadeusz Kwinta w swym niesmiertelnym monologu rozstawial nozki kaczuszki, zeby sama stala. Kaczuszka --------- tekst oryginalny z tygodnika <> wyk: Tadeusz Kwinta. Grzbiet, brzuszek oraz nozki kaczuszki naklejamy na bialy karton i wyginamy. Miejsca oznaczone linia pojedyncza delikatnie nacinamy, miejsca oznaczone linia podwojna delikatnie przecinamy. Teraz nozki kaczuszki przesuwamy przez otwor w grzbiecie, obie strony glowki zaginamy do srodka, zeby szyjka przeszla przez otwor. Ogonek! Rowniez przesuwamy przez tylny otwor grzbietowy i wyginamy. Dziobek jest, tak. Nie dziobnie! Nozki kaczuszki rozsuwamy tak dlugo, zeby kaczuszka sama stala. Rolujemy czarny papier i przesuwamy go przez oczodolki. A dwa ziarnka pieprzu wsadzic w oczko - bedzie patrzec jak zywa! W nastepnym numerze - piesek. Rok trwala <>, a w roku 1960 przedstawiono wielki program pt. <>. Byl to okres duzej proby dla piwniczan: Piotr Skrzynecki - na zaproszenie Marthy Gellhorn, owczesnej zony Hemingwaya - wyjechal do Paryza na trwajace ponad pol roku dwa tygodnie. Konferansjerke przejal Jerzy Vetulani, ale jakos wszystko nie bardzo sie kleilo. Jednak nie dane bylo Piwnicy umrzec smiercia naturalna - zespol "wzial sie w garsc", a i Skrzynecki znienacka wrocil. Nastala cisza przed burza. Jesienia 1961 laska panska definitywnie zsiadla ze pstrego konia, na ktorym jezdzila od Pazdziernika.Towarzysz Grzyb wyrzucil Piwnice z piwnicy. Na dekoracje, rekwizyty, piwniczne, memorabilia zrzucono z dnia na dzien wegiel. Wyrok wydano i wykonano. W czasach banicji Piwnicy (1962), goscinnie u "Literatow" na Krupniczej, odbyl sie nowy program (<>), w ktorym to po raz pierwszy wystapila Ewa Demarczyk, (odkryta w kabarecie <>) z nowymi piosenkami Zygmunta Koniecznego, z wielka, pieknie przez Dymnego wymalowana kurtyna, z wszelakim zelastwem potrzebnym do <>. Pierwszy wyjazd Piwnicy poza Galicje mial miejsce w kwietniu 1962. Wsrod frenetow warszawskiej publicznosci pokazano <> Nieodmiennie entuzjastycznie przyjmowany program pokazano rowniez w 1963 w Opolu i w Sopocie. Tam tez rozblysla pelnym blaskiem gwiazda Ewy Demarczyk. Po goscinie u "Literatow", Piwnica znalazla przytulisko w Towarzystwie Spoleczno-Kulturalnym Zydow na ul. Slawkowskiej. Kontakty (handlowe!) ze Slawkowska utrzymywano, notabene, juz wczesniej - brano stamtad (na kredyt!) kawe i wino sprzedawane w Piwnicy. W kwietniu 1964, przy flakach i kawie, odegrano wieczor kabaretowy <>. Wtedy po raz pierwszy wystapila Ewa Sadowska, Tadeusz Kwinta jezdzil na krzesle, Ewa Demarczyk i Miki Oblonski spiewali <> (amalgamat wierszy Rilkego i Lesmiana), a Krzysztof Litwin recytowal listy Zygmunta Krasinskiego (o tym, ze okolica zamienia sie w pandemonium). Samotnosc --------- slowa: Boleslaw Lesmian, Rainer Maria Rilke muzyka: Zygmunt Konieczny wykonawcy: Ewa Demarczyk, Miroslaw Oblonski Spisz jeszcze... Na twych rzesach skra drobna poranku Strachy snia sie twej dloni - bo i drga i pala. Oddychaj tak bez konca. Czaruj bez ustanku. Kocham oddech twej piersi, ruch spiacego ciala. Ile lat juz minelo od pierwszej pieszczoty? Ile dni od ostatniej uplywa niedoli? Co nas wczoraj smucilo? Co jutro zaboli? I czy zbraknie nam kiedys do szczescia ochoty? Przyjdzie noc o zrenicach zaswiatowo lanich i spojrzy - i