Patriotyzm konsumencki, świat i Polska, religia i informatyka, Bóg i diabeł, człowiek i Bestia – wszystko w jednej bajce... (tekst z roku 2018) ==================================================================================================== Mówi i pisze się tyle o tzw. „patriotyźmie konsumenckim”. Jeśli to możliwe, należy kupować polskie produkty, od polskich dostawców. Z promocji „patriotyzmu konsumenckiego” przed 2WŚ zasłynęli narodowcy, choć sama idea narodziła się w XIX w. w Zaborze Pruskim. Gdyby Polacy po 1989 roku stosowali się do tej zasady, wiele polskich firm by nie upadło (choć te największe i najlepsze nie miały szans przetrwania z powodów politycznych), a my dzisiaj nie bylibyśmy skazani na masówkę i chałturę wyprodukowaną przez globalne korporacje. Byłaby alternatywa, byłaby praca dla Polaków, byłby rozwój. I ciągle jeszcze jakiś minimalny jest, ale coraz mniejszy. Masowo Polacy wolą pójść „do Żyda” i „do Niemca” (oraz paru innych), niż do swojego. Podstawowy argument? Bo taniej, bo wyższa technologia, bo większy wybór, bo więcej miejsc zakupu… czyli od 200 lat niewiele się zmieniło. W dwudziestoleciu międzywojennym narodowcy częściowo zmienili w naszym narodzie ten zgubny nawyk, ale okres ten był za krótki, aby weszło to na stałe w krew i nawyki Polaków. Faktycznie musimy zaczynać od nowa, prawie zupełnego zera… tylko autorytetu formatu Romana Dmowskiego i Hipolita Cegielskiego brakuje. W świadomości powszechnej „patriotyzm konsumencki” dotyczy rzeczy namacalnych, produktów. Ewentualnie usług. Większy problem mamy już z tzw. własnością intelektualną. Kupić płytę CD z muzyką którą lubimy, czy za darmo słuchać jej z sieci? Większość nie zdaje sobie sprawy, że wybierając „darmochę z sieci” zabija to, co lubi. Jeśli nikt nie będzie kupował płyt CD z polską muzyką, to jej twórcy zwyczajnie po ludzku zbankrutują, i przestaną ją tworzyć zmuszeni do zarabiania na życie w inny sposób. Oczywiście można kupić i z sieci, ale w świadomości znakomitej większości „to co z sieci, jest za darmo”. Kolejnym, wyższym, szczeblem świadomości konsumenckiej, są produkty informatyczne. Ludzie, którzy w świat komputerów i sieci wchodzili w latach 70/80/90 XX wieku pamiętają, że wszystko było płatne, i że… wybór był miażdżąco większy, niż dzisiaj. Płaciło się za system operacyjny komputera, za każdy większy program osobno (a w każdej dziedzinie było kilka konkurujących ze sobą produktów różnych producentów), za czas połączenia z siecią, za dyskietki/płyty-CD z oprogramowaniem. Bo to, że płaciło się za komputer i jego osprzęt, to oczywiste. I płaciło się znacznie więcej, w stosunku do zarobków, niż dzisiaj. W pewnym momencie nagle okazało się, że świat informatyczny „opanował” (i wygryzł konkurencję całkowicie) jeden tylko słuszny system operacyjny, jeden tylko słuszny pakiet biurowy, przeglądarka, wyszukiwarka… itd. Mało tego, pomimo że do stworzenia tych produktów potrzeba tysięcy świetnie wykształconych specjalistów (czytaj: drogich pracowników), nagle okazało się się, że firmy zaczęły rozdawać te produkty za darmo, lub prawie darmo. Czyżby firmy informatyczne należące do globalnych korporacji (które ciągle się „konsolidują” i ich ilość jest coraz mniejsza, często „dla niepoznaki” pozostają tylko stare szyldy produktu stwarzając złudne wrażenie wielości… ...pozamieniały się z dnia na dzień w filantropów, rozdających darmowo swoje produkty „dla dobra powszechnego”?