# Lada jaki Rajan Das smakował hamiltoniany. Słuchem łowił ulotne echa dalekich transformat Legendre’a z funkcji Langrange’a. Oczy śledziły energie całkowite układów i przekazywały stopom całki pierwsze jako błogie odczucie ulgi, jakby usunąć z buta ostry kamyk. Pędy wyrastały z prędkości i brzęczały w uszach jak srebrne dzwoneczki. Umysł, pogrążony w stymulowanej farmakologicznie medytacji, przemierzał bezkres przestrzeni Hilberta. Iloczyny skalarne rozpędzały się przez uogólnienia na indeksach gamma, by niczym iskry z kamienia szlifierskiego aproksymować izometrycznie w jednolitą strukturę unitarną… – Kolacja na stole! Tego Rajanowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Rozpędzone kwarki pachniały jak skwarki, zapachy kuchenne tworzyły gigantyczne pola wektorowe, a plazma bulgotała jak gorące kakao… Na skraju świadomości rozbłysła ikona logującego się zmiennika. W samą porę. Za chwilę poczuł, jak puszczają obręcze i otwierają szczęki szczypawek. Odłączył z pluśnięciem interfejs synestetyczny i poczekał, aż zmysły wrócą na swoje miejsca. Laboratorium orbitalne operowało na cyrkumsolarnym cyklotronie o średnicy toru zaledwie kilku tysięcy molekuł sacharozy. Konsorcjum kosmosploracyjnych korporacji Antarikszanusandaan nie zamierzało tracić czasu ani pieniędzy, konkurencja nie spała. Ktoś stale musiał być okablowany i dbać, aby ta delikatna struktura nie porwała się na wietrze słonecznym. Eksperymenty szły nieprzerwanym ciągiem, odhaczane z listy przez dryfującego przy rezonatorze majstra. Rajan Das odpowiadał za każde kolejne rozpędzanie cząstek. A że miało to miejsce co najmniej dziesięć razy na sekundę, musiał korzystać ze specjalnego interfejsu angażującego wszystkie zmysły i dodatkowego wspomagania komputerowego dla inteligencji logicznej. Kochał swoją pracę. Przez kilka godzin dziennie, podczas swojej zmiany, naprawdę rozumiał, o co chodzi w matematyce. Taka malutka satysfakcja po latach szkolnych upokorzeń. Rajan wyprysnął z gniazda roboczego, odbił się barkiem od drzwi do łazienki, wykonał półobrót i wyćwiczoną parabolą wylądował na stołku w kuchni. Mógł sobie na to pozwolić w 1/10g fałszywego ciążenia. Mimo to holokran niusowy zawieszony nad stołem zatrząsł się ostrzegawczo. – Ha! Dokładnie tak samo, jak podczas dokowania na trzydziestej czwartej! – zawołał z dumą, jak zwykle. – Stary, a głupi – odparła Lakszmi odkładając smartcom. Na stole piętrzyła się góra wegetariańskiego birjani prosto z jadłodajni. Dopiero co zdarła folię z opakowania i świeży zapach czosnku, kurkumy i sosu sojowego roznosił się po mieszku mieszkalnym. – A gdzie Rakeś? – zapytał Rajan w przerwie pomiędzy kolejnymi łyżkami ryżu z warzywami, które z zapałem pakował sobie do ust. – Gra w rogala z dzieciakami. – Lakszmi jadła oszczędnie i dostojnie. Napychanie się nie licowało z godnością naukowca. W przeciwieństwie do męża ukończyła z wyróżnieniem studia interdyscyplinarne i obroniła trzy doktoraty. Prowadziła zdalne zajęcia ze studentami na uniwersytetach w różnych częściach świata. To zobowiązuje. – Musisz mu powiedzieć, żeby oszczędzał przylgi. Nie sprzedają ich tutaj i trzeba by je sprowadzać z samego Dna. A to kosztuje krocie, nawet jeżeli kupisz przez