zabije... Polegniem snem czynni... Jak to? Wiec musimy umrzec tak samo jak inni? Jak ci - chocby z przeciwka?... Pomodlmy sie za nich... Samotnosc jest jak deszcz i z morza powstaje by spotkac zmierzch, i z rownin niezmiernie szerokich, dalekich, w rozlegle niebo nieustannie wrasta. Dopiero z nieba opada na miasta. Mzy nieuchronnie w godzinach przedswitu, kiedy ulice biegna witac ranek i kiedy ciala nie znalazlszy nic, od siebie odsuwaja sie rozczarowane i kiedy ludzie co sie nienawidza spac musza razem - bardziej jeszcze sami samotnosc plynie calymi rzekami... dokonczenie nastapi ________________________________________________________________________ Zenobi Cyrus (cyrus@ccr.jussieu.fr) ODPOWIEDZ NA LIST ================= Dzieki Tomaszowi Sendyce za uwagi dotyczace tekstu o Islamie, dal mi wiele do myslenia. Druga czesc mojego felietonu miala (i ma) byc o ekspansji swiata arabskiego, o kulturze i filozofii Islamu i te same zarzuty o plytkosci spojrzenia historycznego znowu sie prosza... Ale mnie wlasnie *to* interesuje. Nie tyle historia natchnionego syna ciesli, czy arabskiego sieroty, nie tyle arbitralnosc przyjecia okreslonych dogmatow - zgadzam sie, ze trudno w oparciu tylko o to budowac filozofie, ale pytanie, czy w tym calym duchowym swiecie sa jakies doczesne, racjonalne prawa i jak to sie ma do mojej nudnej wspolczesnosci. No a poza tym, taka niezbyt dobrze znana historia czasami sama jest interesujaca. Tomasz Sendyka stwierdza, ze i tak nie wiadomo co jest *naprawde*. Polemiki tej nie podejme, bo jak? To juz bylo, od Platona do Tarskiego. A jednak ludzie na sile odrozniaja ontologie od epistemologii. Tomasza, ktory odsyla "fizykow realistow" do mechaniki kwantowej itp. zapytam: czy dla nas okazali sie wazniejsi ci, ktorzy do tej pory bulgocza, czy funkcja falowa opisuje elektron, czy nasz stan wiedzy o elektronie - czy tez ci, ktorzy zrobili laser? Wiec ja chce <> ten Islam jako zjawisko realne. Nie widze potrzeby "bronienia" Islamu, bo nie zamierzam go atakowac. Dziekuje za zwrocenie uwagi na moje sformulowanie "wyznawcy Allacha" i przypomnienie, ze dla muzulmanow, to nie jest jakis tam ich prywatny bog, tylko ich sposob nazywania Jedynego Boga. Byl to u mnie skrot retoryczny i doszukiwanie sie jakiegos odrzucania akurat "ich Boga" nie jest wlasciwe. Tomasz Sendyka napisal sam: "jako katolicy wierzymy w zmartwychstanie Chrystusa... ". Czy mialbym w oparciu o to zdanie zarzucac autorowi, ze twierdzi iz ewangelicy to calkiem odwrotnie? Dla mnie podobienstwa w zakresie metafizyki i eschatologii miedzy wielkimi pradami monoteistycznymi sa oczywiste i napisalem to *wyraznie*, tam nie chce szukac roznic. Ale inni szukaja. I katolicy wiedza, ze ich niebo jest inne niz protestanckie, bo w tamtym Maria nie zajmuje zadnej pozycji, a swietych nawet na lekarstwo, i ze Jahwe, to calkiem inny bog niz Bog, bo Jahwe nie mial syna, itp.To prawda, ze wielkie prady monoteistyczne sa powazane przez muzulmanow i ze nazywaja ich, zydow i chrzescijan "dziecmi jednej Ksiegi", ale skoro Allach wydal Prawo, ktore jest inne niz prawo Tory, czy prawo tych, ktorych wladza wywodzi sie ze szczegolnej interpretacji Nowego Testamentu, to nie ma gadania, bagnet na bron. Roznice w interpretacji zjawisk doczesnych, roznice w