Stanisław Lem, a Qliver ======================= (czerwiec 2024) ==================================================================================================== Oczywiście "nasza relacja" była czysto "michalkiewiczowska", tzn. że "bardzo dobrze się znaliśmy, ale tylko połowicznie - ja go znałem, a on mnie nie" ;-). Stanisław Lem pozostaje dla mnie polskim "pisarzem nr 1", mam wszystkie jego książki, oraz większość wywiadów z nim i biografii. Ktoś kiedyś mnie zapytał, jak ja - judeorelista (w-g definicji prof Bogusława Wolniewicza), mogę uważać tego Polaka żydowskiego pochodzenia za najlepszego polskiego pisarza. Otóż nie widzę problemu, geniusz jest zawsze wart docenienia, i "realizm" lub "fobia" w jakimś kierunku nie są w stanie tego zmienić, gdyż geniusz jest, że tak powiem, oderwany od genów czy osoby. Można doceniać i szanować czyiś geniusz lub wiedzę, a niekoniecznie samego człowieka. W przypadku Lema nie mam nic przeciwko człowiekowi, choć w dużej części nie był on "z mojej bajki". Natomiast przed kilkoma aspektami jego geniuszu chylę czoło. Do napisania tego tekstu skłoniły mnie biografie i opracowania, oraz wywiady ze Stanisławem Lemem, które zgromadziłem i przeczytałem. Szczerze mówiąc, za życia Lema kompletnie nie znałem go "z prywatnej strony", a jedynie jako "narratora" swoich książek. Te wszystkie biografie i opracowania skompletowałem i przeczytałem dopiero w ciągu ostatnich kilku lat (już po śmierci Lema). Niestety Lem nie miał szczęścia ani do świadomych rozmówców (wszyscy jego rozmówcy byli częścią Matrixa), ani tym bardziej do biografów. Tylko wspomnienia jego syna Tomasza (7), bardzo skrótowe i cząstkowe, okazały się w miarę neutralne. W dużej części było to Jego "winą", gdyż w takim środowisku "artystyczno-literackim" się obracał. Wymieniona w bibliografii literatura bynajmniej nie jest kompletną w temacie. Ale, pomijając pozycje autorstwa Stanisława Lema oraz wywiady z Nim, po przeczytaniu wymienionych książek, kompletnie odechciało mi się kupować i czytać kolejne. Dotarło bowiem do mnie, że Lem został zawłaszczony przez ludzi "ćwierkających w tym samym chórze" (TM St.Michalkiewicz). Jedynie rozważania o filozoficznych korzeniach Stanisława Lema pana Pawła Okołowskiego (2) uważam za sensowne i zdecydowanie warte poświęcenia czasu (choć tu również z tezami poza-filozoficznymi autora często się nie zgadzam). Na temat geniuszu Lema nie będę się w tym tekście wypowiadał, gdyż napisano o nim całe książki. Literacko to najwyższa półka. Powieści SF Lema (z wyłączeniem tych wczesnych, z okresu stalinizmu) są najwybitniejszymi powieściami tego gatunku na świecie. Książki futurologiczne pokazały, że Lem jako jeden z nielicznych na świecie, śledząc i analizując rozwój nauki, technologii i techniki bardzo trafnie przewidział, jak dalej potoczą się losy tej cywilizacji technicznej, której był częścią. "Współczynnik trafień w przyszłość" ma chyba jeden z najwyższych na świecie. Polacy znają głównie Stanisława Lema jako pisarza SF, świat zachodni natomiast (a konkretnie ta jego "inteligentniejsza mniejszość") głównie jako futurologa i filozofa. Fantastyka Lema była zbyt trudna i zbyt inteligentna dla masowego zachodniego czytelnika (obecnie również to samo dotyczy Polin), więc z gniotami nie była w stanie konkurować. Poza Polską, najbardziej popularny i znany był Lem w Rosji i w Niemczech, tam też największe były nakłady Jego książek. Stanisław Lem kiedyś poddał się testowi na inteligencję. Jego wynik... wyszedł poza skalę. Tekst ten jest o tym, co w Lemie NIE wzbudza mojej sympatii, i z jakimi Jego poglądami się nie zgadzam. "Zwykłym" czytelnikom książek Lema, "taki" Lem jest kompletnie nieznany, tak jak był nieznany mi aż do czasu Jego śmierci. Inną już sprawą jest, że "taki" Lem, czyli z takiego punktu widzenia, w czasach Polin mało kogo interesuje. To, co mi się w nim nie podoba (piszę, jakby żył, ale to dlatego, że osoby tego formatu nie umierają nigdy), i