_______________________________________________________________________ ___ __ ___ ___ _ ___ ____ | _| _ _ _ ___ / _|| || | | || | |_ || |_ | \ | || || | / / | | || | | | || | | / / | _| | \| || || | | _/ / | _|| | | _| || \ / /_ | |_ | |\ || || | |__/ |_| |___|| | ||_|\_\|____||___| |_| |_||_||_|_| |___| _______________________________________________________________________ Piatek, 9.10.1992. nr. 45 _______________________________________________________________________ W numerze: Adach Smiarowski - Ogloszenia nie bylo (wywiad z Jerzym Mirskim, II) Mariusz Ziomecki - Powrot Jurek Karczmarczuk - Jezyk w Wacie, cz. II - Rappem o Walesie _______________________________________________________________________ [Od introligatora dyzurnego: Docieraja do nas prywatna poczta bardzo niepokojace glosy. Wydaje sie ze w wiekszosci cywilizowanego swiata spolecznie zaangazowani Czytel- nicy stwierdzaja cos smutnego w powietrzu, mianowicie JESIEN IDZIE. Leje, wieje, i w ogole nudno. "Spojrzenia" tez coraz nudniejsze... Ten numer jest jeszcze przyzwoity, ale nastepne?... Mamy propozycje na nude: napiszcie cos do naszego magazynu. Dlaczego macie sie nudzic biernie, skoro mozna czynnie? J.K_uk] _______________________________________________________________________ ("Spojrzenia rozmawiaja z Jerzym Mirskim, ostatnim dowodca "Parasola") Adach Smiarowski NIE BYLO OGLOSZENIA (cz. II) =================== `Pierwszego sierpnia, w mniescie Warsiawie, Siem wydarzyla okrutna draka, Po jednej stronie stali giermance, Po drugiej stronie chlopaki z AK.' 1 sierpien 1944 r. Powstanie. "Parasol" liczyl 574 osoby (369 z konspiracji), nie dolaczylo 80. Dla nas z "Parasola" wybuch Powstania byl czyms niewiarygodnym, mimo zesmy go stale wyczekiwali. Z zupelnego odizolowania w konspiracji, z indywidualnej walki nerwow i napiecia, przeszlismy do otwartej, grupowej walki. Bylismy w stanie euforii, bo przeciez: - powstanie mialo trwac nie dluzej niz tydzien, - Niemcy zupelnie wycofali sie na zachod od Warszawy, - Rosjanie byli juz po drugiej stronie Wisly, - "Parasol" mial byc na Woli, bez przydzialu terenowego, do dyspozycji KGAK. Sp: Mowi sie wiele o imponderabiliach w decyzji KG. Czy z perspektywy czasu uwaza pan te decyzje za sluszna i konieczna? JM: Czy Powstanie powinno byc w ogole planowane czy nie - to jest co innego, to jest polityczna sprawa. Ale wtedy juz nie bylo wyjscia. Uwazam, ze Powstanie musialo wybuchnac. Wszyscy byli przygotowani i wlasnie Niemcy wycofali sie na zachod. W tym samym czasie radiostacje komunistyczne nawolywaly do walki zbrojnej. Oczywiscie chodzilo im o sprowokowanie powstania, bo wtedy wykonczyliby nas latwiej. I byl taki moment, ze Niemcy wycofali sie z Warszawy, a ofensywa rosyjska od wschodu magle stanela. Wiec Niemcy przegrupowali sie z powrotem i zaczeli Warszawe traktowac jako twierdze. Oglosili, ze wszyscy ludzie zdatni do pracy maja stawac do kopania okopow wzdluz Wisly. Nie bylo wyjscia. Jeszcze dwa, trzy dni i zaczelyby sie masowe wywozki. Wycofac sie wtedy oznaczalo masakre. Gdyby nie bylo Powstania to nasz oddzial prawdopodobnie przeskoczylby w lasy. W Warszawie nie moglismy juz byc ... Nikt za bardzo nie wierzyl w umowe Sikorski-Stalin. Gorzej, jeszcze przed Powstaniem wiedzielismy, ze oni wykonczyli AK w Wilnie. Nie wierzylismy im, ale moglismy im pomoc. I takie byly nasze rozkazy. 3 sierpnia zarzadzilem zbiorke 2 kompanii. Po raz pierwszy i ostatni zobaczylem cala swoja kompanie - 160 osob wraz z plutonem kobiet. `Palacyk Michla - Zytnia, Wola, Bronia jej chlopcy od "Parasola".' Niemcy zaatakowali Wole juz 2 sierpnia. Okreg AK Wola nie mogl sie zorganizowac, gdyz nad jego bronia zakopana w ogrodkach ulrichowskich rozsiadla sie pancerna dywizja SS. Wobec tego "Parasol", ktory mial byc grupa odwodowa, juz po dwoch dniach powstania byl na pierwszej linii obrony. 4 sierpnia Niemcy przypuscili frontalny atak piechoty pancernej na nasze pozycje wzdluz Mlynarskiej i poniesli duze straty. Odtad juz nigdy w Powstaniu nie widzialem Niemcow w otwartym ataku piechoty. `Hycler przyzywa swych gienieralow: - Do chrzanu - prawi - robota taka! Wy macie czolgi i samoloty A wciaz was grzejom chlopaki a AK!' Glowne walki o Wole trwaly od 5 do 10 sierpnia. Walki toczyly sie o cmentarze, kalwinski i ewangelicki, ktore przechodzily z rak do rak. Odczuwalismy brak amunicji. W tym czasie Zoska, z duzymi stratami, zdobyla ruiny getta wraz z "Gesiowka" - grupa barakow, w ktorych Niemcy wiezili kilkudziesieciu Zydow z poludniowej Europy. Zostali przylaczeni do oddzialow Radoslawa, do uslug pomocniczych. Wszyscy chcieli sie bic i po czasowym oporze przyjelismy kilku z nich jako zolnierzy. Mialem ich kilku w oddziale. Pawel byl najlepszym naszym piacista, a Bystry - polski Zyd, ktory przezyl w kanalach ponad rok od czasu likwidacji getta, byl wspanialym przewodnikiem po kanalach. On to przeprowadzil KG AK ze Starego Miasta do Srodmiescia. Sp: Czy uzupelnialiscie oddzialy z ludnosci cywilnej i