mentalnosci politycznej, w ewolucji pojecia moralnosci, sa roznicami realnymi i dlatego zreszta Islam mnie fascynuje. Tomasz Sendyka widzi i inne podobienstwa miedzy religiami. Np. wszedzie jest milosc blizniego. Hm. Pod warunkiem, ze sie odpowiednio zdefiniuje blizniego. Jak to jest w religiach opartych na systemie kastowym? Stabilnosc rodziny? Byly i odlamy Islamu i sekty parachrzescijanskie, ktore kompletnie odrzucaly to pojecie. Tomasz pisze, ze w religiach cos jest, bo przetrwaly, a w komunizmie i faszyzmie - nic. Hm. Stabilnosc rodziny i solidarnosc narodowa/klasowa (niepotrzebne skreslic) nalezaly do kanonow nazistow i tzw. moralnosci socjalistycznej tez. Pewnego rodzaju komunistami byli wczesni chrzescijanie, czy zbuntowani niewolnicy. Nacjonalizm, nietolerancja, tyrania wladzy i aparatu policyjnego, gwalt na wolnosci myslenia - to sa dopiero trwale, najtrwalsze zdobycze ludzkosci! Obecne w kazdej epoce historycznej, pod kazda szerokoscia geograficzna. To jest nic? To jest dopiero religia uniwersalna. We *wszystkich* pradach myslowych u ludzi, nawet najbardziej paskudnych jest "cos". Skoro na swiecie panuje niesprawiedliwosc i nieporzadek, to mozna sobie wymarzyc sprawiedliwosc i porzadek pozadoczesny, a mozna tez probowac opracowac metody robienia porzadku doczesnego, wiemy dobrze jakimi narzedziami. Nie szkodzi, ze pokolenia obecne widzialy upadek szczegolnie zdegenerowanych systemow spolecznych. To wszystko wroci. O Prawde Prawdziwa godzi sie walczyc wszelkimi sposobami. Takze sarinem. Powtarzam jednak, celem mojego felietonu, ktorego druga czesc jest ciagle w lesie, nie jest walka o *prawde*, tylko dosc powierzchowne przedstawienie Islamu jako zjawiska historycznego i kulturowego. ________________________________________________________________________ Pawel Mikulski//Pawel Penczek LISTY DO REDAKCJI ================= Pawel Mikulski Kilka uwag na temat Eco i kary smierci -------------------------------------- Umberto Eco, ktorego poza tym niezwykle powazam, napisal o spoleczenstwie, ze dzieli sie na takich, ktorzy potepiaja kare smierci i takich, ktorzy jej chca. Zawsze gdy logika binarna wkracza w nauki spoleczne jak socjologia, mam watpliwosci. A co z takimi indywiduami, ktorzy nie potepiaja <> kary smierci, ale mimo to jej nie chca? Pozwole sobie rozwinac te mysl, bo sam do takich naleze. Otoz uwazam, ze spoleczenstwo ma prawo i obowiazek bronienia sie przed jednostkami, ktore zagrazaja ogolnie przyjetym wartosciom spolecznym, a chyba sie zgodzimy, ze prawo do zycia jest ogolnie uznana wartoscia. Bronic sie mozna w zasadzie na dwa sposoby, albowiem tzw. resocjalizacje wkladam miedzy bajki. Albo dlugoletnim, czesto w wypadku skazanych mordercow dozywotnim, wiezieniem, albo pozbawianiem zycia. W obu wypadkach chodzi o izolacje skazanego od spoleczenstwa, w zasadzie permanentna. Przyjeto uwazac, ze kara smierci jest bardziej okrutna niz dozywotnie wiezienie. Nie jestem tego pewien. Sam raz w zyciu siedzialem w wiezieniu, krociutko bo pare miesiecy w tzw. "internacie" i pomimo, ze nie bylo to "prawdziwe wiezienie", tylko wlasnie "internat", sklamalbym, gdybym napisal, ze nie pozostawilo to na mej psyche dosc glebokiej skazy. A co dopiero wiezienie bezterminowe? Podobnie przyjeto uwazac, ze