co mnie mierzi jako Polaka, dla Poliniaków jest źródłem zachwytu. To zrozumiałe. Pierwszy "dylemat", czy Stanisław Lem był bardziej Polakiem, czy bardziej Żydem? Dylemat może idiotyczny, ale w czasach "szalejącego Polin" zasadny. Moim zdaniem był czymś "pomiędzy", ale bliżej Polaka niż Żyda. Czyli był Polakiem żydowskiego pochodzenia (w odróżnieniu od polskiego Żyda). Był bardziej Polakiem niż siepacze/f-sze PIS i ich zidiociały kompletnie elektorat (oczywiście również bardziej niż środowisko UD/UW/PO/KO i orbitujące wokół nich przystawki wraz z elektoratem tych tworów antypolskich), choć oczywiście od polskiego nacjonalisty/narodowca dzieliły Go lata świetlne. Rodzina Lema nie zaliczała się do ortodoksyjnych. Świadomie wybrali Polskość, co skutkowało tym, że pewna część rodziny odwróciła się od nich. Wtedy zmienili nazwisko z żydowskiego Lehm, na bardziej polsko brzmiące Lem. Stanisław Lem nie został wychowany w tradycji żydowskiej, ani religijnej, ani świeckiej. Nigdy nie uczył się hebrajskiego (a właściwie, nigdy nie nauczył się hebrajskiego), i nigdy nie był wyznawcą żadnej wersji Judaizmu (biblijny, talmudyczny, liberalny). Konsekwencją tego było, że nie przesiąkł również etyką i moralnością talmudyczną, choć kilka "genetycznych" pierwiastków "żydowskości" posiadał. Nigdy też w swojej już rodzinie nie forsował judaizmu w jakiejkolwiek formie, nie nakłaniał do tego żony, nie wychował w żydowskiej tradycji syna. Stanisław Lem był całe życie lojalnym obywatelem Polski, choć na pewno nie zaliczał się do "walczących", nie mówiąc o "bohaterach". Gdy zaczął się Stan Wojenny w 1980 roku "uciekł" na Zachód, choć wyjazd ten (stypendium) był i tak zaplanowany i ustalony, i gdyby nie było Stanu Wojennego, i tak by pojechał. W czasie swojego kilkuletniego pobytu na Zachodzie (Niemcy, Austria) nigdy nie zrzekł się obywatelstwa polskiego, i cały czas przedłużał polski paszport w polskich placówkach dyplomatycznych. Gdy niemiecka gazeta napisała, że "Lem wybrał wolność", wymusił na nich (miał już bardzo duży światowy autorytet, więc nie mogli Go zignorować) "odszczekanie" i sprostowanie. Bycie na stypendium jako obywatel Polski, to zdecydowanie nie to samo co "wybranie wolności". Zresztą Lem bardzo nie lubił Niemców, co często demonstrował publicznie z dużą przesadą. Wypominał Niemcom ich cywilizacyjne wyczyny w czasie 2WŚ. Gdy odpalono już na trupie PRL projekt "Polin", bycie Żydem zaczęło być korzystne. Lem stał się ulubieńcem "Michnikowszczyzny", czyli środowiska skupiającego polskich Żydów oraz dwużydzianów Polaka (w-g definicji Andrzeja Niemojewskiego). Podczas jednego z wywiadów zadano Mu pytanie, "czy czuje się bardziej Polakiem, czy...", Lem nie pozwolił dokończyć mówiąc "do jasnej cholery, a kim mam się czuć? oczywiście że Polakiem!". Dlatego kompletnie oderwane od rzeczywistości i faktów biografie, jak ta Agnieszki Gajewskiej (4), napisane już po śmierci Lema, traktuję jako abberację zidiociałych Poliniaków. Ta pani opisała swoje urojenia, wymyśliła sobie swojego Stanisława Lema, po czym za pośrednictwem poliniackich mediów zaczęła ludziom wciskać, że opisała "tego" Stanisława Lema. Inni biografowie niestety nie lepsi, chociaż Gajewska chyba popłynęła najdalej w swoim obłędzie. W takim razie co było w Lemie ewidentnie żydowskie? Otóż upodobanie do kosmopolityzmu, jawne deklaracje pro-piłsudczykowskie, jawne deklaracje przeciwko polskiemu ruchowi narodowemu, "miłość" do USA i demokracji w stylu amerykańskim, oraz liczne przyjaźnie i sympatie w stosunku do osób będących otwartymi i zdeklarowanymi wrogami Polski i Polskości, a także popieranie raka złośliwego rozkładającego Kościół katolicki, czyli ekumenizmu. Poniżej rozwinę każdy z tych punktów. Kosmopolityzm jest standardowo lansowany przez Żydów na całym świecie. Tylko w Izraelu praktykują żydowski nazizm. Stanisław Lew ewidentnie był kosmopolitą, choć nie można powiedzieć, że promował ten nurt w jakikolwiek sposób. Jedynie