ochotnikow? JM: Nieformalnie. Dochodzili do nas ludzie z oddzialow rozbitych. Np. stan "Parasola" na koncu byl wiekszy niz na poczatku. Przychodzil zreszta kto chcial. Jesli tylko mial bron ... Na Starowce nasza glowna kwatera byla w palacu Krasinskich. Niemcy byli zmuszeni do walki piechota, bowiem czolgi nie mogly sie swobodnie poruszac po gruzach. Walki byly raczej monotonne. Chodzilo o przetrwanie, bo przeciez pomoc aliancka miala nadejsc lada chwila. Straty byly coraz wieksze, brak amunicji. Pod koniec sierpnia nie wolno nam bylo strzelac na dalej jak 10 m. Kazda kula trafna. Mielismy kilkunastu jencow niemieckich do uslug. Jedna bomba spadla kolo nich i byl ranni. Widzialem jak czolgali sie i calowali buty naszym sanitariuszkom co ich opatrywaly, bo nie chcialo im sie wierzyc, ze beda tak traktowani. Na poczatku dochodzily jeszcze odglosy artylerii zza Wisly, ale pozniej ustaly. Pogloski, ze Rosjanie sie wycofali. Stan ogolny "Parasola" szybko sie zmniejszal ... `Czekamy ciebie, czerwona zarazo, Bys wybawila nas od czarnej smierci: Bys nam kraj przedtem rozdarlszy na cwierci, Byla zbawieniem witanym z odraza.' Probowalismy sie przebic do Srodmiescia, wraz z rannymi, ale nie udalo sie ze wzgledu na b. silne pozycje i ogien niemiecki na Bielanskiej. Amunicji juz nie bylo. W koncu sierpnia otrzymalismy rozkaz wycofania sie kanalami do Srodmiescia. "Parasol" mial oslaniac odwrot. 2 wrzesnia weszlismy do wlazu na rogu Dlugiej i Miodowej, jako ostatnia grupa. Ostatnia nasza czujka juz nie doszla. W kanale trzeba sie bylo najpierw czolgac, potem mozna bylo posuwac sie na czworakach. Przeprawa trwala 5 godzin ... Powisle bylo spokojne i prawie nietkniete. W ambasadzie bulgarskiej Mieczyslaw Fogg spiewal "Palacyk Michla" ku oczywistej uciesze Parasolarzy. Ten wielki kontrast - dwa swiaty odlegle od siebie o kilka ulic - to musial byc sen. I pewnie byl, bo juz wieczorem przeszlismy na Czerniakow. Calosc bojowa "Parasola" stanowilo 140 ludzi. Cala grupa Radoslawa wynosila ok. 500 zolnierzy. Przeciw nam bylo ok. 2500 doborowych zolnierzy pancernych, w tym 2 kompanie czolgow i dzialek szturmowych. "Szafy" i wielkie dziala kolejowe, "krowy", ostrzeliwuja caly teren. `W boj przeciw nam rzucili tysiac sztukasow, Lotniczych asow, Sto tygrysow, sto tygrysow!' 13 wrzesnia Niemcy wysadzaja mosty na Wisle. Na Prage podchodzi armia Berlinga. Walczymy o kazde przejscie. Jeremi zostaje ciezko ranny i przejmuje po nim dowodztwo "Parasola". Ogolne wrazenia z Czerniakowa to straszne zmeczenie - nie pamietam czy i kiedy spalem. Ludzie mowiac zasypiaja. Sowiecki samolot zrzuca worki z sucharami, bez spadochronu. Kilka z nich spadlo na nasze pozycje i tymi sucharami zyjemy. 16 wrzesnia wielki przelot ok. 50 samolotow alianckich. Leca b. wysoko, zrzucaja duzo spadochronow, ale wszystkie ida na niemieckie pozycje. Nic dla nas ... 17 wrzesnia zajmuje przyczolek nad Wisla. Na przyczolku slychac odglosy czolgow i pontonow po drugiej stronie Wisly. Ale naszym problemem sa czolgi, ktore bezkarnie jezdza po naszym terenie, a my - w roznych dziurach - uwazamy, by nas nie przejechaly. Nie mamy zadnej broni na czolgi. Dolaczono do nas pluton berlingowcow z dwoch kompanii, ktore - pod dowodztwem kpt. Latyszonka - przeprawily sie na poludnie od Czerniakowa. Sa uzbrojeni w pepesze, maja tez dzialko ppanc, ale bez amunicji, oraz skrzynke granatow przeciwczolgowych, ale bez splonek. Dowodca plutonu, chorazy w barankowej czapce, ma dlugi pejcz, ale nie widzialem na co go uzywa. Ma rowniez telefon z kablem przez Wisle, ktory, o dziwo, dziala! Wraz z chorazym mialem satysfakcje poprosic o wsparcie lotnicze. Po niecalych 40 minutach 4 samoloty sowieckie zrzucily bomby w rejonie sejmu ... Sp: Dlaczego berlingowcy przyszli nieuzbrojeni? Celowo czy tez moze balagan? JM: Nie, uzbrojeni to oni byli. W pepesze. A reszta to balagan. To nie bylo wojsko. To byli ludzie gdzies z Ukrainy, dali im przeszkolenie, dwa tygodnie, nauczyli troche strzelac. I nagle przyszli do Warszawy, bomby leca, kurz, huk. To nie bylo dla nich. Nie wiem co sie z nimi stalo. Chyba sie jakos przeprawili z powrotem. Kanalami nie przechodzili. Na ostatnim zjezdzie kombatantow byla grupa dwudziestu berlingowcow. Wiec jakos sie przedostali. Ale na Mokotowie ich nie bylo... W nocy z 17 na 18 wrzesnia Niemcy klada silna zapore artylerii na Wisle. Od wczesnego rana 19 wrzesnia gesta zaslona dymna na Wisle. Slychac przesuwanie czolgow i szczek pontonow. Wydaje sie, ze bedzie przeprawa. Nic z tego. Wieczorem mgly opadly, bez przeprawy. Trzymamy tylko kilkadziesiat metrow brzegu... `Na Saskiej Kepie chitre Moskale, Co mnieli pomoc niesc dla Polaka, Ruskiem sposobem nas wykiwali, Taka jest dola chlopakow z AK.' W nocy 19 wrzesnia pada rozkaz wycofania sie kanalami na Mokotow. Znow oslaniamy odwrot. Ciezko ranni zostaja z lekarzami i sanitariuszkami na Wilanowskiej. Wiekszosc z nich ginie. Z 35 ciezko rannych z "Parasola", 19 zostalo zamordowanych, lacznie z Jeremim. Na Czerniakowie zginelo 90 Parasolarzy ... Na Mokotowie "Parasol" jest jedynym wojskiem liniowym Radoslawa - w sumie okolo 40 zolnierzy, w tym 7 dziewczat. Jestesmy praktycznie bez amunicji. 