przestepstwo powinno byc karane, ale kara to nie jest zemsta. Przyznaje, ze roznica mi ucieka. Kara jest zawsze zemsta. Pozbawienie kogos wolnosci jest zarowno proba izolowania przestepcy od spoleczenstwa, ale tez wlasnie zemsta spoleczenstwa za popelnienie przestepstwa. Podobnie w zasadzie z kara smierci. Jezeli wiec pomimo powyzszych uwag w zasadzie sie zgadzam, ze w cywilizowanym spoleczenstwie miejsca na kare smierci nie ma, to z powodow, ktorych Eco nie wspomina i w ogole moim zdaniem sa zbyt rzadko wspominane. Otoz chodzi o nieodwracalnosc kary smierci. Raz wykonana, nie da sie juz odkrecic. Tymczasem nigdy, powtarzam: *nigdy* nie da sie na 100 wykluczyc pomylki sadowej. Istnieje zawsze pewien stopien niepewnosci, czy skazany popelnil przestepstwo, o ktore go oskarzano, czy tez nie. Od czasu wynalezienia i spopularyzowania tzw. testow DNA w Ameryce co roku kilka - kilkanascie osob skazanych na dlugoletnie wiezienie za gwalty zostaje uniewinnionych, niektorzy i po 10 latach przebywania za kratkami. Co by bylo, gdyby zostali oni swego czasu pozbawieni zycia? Do czego prowadzi rygorystyczne stosowanie kary smierci swiadczy sprawa pewnej Filipinki powieszonej ostatnio w Singapurze za rzekome zamordowanie powierzonego jej opiece dziecka i innej guwernantki. Niedlugo przed egzekucja pojawily sie zeznania innej obywatelki Filipin, ktora zeznala, ze skazana zostala "wrobiona" przez jej singapurskiego pracodawce. Zeznania te zostaly przez sady singapurskie zignorowane, kobieta (matka czworga dzieci) powieszona, zas jej zwloki wydane rzadowi Filipin. Zostala tam uznana za meczennice. Zreszta, co tu daleko szukac. Nie tak dawno Sad Najwyzszy USA uznal, ze nie ma powodow do dalszego wstrzymywania egzekucji pewnego skazanca, pomimo ze obrona dostarczyla nowe dowody jego niewinnosci. Nie zostaly one nigdy przez sad rozpatrzone. Czy kara smierci jest wiec do obrony? Nie sadze. Pawel Mikulski (prophet@ingress.com) ....................................................................... Pawel Penczek Ameryka z perspektywy europejskiej ---------------------------------- U <> nr 121 znalazlem kilka tekstow czesciowo przynajmniej poswieconych Stanom Zjednoczonym Ameryki. W przedruku z <> L. Joffrin pisze, ze "filmy <> [w telewizji, PAP] sa delikatnie a pieczolowicie przycinane, zeby nie szokowac publiki rodzinnej". Spiesze poinformowac autora, ze *wszystkie* filmy niezaleznie od pory dnia i roku sa w tv amerykanskiej przycinane, czy jak tez tu sie eufemicznie pisze "edytowane" (chodzi chyba o to, zeby nie uzyc slowa "cenzurowane"). Edytowanie polega na wycinaniu scen zawierajacych golizne, bardziej drastycznych scen morderstw oraz wytlumianiu tzw. "mocnego slownictwa". Ten ostatni zabieg daje zabawne efekty, bowiem aktorzy poruszaja ustami na ekranie, natomiast z glosnikow nie dobiega dzwiek, kazde dziecko moze sie jednak z ruchu warg domyslec o ktore slowo z dosc w koncu ubogiego w tej mierze slownictwa amerykanskiego chodzi. Aby sprawe uscislic donosze rowniez, ze opisywana cenzura dotyczy kanalow darmowych, rozsylanych droga napowietrzna (czyli trzech glownych sieci ABC, CBS i NBC oraz rozrywkowego kanalu Fox). Kanaly te sa rowniez czescia podstawowego pakietu telewizji kablowej, ktory w pakiecie standardowym