… Otóż nie. Oni nie zwariowali, to tylko przeciętny „zjadacz” tych produktów i usług, stracił wzrok, rozsądek i instynkt samozachowawczy. Płaci więcej niż kiedyś, ale w inny sposób, czego często nie jest świadomy. I tutaj właśnie jest pies pogrzebany, dochodzimy do clue tego felietonu. Na dzień dzisiejszy istnieje Meta, jedna gigantyczna korporacja informatyczna skupiająca takie marki jak: Microsoft, Googl, YouTube, FaceeBook, WhatsUp, Instagram… i wiele innych, świetnie znanych wszystkim „zjadaczom” produktów informatycznych na świecie. Jest jeszcze kilka dobrze znanych produktów, nie należących do tej meta-korporacji, jak np.Twitter, ale pewnie to tylko kwestia czasu. Wszystkie globalne korporacje współpracują ze sobą, można powiedzieć że jednoczą się przeciwko… klientowi, nabywcy ich produktów. Brzmi to może dziwnie, bo wszyscy wiedzą z autopsji, że wybór coraz większy, poziom możliwości i zaawansowania technologicznego coraz wyższy, ceny – jeśli są w ogóle – coraz niższe, a często po prostu brak cen. Czy dla dominacji korporacji informatycznych nie ma żadnej alternatywy? Czy naprawdę jesteśmy na nie skazani? Na szczęście nie, ale o alternatywach i sposobach obrony (przed czym – to poniżej) napiszę w następnym felietonie. W tym jedynie skupię się na zagrożeniach, i na faktycznej cenie jaką płacimy za te rzekomo darmowe produkty korporacyjne. Celem tego felietonu jest uzmysłowienie użytkownikom informatycznych produktów korporacyjnych, oraz użytkownikom tzw. komercyjnego Internetu, w jaką pułapkę wpadają. I że wpadanie w tą pułapkę, jeśli jest się „prawdziwym” Polakiem, narodowcem, konserwatystą, prawicowcem, katolikiem jest swego rodzaju… kolaboracją z najeźdźcą! Prawda, że brzmi nieziemsko? Na wstępie trzeba sobie uświadomić, że dzisiaj wojny toczą się inaczej, niż to bywało w znanej historii. Napad militarny z użyciem wojska, dużej ilości sprzętu wojskowego, bombardowaniem miast itp. jest… nieekonomiczny. Nie dość, że kosztuje, to jeszcze niszczy to, co zdobył najeźdźca w dużej części. A ludność terenu podbitego staje okoniem, zaczyna konspirować, mścić się, sabotować itp. co niesie dalsze koszty, związane ze stratą mienia, stratą ludzi, oraz koniecznością utrzymania dużych zasobów ludzkich i sprzętowych, koniecznych do zapanowania nad zaistniałą sytuacją i możliwością jej kontroli oraz „rozgrywania”. Co prawda „napady” rzeczywiste ciągle się zdarzają, ale stosowane są jedynie lokalnie „punktowo” w celu wyzyskania chwilowych celów w danym rejonie geo-politycznym. Dzisiaj to naprawdę ostateczność, nikt nie chce się zrujnować angażując w wojnę konwencjonalną na wielką skalę, i do tego skupić na sobie oczy całego świata, który dzisiaj ma „oczy” dosłownie wszędzie, i wszystko widzi. To się naprawdę nie opłaca, to ostateczność-ostateczności. Już dawno zauważono, że przewaga w ludziach i sprzęcie, nie gwarantuje zwycięstwa. Kwestie wyszkolenia ludzi oraz nowoczesność sprzętu pomijam. Od zarania czasów, czynnikiem kluczowym, który decydował o zwycięstwie była INFORMACJA. Często wygrywał wojnę nawet fizycznie słabszy przeciwnik, który posiadał informacje o swoim wrogu: ile i gdzie ma rozmieszczone wojsko, jak wyszkolone, jakich dowódców, które jednostki są groźne a które nie, jak nowoczesnymi technologiami dysponuje, jakie ma poparcie wśród lokalnej ludności / obywateli itp. Aby zdobyć te informacje stworzono instytucję szpiega i sabotażysty. Oraz