25 wrzesnia Niemcy (dyw. pancerna Wiking) przypuszczaja atak samolotami, artyleria i czolgami na caly gorny Mokotow. Zajmuja od tylu oddzialy na naszym prawym skrzydle, prawie bez walki. Kilku ciezko rannych czolga sie w nasza strone, ale im nie mozemy pomoc. Przechodzimy do tylu, ale wiemy, ze Mokotow juz wlasciwie padl. 27 wrzesnia dostajemy rozkaz oslony wycofania kanalami i wchodzimy do wlazow na Szustra 6 jako ostatnia jednostka wojskowa... W kanalach bylo istne pieklo. Przed nami byla grupa dowodztwa Mokotowa, ludzie w srednim wieku i starsi. Wielu nie moglo isc z braku sil i powietrza i padali. Najpierw probowalismy im pomoc, ale i nam niewiele brakowalo. Musielismy isc po nich, chociaz byli jeszcze zyjacy i chwytali za nogi. Tracimy przewodnika. Przechodzimy dwie barykady z drutu kolczastego ustawione przez Niemcow. W kanale jest gaz z karbidu, ktory wrzucaja Niemcy. Cuchnaca woda, brak powietrza, zupelny brak poczucia kierunku i czasu. Sily opadaja. Napotykamy poloblakanych ludzi, potykamy sie o ciala lezace w poprzek kanalu. Po 17 godzinach znajdujemy wyjscie do wlazu na Srodmiesciu. Do dzis uwazam to za cud ... Sp: Podobno film "Kanal" oparty byl na waszych wspomnieniach. JM: Tak mi sie wydaje. Z wyjatkiem poczatku i konca. Nie bylo tego, zeby tam wszystkich zastrzelili na wyjsciu, jak to bylo w filmie. Ale to co sie dzialo w kanale to dobrze zostalo podchwycone. Nastepuje zawieszenie broni. Niemcy uznali AK za kombatantow. "Parasol" wychodzi z Warszawy 4 pazdziernika, w ramach zreorganizowanego Korpusu AK, zachowujac z rozkazu Komendanta AK swa nazwe - batalion "Parasol". "Parasol", jako jedyny oddzial bojowy, zostal odznaczony Krzyzem Srebrnym i Zlotym Orderu Virtuti Militari. Ale zaplacil za to straszna cene. Ze stanu poczatkowego, 574 ludzi, poleglo okolo 75 procent. Sp: Gdyby przyszlo panu organizowac dzisiaj walke podziemna, co zrobilby pan inaczej? Jakiej rady moglby pan udzielic w chwili obecnej? JM: Jest jedna zasadnicza roznica pomiedzy wtedy a dzis. Wtedy operowalismy w spoleczenstwie polskim i antyniemieckim, na ogol bardzo zwartym. Bylo paru volksdeutschow i donosicieli, ale to byly jednostki. Gdy pan mnie zobaczyl na ulicy z pistoletem, to ja sie nie musialem praktycznie przejmowac, ze pan pojdzie i doniesie Niemcowi. Ale po 45-ym nie wiedziales z kim masz do czynienia, nawet we wlasnej rodzinie. A wiec konspiracja musialaby byc jeszcze ostrzejsza, a wybor ludzi znacznie staranniejszy. Nie moznaby ufac swoim ludziom. Nie wiem czy by sie to udalo. Musialoby byc nieprawdopodobnie zakonspirowane i na mniejsza skale. Sp: A zatem Rosjanie zrobili bardziej gruntowna robote? JM: O tak. Oni rozbili rodzine. Mysmy wiedzieli jedno, ze zaden Polak nie zostanie Jaruzelskim. Nawet gdyby sie taki znalazl, toby dlugo nie zyl. W latach 70-tych najbardziej mi imponowali ludzie, ktorzy dzialali w Polsce jawnie. Ja bylem wychowany jako konspirator. Ja bym sie na zadnej ankiecie czy protescie nie podpisal. Nie wierze, zeby tamci to honorowali. Ja bym to zrobil inaczej. Mysmy nie mieli zasady, ze nieprzyjaciela trzeba spotykac frontowo. Jak trzeba go bylo wykanczac, to sie go wykanczalo. To bylo efektywne. "Parasol" byl nastawiony na efektywnosc. Nie bylo czasu na mrzonki i sentymenty. Sp: Czyli profesjonalizm a nie brawura. JM: Tak, nie bylo wcale brawury. Zoska miala brawure - ich wiecej zginelo. Gdy stoje na cmentarzu wojskowym w Warszawie, na kwaterze "Parasola", i patrze na zapalony znicz i nagrobki kolegow, to ta roznica miedzy tymi co polegli, a nami zyjacymi, tak sie jakos zaciera. Chodzi tylko o kilka lat roznicy. Z nimi razem walczylismy o wspolne cele. Ich Bog juz rzucil na szaniec, a my, zyjacy, mamy stale obowiazek dalszej pracy nad realizowaniem tych wspolnych idealow. Tylko wlasne sumienie moze powiedziec nam, jak to robimy. Waszyngton, wrzesien 1992 -------------------- [W notatkach p. Jerzego znalazlem owa "Czerwona zaraze". Nie byla na pewno drukowana w Kronice Parasola, z przyczyn wiadomych. Zapewne ostatnio gdzies byla wydana - choc moze i nie. Autorem jest pchor. Ziutek (referencji poszukam i dostarcze pozniej). Fikusnosc ostatniej strofy uderzajaca. A-ch] Czekamy ciebie, czerwona zarazo, Bys wybawila nas od czarnej smierci, Bys nam kraj przedtem rozdarlszy na cwierci Byla zbawieniem, witanym z odraza. Czekamy ciebie, ty potego tlumu Zbydlecialego pod twych rzadow knutem, Czekamy ciebie, bys nas zgniotla butem Swego zalewu i hasel poszumu. Czekamy ciebie, odwieczny nasz wrogu, Morderco krwawy tlumow naszych braci, Czekamy ciebie - nie zeby cie splacic, Lecz chlebem witac na rodzinnym progu. Zebys ty wiedzial, nienawistny zbawco, Jakiej ci smierci zyczymy w podziece, I jak bezsilnie zaciskamy rece, Pomocy proszac, podstepny oprawco. Zebys ty wiedzial, jak to