w trakcie wywiadów z nim nie ukrywał swojej skłonności do tej idei. Ale w odróżnieniu od "prawdziwych Żydów", Lem nie był dwulicowy - on autentycznie wierzył w kosmopolityzm, i nie chował w kapeluszu "żydowskiego diabełka"... ani polskiego. W tej kwestii był szczery i uczciwy, choć w okresie PRL z powodów cenzuralnych kamuflował swoje przekonania w tej kwestii. Miłość do Piłsudskiego i wiara w głoszone przez niego idee, była bardzo charakterystyczna dla większości Żydów. To Żydzi właśnie najbardziej rozpaczali w Polsce po śmierci Piłsudskiego... byli świadomi, że skończył się pewien, bardzo korzystny dla nich, okres. W ogóle, jeżeli chodzi o historię Polski, Lem jej generalnie nie znał (oczywiście poza wydarzeniami, których był uczestnikiem, więc znał z autopsji), znał jedynie wersję minimalną, ogólnie lansowaną i zniekształconą przez propagandę (najpierw sanacyjną, potem PRL-owską i poliniacką). To właśnie z braku znajomości historii wynikała jego niechęć (jawnie deklarowana) do polskiego ruchu narodowego. Duży wpływ na ten aspekt miało też środowisko, w którym się urodził i wychował, czyli środowisko żydowskie. Historia była poza Jego zainteresowaniami, Jego fascynowała nauka i technika. Faktu, że ktoś nie lubi historii, i jej "nie drąży", nie można uznać za coś złego. Nikt nie ma ani takiego obowiązku, ani możliwości, aby interesować się wszystkim, i w każdej dziedzinie być autorytetem. Za złe, albo raczej za słabość charakteru, można jedynie uznać wypowiadanie się poza granicami swoich kompetencji. Lem to robił... jak większość z nas. Wyrażał swoje opinie, również w tematach, w których miał niewielką wiedzę, lub pseudo-wiedzę zdeformowaną przez propagandę. W sumie ciężko mieć o to do niego pretensje. Nie narzucał nikomu swoich tez w kwestii historii, wyrażał je jedynie w wywiadach z nim (do czego miał pełne prawo). Ale przy Jego geniuszu, to taka mała łyżeczka dziegciu w wielkim garncu miodu lemowskiej mądrości i rozsądku. Szczerze mówiąc, to bardziej razi niewiedza (często wręcz kompletna głupota) lemowskich rozmówców i biografów, z których większość (jeśli nie wszyscy) mieli wyższe wykształcenie humanistyczne. Dlatego jako kolejną abberację traktuję zaliczanie Lema przez niektórych rozmówców i biografów do... polskiej prawicy konserwatywnej. Lem był kosmopolitycznym liberałem silnie związanym z polską kulturą i tradycją, ale w kwestiach etyczno-moralnych był konserwatystą... prawie chrześcijańskim (tzn. z chrześcijaństwa zaczerpnął najwięcej, ale niektóre jego poglądy w tych kwestiach były wręcz achrześcijańskie, np. popierał aborcję, był przeciwny wielodzietności). Również lemowską miłość do amerykańskiej demokracji można wyjaśnić brakiem wiedzy historycznej i historiozoficznej. Tylko, że to znowu ciężko uznać za zarzut. Bo na tą chorą (ewidentnie) miłość "cierpiało" chyba większość Polaków. Lem był tylko jednym z wielu Polaków ukształtowanych przez propagandę i fałszywą historię. Swoją drogą, ciekawe byłoby mieć możliwość poznać opinię Stanisława Lema o amerykańskiej demokracji wyrażoną w czasach obecnych... W kwestii jego upodobań, przyjaźni i sympatii. Obracał się w środowisku ludzi, którzy w większości (jak On sam), przeszli metamorfozę od "wiary w komunizm" w kosmopolityczny liberalizm. Dodatkowo był silnie związany z Tygodnikiem Powszechnym (zwanym też Żydownikiem Powszechnym lub Obłudnikiem Powszechnym). Katolicyzm zdeformowany i kompletnie wypaczony przez modernizm/ekumenizm to był forma religii/kościoła, którą zdecydowanie preferował. Z drugiej strony był "formatowany" przez prasę zachodnią, a później również media zachodnie, również o profilu kosmopolityczno-liberalnym. Poza przyjaźniami i kontaktami rodzinnymi, sąsiedzkimi i zawodowymi Stanisław Lem bardzo cenił i szanował: polskiego Żyda, zdrajcę i kłamcę Władysława Bartoszewskiego. Cenił Aleksandra Kwaśniewskiego za kłamstwo jedwabieńskie, oraz wszystkich po nim, którzy je podtrzymywali i