dezinformacji ludności/wojska wroga, przekupstwa, nakłonienia do współpracy możliwie dużej liczby osób, posiadających strategiczną pozycję lub możliwości na podbijanym terenie. Aby zdobyć te informacje i kolaborantów, używano szpiegów, pieniędzy dla kolaborantów i zdrajców, szantażu… a po zwycięstwie militarnym Urzędów Bezpieczeństwa, szantażu, zastraszania, wymuszania, tortur. Czyli i kija, i marchewki. Jak widać nie było żadnych hamulców aby zdobyć potrzebne do zwycięstwa informacje. Bo informacja była kluczowa dla zwycięstwa. Co najgorsze, musimy zrozumieć, że właśnie… jesteśmy w trakcie wojny. Pomimo że za oknem nikt nie strzela (i oby nie strzelał), upadają państwa i tracą swoje mienie, a obywatele tych państw biednieją i tracą wszystko, lub prawie wszystko, i nierzadko z wolnych ludzi stają się nowoczesnymi niewolnikami. Niewolnikami przynoszącymi swoim nowym panom, których nie widzą i których istnienia często nie są świadomi, wielkie zyski. Niewolnikami, których można się pozbyć fizycznie, gdy stają się niepotrzebni. Większość inteligentnych Polaków, jest boleśnie świadoma, że Polski prawie już nie ma. Że ostatnie 30 lat to planowy, konsekwentny i świadomy demontaż Państwa Polskiego. Tak naprawdę zniszczono i rozsprzedano z Polski już prawie wszystko. Zostaliśmy tylko my, nieświadomi niewolnicy, z naszym miejszym-lub-większym majątkiem prywatnym, który dla nowych panów ma-lub-nie-ma wartości. Nasi panowie zastanawiają się właśnie, ilu z nas warto zachować, bo przydadzą się do pracy/konsumpcji/wojenek/ich-obrony, a ilu trzeba się pozbyć. Pozbyć w taki sposób, aby nikt nie miał świadomości, że został celowo zabity. Wyzyskiwać w taki sposób, aby nikt nie czuł się wyzyskiwany. I tutaj właśnie koło się zamyka. Jak to możliwe, że nie zauważyliśmy co się dzieje, że uwierzyliśmy w najlepszy na świecie (rzekomo) demokratyczny ustrój, że wybieraliśmy ciągle niewłaściwych przedstawicieli do władz, że nie zauważyliśmy jak nas okradziono, że wielu ciągle nie zauważa, że jest już niewolnikiem? Otóż przegrywamy wojnę informacyjną, bo nie posiadaliśmy prawidłowych/wartościowych/kluczowych/potrzebnych/niezbędnych INFORMACJI. Ale trzeba wiedzieć, że ta wojna, którą zdecydowanie przegrywamy, jeszcze trwa. I że nie wszystko jeszcze stracone (poza mieniem narodowym, którego już odzyskać się nie da, trzeba będzie zacząć od nowa je wypracowywać i gromadzić), choć wiele wskazuje na to, że jesteśmy na przegranych pozycjach. Wbrew pozorom wojna ta trwa od dość dawna, choć jej intensyfikacja nastąpiła dopiero w XXI wieku, gdy stosowana w tej wojnie broń osiągnęła wystarczający stopień rozwoju, aby najeźdźcy mogli pomarzyć o ostatecznym już zwycięstwie. Tą bronią są… technologie informatyczne i wszechobecna powszechnie dostępna sieć Internet, oraz sprzęt do jej obsługi. Oraz GSM i TV. To wszystko spowodowało, że nasz przeciwnik dostał kluczowe INFORMACJE potrzebne mu do zwycięstwa nad nami, i zniewoleniem nas. Musimy zdefiniować przeciwnika, bo dzisiaj nie jest nim sąsiedni kraj, wrogi nam naród, czy po prostu ktoś albo coś, co nas nie lubi. Bo nie tylko my jesteśmy ofiarami tej wojny, ofiarami jest większość ludzkości w większości krajów… Otóż przeciwnika tego nie da się zdefiniować jednoznacznie i namacalnie. JEGO największą siłą jest to, że jest wśród nas, a mimo to go nie widzimy, i JEGO obecności nie jesteśmy świadomi. Widzimy ludzi, którzy dla NIEGO