zawiera jeszcze kilkadziesiat innych kanalow (zaleznych od miejsca zamieszkania i firmy serwujacej uslugi), i wszystkie te kanaly sa cenzurowane, czyli edytowane w ten sam sposob. Filmy nieedytowane, czyli w wersji oryginalnej, kinowej, mozna tylko zobaczyc wykupujac osobno jeden (lub kilka) z dostepnych kanalow filmowych, oferujacych filmy 24 godziny na dobe, przy czym tutaj obowiazuje zasada, ktora pamietam z tv polskiej, a wiec rano Disney, wieczorem Clancy, a w nocy <>. Wbrew sugestii L. Joffrina, edytowanie filmow w amerykanskiej tv nie wynika z wymagan firm oplacajacych reklamy (2-4 minut co 20 minut), a raczej nie przede wszytkim. Moim zdaniem glowna przyczyna jest obyczajowosc amerykanska, silnie osadzona w tradycji purytanskiej. Seks (czy tez erotyzm) sprzedaje sie w tv amerykanskiej swietnie, ale musi to byc seks akceptowany spolecznie, przynajmniej w warstwie zewnetrznej, a wiec beda to <> czy tez odziane po szyje <>. W kolejnym artykule Umberto Eco wysuwa propozycje, aby transmisje z wyrokow smierci nadawac w Stanach Zjednoczonych o dziewietnastej czasu East Coast (jak sie domyslam chodzi o 7pm czasu nowojorskiego), co jego zdaniem bedzie odpowiadalo dziesiatej w Kalifornii. Nic z tego! Gdy w NYC jest 7pm, w LA jest dopiero 4pm, wiec caly opisywany przez Eco plan nie mialby szans powodzenia, bo o 4pm ludzie w LA sa w pracy. Zamiast uciekac sie do tanich ironii postaram sie jednak obu autorow zrozumiec - domyslam sie, ze wiedze o Ameryce czerpali z polecanego przez J. K_uka filmu Ameryka, Ameryka. Pawel Penczek, (pawel@wadsworth.org) - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Dziekujemy obu Czytelnikom za interesujace uwagi. Dziekuje Pawlowi Penczkowi za pozbawione taniej ironii przywolanie do porzadku Umberto Eco, jednego z najbardziej znanych humanistow europejskich, ktory przebywal w USA dluzej niz Pawel Penczek, a ktory ciagle nie zna podstawowych realiow amerykanskich, tj. kierunku obrotu Ziemi. Niech usprawiedliwieniem bedzie fakt, ze Eco nie zajmuje sie Ameryka z perspektywy europejskiej, co sugeruje tytul listu Pawla, tylko walczy z kara smierci. Dodam jeszcze, ze krytykowany przez Pawla Joffrin *nigdzie* nie zajmuje sie sponsoringiem, tylko walczy z nieodpowiedzialnoscia mediow i pisze m.in. *wlasnie* o obyczajowosci. Domysl Pawla skad moi autorzy czerpali wiedze o Ameryce pozostawiam wyczuciu Czytelnikow. Pozwole sobie jeszcze sie zdziwic, ze wedlug Pawla *wszystkie* filmy sa cenzurowane. <>, to rozumiem, ale <>? Jurek K_uk. ________________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen":spojrz@k-vector.chem.washington.edu, oraz spojrz@info.unicaen.fr Serwery WWW: http://k-vector.chem.washington.edu/~spojrz, http://www.info.unicaen.fr/~spojrz Adresy redaktorow: krzystek@k-vector.chem.washington.edu (Jurek Krzystek) karczma@info.unicaen.fr (Jurek Karczmarczuk) Stale wspolpracuja: mickey@ruby.poz.edu.pl (Michal Babilas) bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca (Mirek Bielewicz) Copyright (C) by Jurek Karczmarczuk (1995). Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP z adresu: k-vector.chem.washington.edu, IP # 128.95.172.153. Tamze wersja PostScriptowa "Spojrzen". _____________________________koniec numeru 122_________________________ .