strasznie boli, Nas - dzieci Wolnej, Niepodleglej, Swietej - Skuwac w kajdany laski twej przekletej, Cuchnacej jarzmem wiekowej niewoli. Zebys ty wiedzial, naszych dziadow kacie, Sybirskich wiezien ponura legendo, Jak twoja dobroc klac tu wszyscy beda, Wszyscy slowianie, wszyscy twoi bracia. Legla twa armia zwycieska, czerwona, U stop lun jasnych plonacej Warszawy, I scierwia dusze syci bolem krwawym Garstki szalencow, co na gruzach kona. Czekamy ciebie - nie dla nas, zolnierzy, Dla naszych rannych - mamy ich tysiace. I dzieci sa tu, i matki karmiace I po piwnicach zaraza sie szerzy. Miesiac juz mija od powstania chwili. Ludzac sie czasem dzial twoich lomotem Wiemy jak ciezko bedzie znowu potem Powiedziec sobie, ze z nas znow zakpili. Czekamy ciebie - ty zwlekasz i zwlekasz, Ty sie nas boisz - i my wiemy o tem. Chcesz bysmy wszyscy tu legli pokotem! Naszej zaglady pod Warszawa czekasz. Nic nam nie zrobisz, masz prawo wybierac, Mozesz nam pomoc, mozesz nas wybawic, Lub czekac dalej - i smierci zostawic. Smierc nie jest straszna - musimy umierac. Ale wiedz o tym, ze z naszej mogily Nowa sie Polska Zwycieska narodzi! I po tej ziemi ty nie bedziesz chodzil, Czerwony wladco rozbestwionej sily ... _______________________________________________________________________ [Gazeta Wyborcza, 19-20.09.1992] Mariusz Ziomecki POWROT ====== Kiedy na ekranie telewizora miga postac bylego prezydenta Ronalda Reagana, o ktorym latami pisywalem kasliwe komentarze w "Detroit Free Press", moj syn, 9-letni Stas, wywoluje maly skandal w patriotycznym domu dziadkow w Warszawie. "To jest moj president! - krzyczy. - I'm an American, ja nie chce mieszkac w Polsce!" Powrot z emigracji to seria wstrzasow, dla mlodszych i starszych. Przygotowuje wanne do kapieli. Woda jakas brunatna, ledwo widac dno. Matka radzi sie nie przejmowac. "To nic - mowi. Tylko taki kolor". Wchodze rozpamietujac, jaka afera byla niedawno w Detroit, kiedy kontrola rzadu federalnego ujawnila w najstarszych nitkach rurociagow kilka ponadnormatywnych czasteczek olowiu na milion czasteczek wody. We "Freepie" zrobilismy z tego wiadomosc na czolowke. W przejsciu podziemnym przy placu Na Rozdrozu napis "SEXUALNOSC", wymalowany na scianie czerwona "solidarka", nawet jest mala choragiewka nad litera N. Stoje przed nim i zastanawiam sie: rewolucja seksualna w dobie AIDS? W Stanach zupelnie wywietrzala ludziom z glow, zbyt sie boja. Jedno z moich ostatnich wspomnien z pracy w amerykanskiej gazecie to burzliwa dyskusja nad komentarzem o bezpiecznym seksie, w trakcie ktorej jeden z moich kolegow wymachiwal wyjeta z portfela prezerwatywa. Tu ludzie brzmia inaczej. "Nomenklatura", "ukradli", "manipulacja", "podwyzki", "powiesic" pada gesto z ust starszej generacji na klasycznej herbatce u cioci na imieninach. "U nas" - bede musial przyzwyczajac sie od nowa, gdzie jest "tu", a gdzie "tam", kto to jest "my", a kto "oni". Zmienily sie maniery Znajomy pionier dekomunizacji, kiedys przyjazna dusza, a teraz zbolaly weteran ekipy Olszewskiego, wyciaga reke na powitanie, ale syczy na wiesc, ze zaciagnalem sie do "Gazety Wyborczej": "Wiec pracujesz dla generala Jaruzelskiego...". Tam, skad przyjechalem, ludziom raczej nie przychodzi do glowy mieszac polityki z zyciem prywatnym. W ogole zaskakuje mnie reakcja znajomych na wiadomosc, ze tym razem przyjechalem na stale. Niby sie ciesza, ale patrza troche jak na wariata. I prawie zawsze pada to pytanie: "Czy mozesz tam wrocic?". Ile razy na nie odpowiadam ("Nie lubie palic za soba mostow, madry czlowiek mosty konserwuje"), przypomina mi sie pasja, z ktora jeszcze nie tak dawno pietnowano tutaj emigrantow jako dezerterow i egoistow. Slonce wolnosci najwyrazniej przyspiesza gojenie ran w duszach i zabliznianie wyrw w szeregach. Nie mogac dogadac sie z miejscowymi, lgne do znajomych z Ameryki. Ale rozmowy z nimi tez maja surrealistyczny charakter. Siedze na przyklad w ogrodku restauracji "Bazyliszek" na Rynku Starego Miasta ze znajomym pisarzem - od dziesieciu lat mieszka w Nowym Jorku, chociaz ostatnio coraz dluzej przesiaduje w Warszawie. "Sluchaj - mowi - jezeli znow jestesmy tutaj i pijemy piwo, to po co bylo te dziesiec lat?". Sam sie nad tym zastanawiam. "Ty w dodatku zupelnie niepotrzebnie nauczyles sie jezyka - cieszy sie pisarz. - Ja bylem ostrozniejszy". Innego wieczoru, na spotkaniu wizytujacych emigrantow, dochodzimy do zartobliwego wniosku, ze poprzednia Polska odpowiadala nam bardziej. Dolar stal mocno. Wodka w Peweksie wychodzila za grosze, osoby plci przeciwnej patrzyly laskawym okiem. Kazdy taksowkarz cieszyl sie jak dziecko z dolara napiwku, znajomi zawsze mieli wolny czas na opowiesci, jak jest zle. No i po tygodniu, dwoch czlowiek wracal do swojego Chicago czy Nowego Jorku z ulga i poczuciem, ze bardzo dobrze zrobil przed laty wyjezdzajac. A teraz wszystko sie jakos pokomplikowalo. Jak nie patrzec, pierwszy okres po powrocie z emigracji nie jest przyjemny. Nic mi sie nie podoba, wiele rzeczy