pracują, i tego akurat jesteśmy świadomi (w Polsce: PC/AWS/PIS, KLD/UD/UW/UP/PO/KO/Polska2000, SLD/Lewica/Razem/Wiosna/Palikot, PSL, itp. itd.). Niektórzy z nich dla NIEGO pracują, bo są pazerni na pieniądze, niektórzy bo są pazerni na władzę, niektórzy bo chcą sobie zagwarantować bezpieczne miejsce. Ale są też tacy, którzy pracują dla NIEGO z głupoty, braku wiedzy lub inteligencji, po zaszantażowaniu, po zastraszeniu, bo dali się oszukać… motywacji pewnie tyle, ilu zdrajców i współpracowników. Jak to możliwe, że doszliśmy do tak żałosnego stanu? Otóż powodem jest INFORMACJA. A konkretnie jej brak, i równocześnie fałszywa INFORMACJA. Najpierw skupię się na braku. Jak to możliwe, że w czasach tak łatwego gromadzenia i przesyłania informacji, my nie mieliśmy tej właściwej, niezbędnej do przeżycia i dobrego życia? Otóż… niestety mieliśmy. Ale utraciliśmy są częściowo z własnej winy, a częściowo z powodu wojny informacyjnej, która nas celowo dezinformowała doprowadzając do stanu bezbronności, ubóstwa i ogólnie żałosnego stanu, w jakim obecnie nasz naród, i nasza ojczyzna, się znajduje. 2021 lat temu (niedawno obchodziliśmy 2021 rocznicę) dostaliśmy jako ludzie najwspanialszy przepis na życie, jedyny gwarantujący sukces – religię katolicką. Nikt nigdy nie wymyślił lepszego przepisu, bo nie mógł wymyślić. Któż może konkurować z Bogiem? Etyka i moralność katolicka są jedynymi, jakie gwarantują pokojowe współżycie ludzi oraz zachowanie właściwych proporcji w stosunku do tego, co bardzo ważne, mniej ważne, nieważne i szkodliwe. To właśnie ta religia i Bóg za plecami, któremu jako naród wiernie kiedyś służyliśmy, gwarantowały historyczny sukces. A nawet gdy upadliśmy, traciliśmy „światełko w tunelu”, Bóg brał nas zwyczajnie za kołnierz i wyciągał z bagna (np. Gietrzwałd). Bo byliśmy wierni. Bo byliśmy katolikami – może upadłymi, ale byliśmy. Nadeszły nowe czasy. Z jednej strony odrodzenie religijne, z drugiej masońska Sanacja mająca układy z diabłem. To dzięki Sanacji, wystrychniętej przez diabła (którego była nierządnicą) na dudka, weszliśmy w wojnę kompletnie do niej nieprzygotowani i w najgorszym możliwym momencie. W wojnie tej straciliśmy połowę inteligencji i 95% majątku narodowego, nie wspominając o stratach ludzkich i terytorialnych. Po wojnie antychrześcijańska okupacja, szkoły zaczęły zamiast uczyć, ogłupiać. Ale jeszcze nie demoralizować – w ten etap szkoły weszły dopiero w Europie po 1968 roku, w Polsce po 1995 roku. Ale dawaliśmy radę, jako Naród. Niestety inne narody nie dawały. Dodatkowym kataklizmem okazał się upadek Kościoła katolickiego, od 200 lat infiltrowanego przez „pomocników szatana na ziemi” - masonerię. Podczas Soboru Watykańskiego II masoneria przejęła władzę w kościele, gdyż już co drugi kardynał okazał się albo masonem, albo nieświadomym współpracownikiem masonerii. Niestety jako Polacy mamy w tym procesie niechlubny udział – wielu naszych kardynałów jednoznacznie opowiedziało się po stronie diabła. Od tego momentu upadek przyspieszył. Straciliśmy boży przepis na życie, który kompletnie wypaczyła masoneria ekumeniczna. Zastąpiła ona faktycznie księży katolickich, których stopniowo zaczęła niszczyć bądź odsuwać na boczne pozycje, z których niewiele lub nic mogli zrobić. Część księży zwyczajnie dała się zastraszyć, część szybko przeszła na stronę zwycięzców… bo ich wiara nie była silna wystarczająco. Odrzucono Tradycję, czyli „przepisy