Baba-Chop. – Mówiłem mu już, ale mnie nie słucha. – zaburczał Rajan i przerwał jedzenie – Uważa mnie za tępaka, bo nie zrobiłem doktoratu. Sam jeszcze gimbazjum nie skończył, a już najmądrzejszy na świecie… Najprostszych ideogramów nie łapie, tylko łacinkę duka, a ojca chce pouczać. Cztery lata ledwo mu stuknęły i patrzcie, jaki z niego *widwaan*[^1]. [^1] *widwaan* - *vidvaan* - hindi: uczony (tutaj w sensie ironicznym). – Mógłbyś okazać mu więcej solidarności. Dzieciak dojrzewa, potrzebuje wsparcia… – Potrzebuje też lekcji szacunku wobec rodziców. – Rajan omalże huknął, ale tak naprawdę nawet nie podniósł głosu, wiedział, czym mogłoby się to skończyć – Pamiętasz, jak to było wczoraj? Pomagałem mu programować Preasembler, tłumok nie odróżnia NOR od XOR. A ten woła "Tata pac!" i zaczyna mi puszczać te durne filmiki. Mówię mu, jak kazałaś, powoli, spokojnie "Teraz nie pora na głupoty, teraz ćwiczymy logikę maszynową.", a ten znowu otworzył Murkata i mi pokazuje. To się wkurzyłem… – No właśnie na tym polegał twój błąd! Dzieciak chce się do ciebie zbliżyć, podzielić swoimi fascynacjami, a ty go odtrącasz! Żeby nie widzieć takich oczywistych rzeczy! Od tych interfejsów matematycznych zrobiłeś się chyba trochę nie tego. – Ja? A czy to nie jest jego obowiązek uczyć się pilnie przez całe ranki? Zresztą, co mi do tego, nie będzie się uczył, to go zredukują. Mogę go wspierać, mogę mu kupić najnowszego konsylianta, mogę być najlepszym ojcem na Stacji. Ale jeżeli będzie się opierał hipnogogice, to co ja mogę poradzić? – Możesz dzielić się z nim swoją miłością do niego. Dzieci w jego wieku potrzebują ciepła, kogoś, kto bezwarunkowo ich popiera… – Kiedy ja byłem w jego wieku i nie chciało mi się uczyć, ojciec wyłączał mi Internet! I nie było filmików, przynajmniej do momentu, jak pokazałem mu zrobione zadania! A teraz? Weź zabierz dzieciakowi smartcom, ten zaraz powiadomi Inspektorat! – W jego wieku lałeś jeszcze w gatki i co najwyżej chodziłeś do przedchronki – zwróciła trzeźwo uwagę Lakszmi – coś ci się chyba pomyliło. – Co? No, być może. Dzisiejszy malec jak ówczesny nastolatek, postęp to postęp. Ale zasady są podobne. A właściwie identyczne. – Taki wiek, najgorszy wiek. – westchnęła Lakszmi nie wiedzieć o kim i sięgnęła po smartcom – Sprawdzę, co u Mandziuli. SI szkoły prenatalnej zgłosiła się od razu i wyświetliła tabelę postępów. Ich córka miała już ponad półtora roku terrańskiego, ale wciąż przebywała w sztucznej macicy. Interfejs edukacyjny miał pracować jeszcze przez kilka miesięcy, aby młody mózg obudził się już z podstawowym zestawem informacji niezbędnych nie tylko do przetrwania, ale i asymilacji w nowoczesnym społeczeństwie. Tymczasem Rajan rozmyślał, czy się obrazić za taką nagłą zmianę tematu. Zawsze, kiedy już się dobrze rozgrzał do sprzeczki, jego ukochana małżonka przecinała temat niczym promieniem lasera i natychmiast zaczynała coś nowego. Ponieważ nie wpadł na żaden sensowny pomysł (ani na błyskotliwą zemstę, ani zgrabne pochlebstwo), postanowił również zmienić temat i połączył się z księgowością. Pora na cotygodniowy audyt sytuacji kredytowej. Korporacyjna SI nie pozostawiła złudzeń, co Rajan skonstatował z zadowoleniem: długi zaciągnięte pół wieku temu