Tomasz Perkowski HASLO "...Obcy moga przybierac dowolna forme - powiedzial Lou. - Ich wykrycie jest diabelnie trudne, chyba, ze przybiora ludzka postac. Wtedy, mimo calej swojej doskonalosci, nigdy nie zdolaja powtorzyc tych kilku bezsensownych slow: Kanur lajelarama ahlaszlur aknt. Jakas bariera psychiczna albo cos w tym rodzaju. Ten uklad dzwiekow kosztowal naszych uczonych wiele lat pracy, ale dzieki niemu mamy niezawodny sposob wykrywania agresorow. Punch poczul jak krople potu wystepuja mu na czolo. Wiedzial, ze nigdy nie uda mu sie wykrztusic tych paru idiotycznych sylab. Zobaczyl jeszcze jak Lou podnosi bron i spokojnie naciska spust..." Janusz K. odlozyl czytana ksiazke, przetarl przekrwione oczy i sprobowal, ot tak dla zartu, powtorzyc to tajemnicze zdanie: -- Kanu... kanul jam... karun... - rozesmial sie glosno. Nigdy nie mial klopotow z wymowa. Zaczal jeszcze raz - kanur... -- Trzy pstre przepiorczyce przelecialy przez trzy pstre kamienice - udalo mu sie to powiedziec glosno i wyraznie. Z niedowierzaniem pokrecil glowa i wrocil do przerwanej lektury. Bezsensowne slowa nie dawaly mu jednak spokoju, wzrok mimowolnie cofal sie do miejsca, gdzie sie one znajdowaly. Przywolal syna i kazal mu je na glos przeczytac. Syn popatrzyl na niego ze zdumieniem ale polecenie wykonal. -- Mam chociaz pocieche, ze moj syn nie jest kosmita. To chyba rowniez mnie zwalnia od podejrzen - az parsknal smiechem na podobny idiotyzm. Zamknal ksiazke, popatrzyl na nazwisko autora i ze zloscia odrzucil ja na stolik. W kuchni zona przygotowywala obiad, a on meczyl sie, probujac ulozyc nieposluszny jezyk w odpowiednie slowa. -- Kalar... kantlaj... kanur lar... - jego wargi poruszaly sie coraz szybciej, lecz przeklete zdanie nie chcialo przedostac sie za bariere zebow. Powietrze, ktore wydobywalo mu sie z pluc, nie chcialo zadrgac w ten jeden, okreslony sposob. -- Boze! Co za bzdura! Jestem czlowiekiem i nie musze szukac zadnych potwierdzen. Przeciez facet, ktory to napisal, wygrzebal to zdanie ze swojej poronionej wyobrazni, nie zastanawiajac sie nad nim przez moment - argumentowala jeszcze swiadoma czesc mozgu Janusza K., lecz reszta, opanowana dziwnym przerazeniem, chciala jedynie wyrzucic z siebie te cztery wyrazy i to pochlanialo jej cala uwage. -- Kalun... karl... kaljeram... - powtarzal coraz glosniej, powtarzal coraz glosniej z determinacja osaczonego zwierzecia. **************************** Sasiedzi, zwabieni halasem dobywajacym sie zza drzwi panstwa K., wywazyli je i zobaczyli w przedpokoju na podlodze oraz czesciowo na scianie dwa ciala, ktore po dokladniejszych ogledzinach okazaly sie zwlokami mlodej kobiety i chlopca. W pokoju, na dywanie dogorywala wlochata, tajemnicza istota. Jej dwanascie macek kurczylo sie i rozkurczalo w przedsmiertnych drgawkach, potezny ogon bil podloge, a z czegos, co mozna bylo uznac za usta, wydobywaly sie dziwne, niepojete slowa: -- Kanul... kajur... kaljran... KONIEC P.S. A teraz Moi Drodzy Czytelnicy, wstajemy, gleboko wciagamy powietrze i powtarzamy: Kanur lajelarama ahlaszlur aknt.