wykonawcze” do Słowa Bożego. Zwariowaliśmy już zupełnie… Polacy jako naród długo się nie bronili. Mając wszelkie informacje o tym, że to co przyszło nie jest katolicyzmem, podążyli za nowym, usłużnie popychani przez zdrajców Boga, masonów ekumenicznych. Dożyliśmy czasów, a właściwie je stworzyliśmy, kiedy diabeł ubrany w komżę ogonem zaczął na mszę dzwonić… już nie katolicką mszę. Padł Kościół, zniszczono szkołę. Czyli dwa podstawowe źródła odpowiadające za wychowanie człowieka, zgodnie z wolą bożą. Od tego czasu i Kościół, a raczej wioska potiomkinowska (fałszywka), która w jego miejscu powstała, i szkoła, zaczęły wsączać w nasz naród fałszywe i błędne INFORMACJE, o Bogu, i o rzeczywistości. Został jeszcze ostatni bastion – rodzina. Ten bastion trzymał się dość długo, bo do końca lat 80-tych. Konserwował go sprzeciw co do nowej czerwonej rzeczywistości, oraz Kościół, który ciągle jeszcze nie zrzucił maski, i udawał (tylko w Polsce) coś, czym już od dawna nie był. Ale że nie lubił się formalnie z czerwoną zarazą, grał po naszej stronie. Lata 90-te to już zwycięstwo błędnej i fałszywej INFORMACJI, którą sączono w nasze głowy wszelkimi możliwymi sposobami. A że nowe było nowe, więc pociągające, i bardzo atrakcyjne… nowe pokolenie wychowało się już w oderwaniu od rodziny. Rodzice więcej czasu spędzali przed TV niż z dziećmi, Kościół dryfował nie wiadomo gdzie, choć już było wiadomo że na skały, i coraz mniej ludzi traktowało go poważnie. Zaczęła się narodowa apostazja... Rodziny praktycznie się rozpadały. Atomizacja społeczeństwa postępowała jak burza. Dzieci wierzyły bardziej w to, co usłyszały w szkole i TV, niż rodzicom, nie mówiąc o dziadkach. Diabeł zarzucił swoje sieci kłamstwa na świat. Kłamstwo to sprzedawał już w atrakcyjnym opakowaniu. Podstawowym nośnikiem kłamstwa stała się oplatająca świat globalna sieć Internet, narzędziem technologie informatyczne. O oczywiście pierwszy żołnierz demoralizacji – TV. Nie twierdzę, że w sieci jest tylko kłamstwo. Jest i dużo prawdy i wspaniałych rzeczy, ale złamany przez diabła człowiek stracił już orientację, i nie potrafił odróżnić kłamstwa od prawdy, dobra od zła. Przepis na boży świat ciągle istniał, w Tradycji, ale skoro już nawet Kościół z niego zrezygnował, to co wymagać od zwykłego szarego człowieka?… I ponowne deja-viu. Patriotyzm konsumencki, wojna, bajkowa wersja historii Narodu Polskiego oraz odejścia od Boga… komputery, sieć Internet, technologie informatyczne. Co to wszystko ma razem wspólnego? Otóż, niestety, ma. Komputery, technologie informatyczne, sieć Internet – to narzędzia. Ale narzędzia ściśle wyspecjalizowane – do tworzenia, gromadzenia, przechowywania i przesyłania informacji. Każde narzędzie stworzone przez człowieka jest dobre, po to Bóg dał mu inteligencję, żeby je tworzył i przy ich pomocy czynił sobie świat poddanym. Ale każde narzędzie można użyć w dobrym, lub złym celu. Młotkiem można wbić gwóźdź, albo rozbić komuś głowę. Samochodem można pojechać z rodziną na wakacje, albo uciec z miejsca przestępstwa czy kogoś zabić. Każdy rozumie o co chodzi. Nie jest ważne, jaki jest młotek, a tylko jaka ręka nim macha, i co chce nim zrobić. Wcześniej wspomniałem, że do zwycięstwa zawsze potrzebna jest INFORMACJA. Kiedyś, aby ją zdobyć, trzeba było się mocno napracować. Obserwować z ukrycia, podsłuchać, przestraszyć, zastraszyć, sterroryzować rodzinę, przekupić, połamać komuś palce albo