denerwuje i czasem lapie sie na rozwazaniach - ot, tak, nie wiazacych, oczywiscie - co nalezaloby zrobic, zeby wszystko odkrecic. Corka, lat 16, w ogole nie moze zrozumiec decyzji rodzicow. "Dlaczego tu przyjechalismy? Podaj mi jeden praktyczny powod" - mowi z gorycza. Zamyslam sie. "Tata, czekam" - mowi. W koncu chrzakam i sugeruje, ze w Polsce zawiera sie fantastyczne przyjaznie, na cale zycie, ze tutaj pewnie pozna ludzi lepszych i ciekawszych od tych banalnych malolatow z Ameryki. Sceptycznie kreci glowa. "Moze, ale jak do tej pory nie mam szczescia. Co kogo spotkam, to albo chwali sie, ile wczoraj wypil wodki, albo jak wagaruje, albo opowiada glupie dowcipy o Zydach". Jak slawny sen emigranta (snilo mi sie czesto, ze wrocilem, i budzilem sie zlany zimnym potem), frustracja poprzyjazdowa jest naturalna i chyba nieunikniona. Dziala to zreszta rowniez w druga strone, przy przenosinach na Zachod. Cale lata spotykalem w Stanach ludzi, ktorzy dokonawszy heroicznych wysilkow, zeby dotrzec do wysnionej Ameryki, po przedarciu sie przez koszmarne obozy dla uchodzcow i sita selekcji amerykanskiego "Immigration" dostawali w Chicago, Nowym Jorku czy Detroit antyamerykanskiej goraczki. Oglaszali, ze kraj jest brzydki, ludzie malo inteligentni, wodka slaba, a chleb jak wata. Swiezo upieczeni emigranci nie potrafili powstrzymywac sie od tlumaczenia wszystkim dookola, ze "w Polsce to bylo zupelnie inaczej". Pytania postemigranta Jestem dzis ofiara tej samej przypadlosci. Po jakims czasie, zwykle niezbyt dlugim, choroba emigranta szczesliwie mijala. Mam nadzieje, ze mnie tez przejdzie. Ale na razie musze sie pilnowac, zeby na przyklad nie szepnac ministrowi spotkanemu na konferencji prasowej, ze prawdziwie elegancki mezczyzna nie naklada bialych skarpetek do garnituru. (Na Zachodzie jest juz cala literatura opisujaca te tajemnicza przypadlosc dygnitarzy ze Wschodu.) Zagryzam zeby, kiedy policjant zatrzymuje mnie "prewencyjnie" do kontroli dokumentow, mimo, ze nie popelnilem zadnego wykroczenia, a pojazd jest w calkowitym porzadku. Ta praktyka, jak rowniez pobieranie mandatow i kar w trybie doraznym - karanie ludzi bez sadu - jest przeciez wolajacym o pomste do nieba gwaltem na uznanych w cywilizowanym swiecie swobodach obywatelskich. Dlaczego nieemeryci - przytlaczajaca wiekszosc pasazerow - nie protestuja w Warszawie, ze kaze im sie dwa razy, z obu koncow, kasowac bilet na jeden przejazd? Dlaczego prawie wszedzie w miejscach publicznych jest tak piekielnie brudno? Za komuny mowilo sie, ze to ustroj winien. A teraz? Jakie jest usprawiedliwienie? Dlaczego wiekszosc nowo otwartych restauracji czy barow zaglusza klientow straszliwie glosna muzyka? Kto wmowil nieszczesnym wlascicielom tych interesow, ze tak jest nowoczesnie i swiatowo? (Sredni poziom kuchni, trzeba przyznac, poprawil sie znacznie; z drugiej strony jednak, jeszcze nie znalazlem w Warszawie knajpy, wlaczywszy w to najdrozsze, gdzie karmiliby na poziomie calkiem przecietnej restauracji w Detroit.) No i taka z pozoru drobna, a przeciez kapitalna sprawa: dlaczego spotkawszy sie z kims wzrokiem na ulicy czy w windzie Polacy zachowuja kamienne twarze? Lekki usmiech praktykowany w takich sytuacjach na Zachodzie - czasem wsparty niezobowiazujacym, ale przyjaznym pozdrowieniem - ogromnie uprzyjemnia zycie. Probuje sobie wyobrazic Ameryke bez usmiechow... i nie potrafie. Narod emigrantow? To, ze mna rzuca, nie jest specjalnie dziwne. Ale przeciez wiekszosc Polakow nie wrocila z Ameryki. Wiec dlaczego sa calkiem wytraceni z rownowagi, poirytowani, nerwowi, agresywni? Przedstawicieli klasy robotniczej tu i owdzie wrecz swierzbia rece, zeby komus przylac. Im dluzej przygladam sie Polsce, tym bardziej to zjawisko wydaje mi sie znajome. Przeciez doskonale znam ten rodzaj zdenerwowania: to podszyta lekiem kulturowym irytacja emigranta. No bo tak: Polska wyruszyla na Zachod. Nie ma specjalnego znaczenia, ze wiekszosc ludzi fizycznie nie ruszyla sie z miejsca. Skutek - pod wieloma wzgledami - jest ten sam: radykalna zmiana warunkow gry. Tak jak emigranci stawiajacy pierwsze kroki w nowym kraju, Polacy dokonuja teraz szeregu przykrych odkryc: ze jestesmy biedni, ze musimy sie strasznie duzo nauczyc, ze nikt nam za darmo nic nie da, ze trzeba zaczynac prawie od zera... Wielu nie portafi sie z tym pogodzic. Ludzie wychowani od dziecka w przeswiadczeniu, ze Polska to uciemiezona potega, a Polacy to kwiat narodow chwytaja sie rozpaczliwie mitu, ze to spiski wrogow podcinaja nam skrzydla. Oskarzaja rzad czy byla nomenklature. Ktos musi byc winny, ze wygladamy tak mizernie w momencie prawdy. Ilez ja sie nasluchalem podobnych zlorzeczen wsrod braci emigrantow na poczatku lat 80! Lekarze na przyklad utrzymywali, ze Amerykanie tylko przez zlosliwosc nie uznaja ich dyplomow. Inzynierowie dowodzili, ze sa o niebo lepsi od tych frajerow z General Motors, ktorzy jakos nie chca oferowac im posad... Robotnikow oburzalo, ze "nawet Murzyni" wiecej zarabiaja, i