jeszcze przez dziadków Rajana i Lakszmi nie pozwolą im wykupić się do samej śmierci. Wiele zmieniło się w Studni, ale nie to, co najważniejsze. Skutki kryzysu gospodarczego po Latach Zarazy miały dotykać jeszcze wiele pokoleń. Państwo Dasowie oraz ich dzieci, a zapewne i wnuki, pozostaną własnością konsorcjum. Ich przyszłość była dobrze zabezpieczona, pewna i przewidywalna. Rajan zawsze czuł satysfakcję ze swego położenia. Po pierwsze lubił swoją pracę, podobnie jego żona. Po drugie nie bardzo litował się nad frajerami, którzy trafili gorzej. Nikt go tego nie nauczył, więc nie potrafił. Po trzecie nie bardzo sobie wyobrażał życie na wolności. No jak to, wpaść w ten wielki tygiel proli z dwudziestoprocentowym bezrobociem? Mieszkać w rozpadających się blokowiskach, łupać asfalt pod poletko ziemniaków, jak białasy z osławionego Londynu? Podkradać prąd i dane, jak Europejczycy? Umierać z bólu przy byle zgorzeli zębowej? W końcu i tak umrzeć, i nie ujrzeć nawet prawnuków? I to wszystko na własny rachunek? Nie ma głupich! Tutaj, w habitacie zbudowanym z leciutkich kompozytów, orbitującym na skraju Otchłani, nie było zresztą ludzi wolnych. Zapewne, gdyby się tu znaleźli, stacja szybko by uległa jakimś awariom, albo zeszła z punktu Langrange’a… W tak delikatnym środowisku nie ma miejsca na dyskusje, liczy się uległość, spolegliwość i dyscyplina. – Koniec przerwy kolacyjnej! Wracać do pracy! – ściany mieszka zaczęły błyskać, zapipały kołnierze uszczelniające. – Nie za wcześnie? – zdumiał się Rajan – Mam wrażenie, że przerwy wciąż się skracają. – Ulegasz typowym dla swojej płci złudzeniom wywołanym lenistwem – odparła Lakszmi. – Cicho, nie wyrażaj na głos takich komentarzy, ściany mają uszy – przestraszył się Rajan. Lakszmi nie odpowiedziała, tylko natychmiast skoczyła do gniazda komunikacyjnego i rozpoczęła procedurę logowania. Spóźnienie groziło obcięciem doli kalorycznej. Przy okazji też można było zarobić elektrycznego kopniaka o napięciu piętnastu kilowoltów. Rajan miał jeszcze kilka minut, więc ogarnął kuchnię: wrzucił naczynia do utylizatora, a resztki curry do ust, bo nic go tak nie martwiło, jak marnowanie jedzenia. I pomknął do swojego gniazda. W ostatniej chwili ustawił ręce i nogi na prowadnicach, szczęknęły klamry. Ciało zostało solidnie dociśnięte do płaszczyzny sensorów. Szczypawki wgryzły się w skórę, aż Rajan na chwilę wyprężył się z bólu, zanim zaczęły pompować synestetyk. Na rzeczywistość spłynęła słodko-lepka mgła. Umysł Rajana odpływał do krainy matematyki. Plusnął interfejs i znowu popłynęły hamiltoniany. => %7Battach%7Dbiriani.jpg Birjani na orbicie [IMG] #### Komentarz Opowiadanie napisałem dość szybko, a potem wrzuciłem na Weryfikatorium[1], gdzie spotkała je zasłużona krytyka. Poprawiłem to, co moim zdaniem najważniejsze. Uważam, że opo mieści się w przedziale czytalności. => https://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?f=93&t=23120 1: https://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?f=93&t=23120 Może kiedyś rzeczywiście przerobię je na coś dłuższego, jak mi radzono? 📅 czw 08 kwietnia 2021 => ../index.gmi ↩ Index (Strona główna) => ../category/opowiadania.gmi 📁 Opowiadania => ../tag/opowiadania.gmi #Opowiadania