trzymać go przez miesiąc w upiornej piwnicy i znęcać się nad nim tak, że mityczna Święta Inkwizycja była by zadziwiona, że tak można… Praca ta była kosztowna, wymagała pieniędzy, czasu, infrastruktury, odpowiednich kadr. Więc możliwości pozyskania INFORMACJI były ograniczone. A dzisiaj? A dzisiaj padamy ofiarą własnego, ludzkiego intelektu. Gdy odwróciliśmy się od Boga, diabeł złapał za cugle, i steruje tam, gdzie większość z nas nie ma zamiaru się znaleźć, ale mimo wszystko idzie tam dobrowolnie, nieświadome co jest za kotarą. Nie trzeba już nikogo łapać, siłą duraczyć w szkole, szeptać mu pokątnie złe rzeczy do uszka. Wystarczy dać TV, małpofon, Internet, komputer, palmtop… Natura człowieka jest taka, że mając do wyboru dobro i zło, większość wybierze zło. Kiedyś to korygował katolicyzm, wskazując dobro i wychowując do dobra, szkoła rozwijała, a rodzina kontrolowała. Ale gdy rozjechały się zegary, i już większość ludzi nie ma pojęcia jaki kierunek jest właściwy, zło triumfuje. I to bardzo niskim kosztem. Głównym operatorem zła, czyli skutecznym narzędziem w ręku szatana, są właśnie światowe korporacje informatyczne. Skuteczna dezinformacja, ogłupianie, demoralizacja, bazowanie na najniższych instynktach. A to wszystko dzięki możliwości zdobycia o nas prawie wszystkich INFORMACJI, co umożliwia bardzo skuteczne kierowanie nami. Dzięki narzędziom informatycznym i sieci Internet, koszty są śmiesznie małe, i już nikomu nie trzeba łamać palców, ani trzymać go w piwnicy. Informacji Bestii (tak określił to, co steruje obecnie światem, pisarz Marek Chodakowski) dostarczamy sami, dobrowolnie, choć często nieświadomie. Praktycznie całe oprogramowanie korporacyjne, poczynając od systemów operacyjnych Windows i Android, a kończąc na FaceeBook i komunikatorach, są śmiesznie tanimi inteligentnymi szpiegami, które towarzyszą nam od momentu jak nauczymy się czytać, do samego końca naszego bytowania na Ziemi. Szpiegami, którym przekazujemy wszystkie informacje o nas, dobrowolnie sami, i za darmo. INFORMACJA o nas jest właśnie tą ceną za rzekomo darmowe oprogramowanie. Korporacje chcą wiedzieć o nas wszystko: co lubimy, a co nie, co jemy, z kim się kontaktujemy, jakich mamy znajomych, co sobie mówimy, co myślimy, co nas interesuje, czego szukamy w sieci, jakie mamy słabości… ...po prostu wszystko. Bo to wszystko jest bezcenne dla Bestii. INFORMACJA o nas daje możliwość Bestii nas ogłupić tak, że sami doprowadzimy do swojej śmierci. Skłócić nas. Zdemoralizować. Wmówić nam, że coś potrzebujemy, i że bez tego nie da się żyć. Rozbić naszą rodzinę, czy w ogóle nie dopuścić do założenia rodziny. Wiedzieć gdzie jesteśmy, z kim się kontaktujemy, z kim utrzymujemy znajomości, co mówimy, co uważamy na jakiś temat. Gdzie w danym momencie jesteśmy, jak się przemieszczamy, kiedy i gdzie byliśmy u kogo. Co, kiedy i gdzie kupowaliśmy. Po prostu wszystko. A jak ktoś wie o Tobie wszystko, to już jesteś niewolnikiem. Nawet, gdy Ci się wydaje, że to Ty ciągle decydujesz o sobie. Może Ciebie zmusić praktycznie do wszystkiego, zaszantażować Ciebie jeśli będziesz stawiał opór, złamać, ośmieszyć, upokorzyć, pozbawić pracy, rozbić rodzinę, skłócić z przyjaciółmi czy współpracownikami. Po prostu zniszczyć. Witajcie w Matrix. Czy nie czas już na czerwoną pigułkę?… Na narodowe odrodzenie? Na powrót do Boga? Jeśli znowu Bóg będzie z nami, co za znaczenie kto, lub co, będzie przeciwko nam?...