tak dalej. Potrzeba bylo kilku lat, zeby te narzekania ucichly. Jeden po drugim, ludzie pozdawali egazminy, nabrali doswiadczenia, powoli poprzebijali sie lepszych posad, do wlasnych biznesow, do domow na eleganckich przedmiesciach. I jakos nigdy nie slyszalem od lekarza po kilku latach amerykanskiego stazu, ze stracil czas, ze go niczego pozytecznego nie nauczyli, albo od inzyniera, ze na Zeraniu wiedza lepiej. Porownanie dzisiejszej sytuacji w Polsce z sytuacja emigrantow jest oczywiscie niedoskonale - tam jednak wchodzilismy w gotowy, precyzyjnie funkcjonujacy uklad, do ktorego trzeba sie bylo - czy sie to podobalo, czy nie - przystosowac. istniala tez, teoretycznie przynajmniej, jakas alternatywa: powrot. Obywatele Polski dzisiaj nie maja zadnego z tcyh dwoch luksusow. Powstajacy tu nowy swiat ma wciaz rozmyte kontury, co pozwala na rozne zludzenia. I nie widac nigdzie wyjscia awaryjnego. Chyba, zeby dac noge do Ameryki i zaczynac caly cykl od poczatku. _______________________________________________________________________ Jurek Karczmarczuk JEZYK W WACIE, cz. II ===================== Niniejszy tekst jest druga czescia eseju poswieconego pewnemu gorszemu gatunkowi polskiej nowomowy, gorszemu, bo nie mamy nan szczepionki. Omawiamy degenerujacy sie jezyk polski wystawiajacy do nas jezyk w prasie i innych mediach, w reklamach a nawet w zyciu. Bywa to jezyk czasami madry i naukowy, czasami popularny, czy wrecz populistyczny, dochodzacy do wulgarnosci, ale zawsze tak ladny, ze az paskudny. W pierwszym rozdziale sprecyzowalismy temat i podalismy pare przykladow. Przypominamy, ze esej zostal zainspirowany francuska ksiazka "La Langue de Coton" napisana przez Francois-Bernarda Huyghe. Obiecalismy zajac sie analiza elementow skladni Waty Jezykowej zwanej dalej WJ. Przeanalizujemy pewne terminy kluczowe jak Zaciemniacze, Rozciagacze, Naginacze, Podkreslacze, Przekrecacze itp. (Moze zreszta w trakcie pisania dalszych rozdzialow zmienimy terminologie, kto wie, jezyk jest tworem zywym, a wate sie latwo modeluje...) Poniewaz jednak teoria jezyka jest niczym bez eksperymentu, zaczniemy od przykladu: Leopold Ciborowski, ekspert Akademii Obrony Narodowej (Rzeczypospolita, styczen 1992, cyt. przez Polityke z 1 lutego) pisze o naszej sytuacji obronnej: `...Dzisiejsza suwerennosc terytorialno-administracyjna Rzeczypospolitej Polskiej utrzymuje sie tylko dlatego, ze nikt jeszcze nie zdecydowal sie na krok agresji. Trzeba to jednak widziec w wymiarze wielkiej nienormalnosci i koniecznosci przejsciowej. Utrzymywanie takiego stanu jest zbyt ryzykowne.' Eksperyment polega na przetlumaczeniu tego na polski. Dziekuje, prosze oddac wypracowanie. Zgadza sie. W wymiarze wielkiej ekspresywnosci tego cytatu widzimy zasadnicza roznice miedzy ekspertem Akademii i moja trzynastoletnia corka, ktora pozbawiona przez swoj mlody wiek mozliwosci caloksztaltowego zrozumienia caloksztaltu powiedzialaby zapewne: `Nikt nas nie okupuje, bo nikt na nas nie napadl. Ale trzeba uwazac, bo moze napasc.' (Moja corka ujela to tak madrze, bo wlasnie co dopiero w szkole wyjasniono jej znaczenie slowa okupacja.) Powyzszy cytat z p. Ciborowskiego jest przykladem mieszanym, zawierajacym w sobie i Rozciagacze i Podkreslacze i Zaciemniacze. Czym one sa i skad sie biora? Rozumiemy, ze intuicyjnie czytelnik juz wie, wiec nie musimy walic kawy na lawe, tylko powyzsze definicje wprowadzimy owijajac je duza iloscia waty, gdyz taki jest styl tego eseju. Wyobrazmy sobie czlowieka, ktory teraz w Polsce, w tym potwornym zalewie pustoslowia i demagogii chce swoja opinie, teze, czy przekonanie przekazac innym i musi jakos dotrzec do ludzi, przebic sie przez szum. A czlowiek ow Demostenesem ani Katonem nie jest, a nawet wrecz przeciwnie. Nie czuje sie pewnie w temacie (aha, wszelkie przypadkowe podobienstwa do czegokolwiek w niniejszym eseju nalezy traktowac jako przypadkowe poddobienstwa. Wszelkie nieprzypadkowe podobienstwa tez.) Nasz podmiot jest wykarmiony na polskiej prasie, telewizji i rozmowach ze znajomymi, troche tez czytal literatury. 1. Wie, ze nalezy sie wyrazac ladnie, unikac brutalnosci. 2. Wie, ze nalezy udzielic wypowiedzi konkretnej i wyczerpujacej, a nie urwanej i zdawkowej, gdyz nie robi to dobrego wrazenia. 