rozkolportowywali po świecie. Cenił środowisko michnikowszczyzny, czyli polskich Żydów - polonofobów i chrystofobów, kłamców, oszustów, złodziei. Był wielkim fanem "mądrości" litewskiego polonofoba Czesława Miłosza. Cenił, choć nie do końca się z nim zgadzał, komunistycznego "filozofa" Leszka Kołakowskiego. Był "wielbicielem" heretyka i apostaty Karola Wojtyły, uważał go za wielkiego Polaka, oraz podobało mu się to, w co JP2 przerabiał Kościół katolicki, czyli defakto był za odkatolicyzmowaniem katolicyzmu i przetransformowaniu Kościoła katolickiego w ekumeniczną Synagogę Szatana. W tym momencie chciałoby się powiedzieć, "niedaleko pada jabłko od jabłoni" ;-). Bardzo cenił Giedroycia i jego paryską Kulturę, co akurat jest w pełni zrozumiałe, gdyż był miłośnikiem Piłsudskiego. Historycznie cenił bardzo... Piłsudskiego :-))). I Sanację. Pewną wewnętrzną sprzecznością jest w tym momencie u Lema uznanie dla geniuszu Witolda Gombrowicza, który... krytykował Sanację. Lem niezbyt cenił "polską" politykę. Podobno głosowałby na prawicę, ale był nią mocno rozczarowany, więc nie głosował. Co Lem uważał za "prawicę"? Otóż... mafie przestępcze tworzone przez Jarosława K. Z jednej strony wielki "plus" dla Niego, że nie głosował na tych zwyrodnialców, z drugiej wielki "minus", że pomylił tą mafię z prawicą (od geniusza możemy chyba oczekiwać więcej?). Podsumowując ten wątek bynajmniej nie chcę powiedzieć, że wszyscy znajomi i cenione autorytety Lema to antypolskie i antykatolickie monstra, ale... było ich zauważalnie dużo, wręcz "nadreprezentacja" (coś ala udział Żydów w Rewolucji Październikowej). Pozwala to moim zdaniem wyciągnąć wniosek :-))), że Lem ani nie był polskim narodowcem (nie mówiąc o nacjonaliście), nie był również konserwatystą w rozumieniu katolickim, choć na tle michnikowszczyzny zdecydowanie był konserwatystą. Pokaż mi swoich przyjaciół i znajomych, a powiem ci kim jesteś!... Ostatecznie już podsumowując cały tekst. Jest to moje czysto subiektywne "odczucie" Stanisława Lema. Wybitny literat i futurolog. Filozoficznie kontynuator epikureizmu w wydaniu lukrecjuszowskim (2) ;-). Jeżeli natomiast skupimy się na "Polskości" Stanisława Lema, to była ona zaledwie "poprawna". Nie był On polskim narodowcem, ani nawet tylko polskim prawicowcem. Nie był żadnym bojownikiem "o Polskę i/czy wolność", na pewno nie był "bohaterem" (nie lubił "się wychylać", ani być "na świeczniku" politycznym). Polityki unikał jak ognia, również kontaktów z politykami. Ale nie był również "lewakiem". Był liberałem kosmopolitą. Jednak dobrze albo źle wypada się na czyimś tle. Pomimo tych "wad" z mojego subiektywnego punktu widzenia, Stanisław Lem nie był na pewno polonofobem (jak większość środowiska żydowskiego i post-żydowskiego w Polsce i Polin), i nie był - co bardzo istotne - zdrajcą. Ani Polskości, ani Państwa Polskiego. Czyli pod tym względem etycznie i moralnie miażdżąco górował nad 99% "polskich" polityków Państwa Polin (1989-????). Stanisław Lem cenił chrześcijaństwo, ale tylko w wypaczonej i zdeformowanej wersji modernistyczno-ekumenicznej, czyli... nie cenił chrześcijaństwa ;-). Suma-sumarum "jako człowiek" Stanisław Lem zdecydowanie nie jest moim idolem. Ale jestem w stanie Mu to wybaczyć ;-). BIBLIOGRAFIA: ============= ---------------------------------------------------------------------------------------------------- 1) Stanisław Lem: - Wysoki Zamek i wiersze młodzieńcze - Bomba megabitowa - Tajemnica chińskiego pokoju - DyLEMaty - Okamgnienie - Rasa drapieżców, teksty ostatnie - LEM LISTY albo opór materii 2) Paweł Okołowski "Głos Pana Lema" 3) "LEM:Reaktywacja Kongres Lemologiczny" (praca zbiorowa pod redakcją Stanisława Beresia) 4) Agnieszka Gajewska "Stanisław Lem. Wypędzony z Wysokiego Zamku. Biografia" 5) Wojciech Orliński "LEM życie nie z tej ziemi" 6) Stanisław Bereś "Tako rzecze... LEM" 7) Tomasz Lem "Awantury na tle powszechnego ciążenia" 8) Tomasz Fiałkowski "Świat na krawędzi"