3. Zdaje sobie sprawe z tego, ze trzeba mowic inteligentnie, ze nalezy pokazac iz wypowiadane slowa sa oparte na przemysleniach, ze zna sie mysli Ludzi Znanych. (Na marginesie: w maju br. Telewizje francuskie przeprowadzily kilka wywiadow z generalem Jaruzelskim. Widzialem dwa. Tematyka wywiadow - oczywista. I w kazdym z tych wywiadow w pewnym momencie mowiac o odpowiedzialnosci politycznej general od niechcenia, tak sobie, wskutek przypadkowego skojarzenia, rzekl byl: `a wie pan, w tej sprawie to Max Weber wypowiedzial sie nastepujaco:...' - po czym nastepowal (dwa razy dokladnie ten sam, ma sie rozumiec) cytat z Webera, ktory w przesliczny i smakowity obwarzanek splatal takie slowa jak sumienie, moralnosc i odpowiedzialnosc. Juz nie pamietam czy to chodzilo o roznice miedzy moralnoscia sumienia a moralnoscia odpowiedzialnosci, czy tez o roznice miedzy sumieniem odpowiedzialnosci a odpowiedzialnoscia moralnosci. Ale bylo przednio! Rozmowcy byli bardzo przejeci, zwlaszcza ten drugi, ktory pewnie, tak jak ja, znal juz pierwszy wywiad. Niestety nie ogladalem trzeciego wywiadu w programie "Le Divan", ktory zgodnie z tradycyjnym exhibicjonizmem francuskim ma forme auto- psychoanalizy zaproszonego goscia, ktory lezy na zoltym szezlongu i przez godzine plecie co mu przyjdzie do glowy. Nie ogladnalem tego programu, bo wstyd mi bylo, ze znowu bedzie jakis oryginalny cytat, a ja nigdy zadnego Webera nie czytalem. Tylko czesciowa pociecha jest fakt, ze znaczna wiekszosc (tutaj, gdybym byl Korwinem-Mikke, powinienem napisac: `99.875%, jak wykazaly odpowiednie statystyczne badania') widzow tez nie. Ta dygresja przerwala nam liste calkiem zreszta rozsadnych punktow wyjscia wypowiedzi naszego podmiotu, wiec juz nie kontynuujmy tej wyliczanki, jeszcze do niej wrocimy, tylko sprobujmy do tych prawidel dorobic tzw. przepisy wykonawcze. Gdyby kto nie wiedzial: termin "przepis wykonawczy" to jest typowy przyklad WJ bioracy sie stad, ze u nas, zeby prawo bylo prawem nie wystarcza je uchwalic. Tacysmy ostrozni. Najpierw uchwalamy z czuciem i abstrakcyjnie a potem sie zastanawiamy cosmy naprawde uchwalili i jak te zabe jesc skutecznie i elegancko. Stad tez czesto tych przepisow nie ma przez cale lata. Ale my nie tacy. Przechodzimy od razu do rzeczy, ale ostroznie i z czuciem. ad 1. Przyklad. Nasz bohater nie powie "podwyzka cen" (czy czego innego), tylko bedzie uparcie mowil o "regulacji". Zamiast powiedziec, ze ktos zarabia za malo, powie, ze ksztaltuje sie dysproporcja. (Przypominam cytat zamieszczony na koncu pierwszej czesci eseju.) Tak jest po prostu ladniej. Nasz podmiot nie powie, ze w nowym ustroju premier nie bedzie mial nic do gadania (tak jak gdyby w starym mial...) tylko slicznie stwierdzi `Ograniczona pozycja rzadu znajduje juz odbicie w planowanej nowej strukturze wladz panstwa' (Roman Graczyk, "Tygodnik Powszechny" z 13 stycznia 1991) Dekorowanie wata miewa tez na cely wyeksponowanie miejsc, w ktorych waty nie ma. Porownajmy sami - (Gazeta Wyborcza z 15 maja br.) - `Kiedy przeciwstawialem sie po wyborach koncepcjom prezydenta' - powiedzial Kaczynski - `pan Wachowski grozil mi, mowiac: <>' No i kto tu jest sympatyczniejszy? Wlasciwie mozna by napisac, ze gdy pan Kaczynski chcial rozwalic pomysly prezydenta, wtedy czujny Wachowski przeciwstawil sie jego koncepcjom, ale to juz nie bedzie to samo. Bo wate sie wtyka z umiarem i selektywnie. (Dla mlodziezy: slowo "selektywny" jest terminem WJ oznaczajacym, ze na cos sie w ogole da zwrocic uwage. Specjalista od WJ ogladajacy pustynny landszafcik z kaluza wody i rosnacym obok drzewem powie bez namyslu, ze woda na pustyni wystepuje selektywnie i ze jest to zjawisko poniekad inherentnie skorelowane z wystepowaniem roslinnosci. Uwazny czytelnik nie przeoczy aby wystapienia w tym tekscie slow "poniekad" i "inherentnie"! Ich znaczenie jest tu kluczowe, podobnie zreszta jak znaczenie slowa "kluczowe" w niniejszym zdaniu!) "Przeciwstawianie sie koncepcjom" jest zreszta tylko pol-wata. Mozna lepiej. Mozna zasygnalizowac (tez dobre slowo!) powazny konflikt przy pomocy takiego wygladzenia powierzchni tekstu, ze sie czlowiek niby slizga, a naprawde lepi. Ksiadz Adam Boniecki w tym samym "Tygodniku Powszechnym" z 13 stycznia 91 w znakomitym artykule o deklaracji soborowej "Nostra Aetate" z 1965 i o dzialalnosci ekumenicznej Jana Pawla II pisze: `Trudno nie pamietac REAKCJI na beatyfikacje Edyty Stein, a nawet niektore NIEFORTUNNIE INTERPRETOWANE zwroty uzyte przez Ojca Swietego w srodowych katechezach, czy kazaniach'. (Pokreslenia moje, ale oparte o jawne stwierdzenie Bonieckiego, ze szereg szkod w dialogu chrzescijansko - zydowskim wynika nie z wydarzen tylko z ich zlej interpretacji.) Przez swiadome polozenie nacisku na ODBIOR pewnych aktow mowy, a nie na same akty unikamy bezposredniego zaangazowania i nie musimy szukac w slowniczku WJ wlasciwego sformulowania na "paskudna sprawa". Wata pozwala nam spiac nasza wypowiedz w pewna klamre, ktora chroni przed natarczywoscia czytelnika. Czytelnik moze chcialby zapytac: <> - ale jak ks. Boniecki napisze: `Ci, ktorym na sercu lezy kontynuowanie trudnego dialogu, z niepokojem sledza podjecie postepowania w sprawie beatyfikacji krolowej hiszpanskiej Izabelli Katolickiej, ktora wslawila sie podpisaniem w roku 1492 dekretu skazujacego Zydow na wygnanie', ... to nie ma sie o co pytac, gdyz juz wiemy, ze ci, ktorym na sercu, to sledza z niepokojem i nie ma sprawy. ad 2. Kompletnosc wypowiedzi. Chodzi o to, by umiejetnym podkresleniem zaciemnic fakt, ze wypowiedz jest niepelna. Ten problem czesciowo juz zostal naswietlony i przedyskutowany powyzej, ale temat wymaga bardziej szczegolowego rozwiniecia. Niestety juz nastepnym razem, ale zauwazmy, ze poprzednie zdanie tego tekstu, to o problemie, ktory juz zostal naswietlony, jest typowa wata, wsadzona aby zapchac dziure! Wiec jeszcze tylko dwa zadania domowe dla pilnych czytelnikow. Pierwsze polega na skroceniu o 60 procent ponizszego tekstu tak, zeby i tak bylo wiadomo o co chodzi autorowi. I zeby bylo jasne, ze jest on ostrozny i delikatny. Cwiczeniem wstepnym bedzie podkreslenie slow, ktore jak czytelnikowi sie (slusznie) wydaje, pelnia role rozciagaczy, zaciemniaczy, wzglednie dystorterow zwanych tez bajasnikami. Dla ulatwienia wypunktowalem kilka takich slow. Senator Stanislaw Stomma, "Tygodnik Powszechny" z 27 stycznia 1991: `Za sluszne uwazam zdanie wypowiedziane przez jednego z senatorow; powiedzial on: <>'. Zadanie drugie jest znacznie trudniejsze. Polega na poszperaniu po "Nowych Drogach" i innych starych gazetach, tekstow z okresu Jednoczenia Sie Partii. Nalezy nastepnie sformulowac wypowiedz popierajaca zjednoczenie PPR i PPS w sposob elegancki, wywazony i sympatyczny. Tekst winien sie powolywac na cudza opinie, nazwiska podawac nie trzeba, powinien byc to czlowiek na zacnym stanowisku, ewentualnie o zacnym zawodzie lub tytule (pisarz, profesor itp.). Tekst ma zauwazac drobne rozbieznosci, wykazywac koniecznosc spolecznego consensusu i winien sie konczyc stwierdzeniem, ze wygraja wszyscy i ze nie bedzie ani zwyciezcow ani pokonanych. _______________________________________________________________________ RAPPEM O WALESIE ================ [Zamieszczamy piosenke "Sto Milionow" Kazika Staszewskiego, ktory wywolal nia skandal na ostatnim festiwalu w Sopocie. Ponoc prezydent zareagowal alergicznie i stwierdzil, ze Staszewski nie rozumie sytuacji w kraju, a organizatorzy sie tlumaczyli, ze nie wiedzieli co on na zywo zaspiewa przed kamerami (mimo, ze to samo zaspiewal na probie)... Staszewski to u nas calkiem nowe pokolenie, choc wzorce znane. Punk, rapp, bunt, koncerty skladankowe, ryzyko klapy. Ale i "Zlota Plyta" i kilkaset tysiecy nielegalnie sprzedawanych kopii jego "Spalam sie". Tytul "Rappem o Walesie", oraz tekst piosenki spisalem z tygodnika "Wprost" z 13 wrzesnia br. J.K-uk] STO MILIONOW ------------ Wstalem dzis tak jak zwykle o piatej trzydziesci Jeszcze szaro za oknami dymy snuja sie po miescie Zjadlem to co zwykle jak zwykle sie nie mylem Wyszedlem z domu na autobus zaczekalem. Gdy autobus przyjechal ledwo wlazlem do srodka Ta linia cala huta jezdzi kogom ja nie spotkal Nagle jeden krzyknal - spojrzcie w okna na wystawy cen Patrze - Jezu - w sklepach ceny obnizone o 100 procent Ref.: Walesa dawaj moje 100 milionow Krzyczy starszy czlowiek z tylu - ja mowilem, ze tak bedzie Toc on zwykly taki czlowiek jak z nas kazdy na zakladzie My pomogli mu rekami pomogli mu zwyciezyc Widziales ty ja mowilem ze tak bedzie Czekaj czekaj niech policze ile teraz mam pieniedzy Nie chce jesc tego co zwykle Co ty oszalales?! Niepotrzebne ci sa wiecej Lepiej dobrze sie rozejrzyj popatrz na wystawy cen Patrze - no tak w sklepach ceny obnizone o 100 procent. Ref.: Walesa dawaj moje sto milionow Ty na wiecu w naszej hucie obiecales nam pieniadze I pamietam co mowiles mogles liczyc sie ze slowem Nie chce jesc tego co zwykle chce zyc tak jak wy zyjecie No i zobacz juz stalo sie sprawiedliwosc na tym swiecie Krzycze teraz juz z innymi mowilismy ze tak bedzie My pomogli mu rekami pomogli mu zwyciezyc Miej na wszystko baczenie tu mnie oko kontroluje Nie mysle nie czuje wykonuje Gdzie mieszkalem w tej ulicy sto lat swietlnych do stolicy Pokonalem to zawziecie i znalazlem to zajecie Niech zatrwoza sie niewierni przyjaciele na sztorc kosa Niech zobacza jak sie gniewa morda krwawego polusa Obserwuje nasze zycie urzednicze za biurkami Zobacz przyjrzyj sie uwaznie urzednicy tacy sami W zyciu bywa tez tak czesto ze ktos kogos kontroluje Ja to czuje Obiecales sto milionow wyraznie slyszalem i minelo tyle czasu Ja nic nie dostalem. Czekam jeszcze trzy dni i ani chwili dluzej Niecierpliwosc zawsze wzrasta gdy czekanie sie wydluza Twoi wszyscy koledzy oni mysla tak samo gdy sie klada wieczorem i gdy wstaja rano Pamietaja twoje slowa gdy sluchali cie na placu. __Kazik Staszewski _______________________________________________________________________ Redakcja "Spojrzen": Jurek Krzystek (krzystek@u.washington.edu) Zbigniew J. Pasek (zbigniew@engin.umich.edu) Jurek Karczmarczuk (karczma@frcaen51.bitnet) Mirek Bielewicz (bielewcz@uwpg02.uwinnipeg.ca) stale wspolpracuje: Maciek Cieslak (cieslak@ddagsi5.bitnet) Copyright (C) by Jerzy Karczmarczuk 1992. Copyright dotyczy wylacznie tekstow oryginalnych i jest z przyjemnoscia udzielane pod warunkiem zacytowania zrodla i uzyskania zgody autora danego tekstu. Poglady autorow tekstow niekoniecznie sa zbiezne z pogladami redakcji. Prenumerata: Jurek Krzystek. Numery archiwalne dostepne przez anonymous FTP, adres: (128.32.164.30), directory: /pub/VARIA/polish. ____________________________koniec numeru 45___________________________ .